W ubiegłą sobotę ja, dziennikarka „Słowa Polskiego”, zdecydowałam się odwiedzić z moją koleżanką kijowski Euromajdan, postanowiwszy poprzeć demokratyczny kierunek rozwoju naszego państwa, urozmaicić moje życie oraz spotkać się z kolegą z Wielkiej Brytanii, który też pracuje w polonijnych mediach.
Przed wyjazdem, rzecz jasna, zapoznałam się z sytuacją, przeczytawszy sporo różnych artykułów, w których przeważnie uprzedzano, że nie warto jechać samemu lub we dwójkę, trzeba dołączać się do 5-10 osobowych grup, nie odpowiadać na żadne prowokacyjne pytania oraz schować pieniądze i dokumenty.
Podczas podróży wydawało mi się, że w pewnym momencie będziemy musiały wysiąść z pociągu, albo pociąg zostanie zatrzymany, czy też dworzec zaminowany (jak już się wcześniej zdarzało), krótko mówiąc, różne „pozytywne” myśli chodziły mi po głowie. Ale dojechałyśmy do stolicy spokojnie, do Majdanu dotarłyśmy metrem. Następnie, jako dziennikarka „Słowa Polskiego” zarejestrowałam się w centrum prasowym Sztabu Narodowego Oporu i spotkałam się tam z kolegą z brytyjskich polonijnych mediów.
A Majdan oczyma człowieka, który znalazł się tam po raz pierwszy wygląda tak – dużo namiotów, ludzie grzejący się przy żelaznych beczkach, stosy ciepłych rzeczy i koców oraz ogromna ilość tych, którzy, jak wydawało się na początku, chcą tylko za darmo zjeść i zabawić się. Trochę przerażająco to wyglądało.
Centrum prasowe mieści się na parterze Biura Związków Zawodowych, przy wejściu do którego stoją ochroniarze i bez przepustki nikogo nie wpuszczają. W środku znajdują się stoły, przy których siedzą półśpiący dziennikarze, reprezentujący różne gazety i stacje telewizyjne. Na końcu widać polską flagę. Przypuszczałyśmy, że tam siedzą Polacy, wśród których też i nasz kolega, podeszłyśmy do stołu mówiąc „dzień dobry”. Natomiast zamiast odpowiedzi spotkałyśmy się z niezrozumieniem dziewczyny, która siedziała przy stole. Okazało się, że stół jest przeznaczony dla dziennikarzy z Polski i Gruzji, dlatego właśnie ta dziewczyna (Gruzinka) nie zrozumiała nas. Było to pierwsze zabawne wydarzenie tego dnia, lecz nie ostatnie.
Po krótkim odpoczynku i wypiciu herbaty rozdawanej na każdym kroku, wyruszyłyśmy poznawać Majdan bliżej. Wrażenia się zmieniły po małym spacerze. Zobaczyłam ludzi, którzy bronią swoich poglądów i stoją tam raczej nie w imię jakiejś idei, tylko przeciwko obecnej sytuacji na Ukrainie. Co godzinę tysiąc ludzi śpiewa hymn z ręką na sercu. Stojąc pomiędzy nimi, zrozumiałam, że naród ukraiński jednak ma silnego ducha i wolę zwycięstwa. Wszyscy na Majdanie są uśmiechnięci, kobiety w ukraińskich strojach częstują chętnych ukraińskim barszczem. A lokalni przedsiębiorcy, którzy przedtem sprzedawali hot dogi, obecnie handlują wstążkami, szalikami i czapkami z ukraińską symboliką. Niezły pomysł!
Na dodatkową uwagę zasługuje nasza „Jołka”, czyli centralna choinka. Jest to miejsce, gdzie kreatywnie wymieszały się humor i kreatywność ukraińskiego narodu. Życie na Majdanie wiruje…
Wieczorem odbył się koncert legendarnego ukraińskiego zespołu „Okean Elzy”, uczestnicy którego zebrali się w pierwotnym składzie pod hasłem „Ważne rzeczy łączą”.
Ostatni najjaśniejszy „rozbłysk Majdanu” obserwowałyśmy, kiedy uśmiechnięci ludzie, podśpiewując i tańcząc radośnie z ulubionymi muzykami, podnosili w górę włączone telefony komórkowe, tworząc niby gwiaździste niebo na ziemi, pośrodku Majdanu…
Wika Draczuk, opracowanie Irena Rudnicka, bwp
Zdjęcia z kijowskiego Majdanu
{morfeo 489}
Leave a Reply