Już przez ponad dwie dekady, bo od 21 lat, Polska jest członkiem UE. Drogę “od Unii Lubelskiej do Unii Europejskiej”, a takie było hasło Jana Pawła II, Polska osiągneła wielkim wysiłkiem i determinacją. Słuchając polskich polityków, którzy wówczas właśnie przygotowywali Polskę do akcesji, nie pozostaje żadnych złudzeń o tym, że taki efekt nie był przesądzony. Wcale nie było to oczywiste. Raz, że należało wykonać ciężkie zadanie domowe ws przeprowadzenie odpowiednich reform oraz dostosowanie ustwodawstwa polskiego do unijnego. A dwa – to kwestia referendum, które mogło odwrócić bieg historii (pamiętam jak w czerwcu 2003 r. Liga Polskich Rodzin mocno agitowała przeciwko przystąpieniu do UE).
Na szczęście dla Polski udało się. Rzeczpospolita przyłączyła do grona krajów, którzy postawili za zadanie rozwijać się w pokoju i warunkach gospodarki rynkowej, szanując prawa obywateli.
W czasie Rewolucji Godności dziennikarzy polscy mocno się dziwili, dla czego na Majdanie w Kijowie widać tyle flag unijnych, z czym był związany taki europejski entuzjazm Ukraińców? Odpowiedz była prosta: wówczas dla większości Polaków UE kojarzyła się już z VATem, PITem, etc. Na Ukrainie wtedy i dzisiaj Unia kojarzy się z marzeniem, swoistym prezentem, zakwalifikowaniem do wyższej ligi jako…należność. Stąd i wyobrażenie Ukraińców, że członkowstwo unijne jest nie skutkiem ciężkiej pracy władzy i obywateli, a pewnym bonem na zachęte. Stąd bierze się także dzisiaj frustracja ukraińska wobec UE: “no bo nie przyjmują nas, a nam się należy…”.
Zniecierpliwiony pytam siebie, czy to myślenie się kiedyś zmieni? Ktoś zażartował, żeby współcześni nie martwili się o przyszłość, bo nie od nich ta przyszłość zależy. Cóż, jak wiadomo w każdym żarcie jest tylko odrobina żartu.
Leave a Reply