Wieś Szpiczyńce w obwodzie winnickim kilka razy zmieniała właścicieli, dopóki ostatecznie w XVIII wieku nie znalazła się we własności rodziny Sobańskich. W 1877 roku Teresa Sobańska poślubiła Henryka Stanisława Tyszkiewicza. Od tego czasu młode małżeństwo zaczyna gospodarować w Szpiczyńcach…
Mieszkańcy tej wsi do dzisiaj dobrze wspominają hrabiego Tyszkiewicza oraz jego rodzinę. W czasach komunizmu kreowano negatywny wizerunek polskiego ziemianina, jako okrutnego eksploatatora, który żył w przepychu kosztem zagłodzonych chłopów. Ale na pewno nic z tych rzeczy nie można powiedzieć o hrabim Tyszkiewiczu. Pan Henryk rzeczywiście był bogaty, lecz swoje bogactwo zarobił własną pracą i rozważnymi inwestycjami. Pamiętają go, jako kulturalnego, wykształconego, inteligentnego człowieka, który zawsze opiekował się zwykłymi ludźmi. Czy lato, czy zima, hrabia Tyszkiewicz zaczynał pracę od czwartej godziny nad ranem. Nigdy nie wychodził z domu nie zjadłszy śniadania. Hrabia Tyszkiewicz dbał o własne zdrowie i wymagał tego samego od innych. Tyszkiewiczowie posiadali własną cukrownię oraz tysiące hektarów ziemi na terenach dzisiejszego rejonu Pogrebyszczańskiego oraz Koziatyńskiego na Winnicczyźnie. Henryk Tyszkiewicz umiał zarobić pieniądze prawie na wszystkim – hodowli drobiu, pszczelarstwie, uprawie owoców, hodowli ryb. W Szpiczyńcach rozwijało się nawet garncarstwo. Pracownicy otrzymywali przyzwoite wynagrodzenie za wykonaną prace, a ich rodziny czuły się materialnie zabezpieczone. Każdego pracownika hrabia Tyszkiewicz znał osobiście i z szacunkiem odnosił się do wszystkich. To było jednym z jego głównych priorytetów.
Mój dziadek Jan i babcia Julia też pracowali w majątku hrabiego, który udostępnił im mieszkanie. Tak samo hrabia Tyszkiewicz pomagał wszystkich kto mieszkania potrzebował. Dziadek został sierotą gdy miał 12 lat, zabrał go do siebie jeszcze ojciec Henryka Tyszkiewicza. Najpierw dziadek pracował w kuchni, później dostał się do Warszawy, gdzie uczył się zawodu kucharza. Po zdobyciu wykształcenia dziadek gotował dla Tyszkiewiczów aż do roku 1918, kiedy ci wyjechali do Polski. Stary hrabia, ojciec Henryka Tyszkiewicza został pochowany w Pogrebyszczu na polskim cmentarzu. Ludzie opowiadają, że to był bardzo smutny pogrzeb…
Babcia Julia pracowała jako pokojówka, hrabia Tyszkiewicz zaprosił ją z Polski. Ona była siostrą popularnej polskiej dziecięcej pisarki Ewy Szelburg. W naszej rodzinie do dzisiaj zachowały się utwory Pani Ewy, zarówno jak i zdjęcia zrobione w Puławach.
O dobrym sercu Tyszkiewicza chodzą legendy. Przed największymi katolickimi świętami hrabia w prezencie dawał każdemu pracownikowi 25 carskich karbowańców, a wszystkim dzieciom przedszkolnego oraz szkolnego wieku – po 5, a każdego innego członka ich rodzin częstował świątecznymi daniami. To było tradycją rodziny Tyszkiewiczów. Moja mama opowiadała, że jej ojciec w takie dni bardzo wcześnie szedł do pracy i późno wracał do domu, ponieważ miał dużo pracy w kuchni.
Oprócz tego, każdego roku przed 1 września, kiedy dzieci przygotowywały się do szkoły, hrabia dawał każdemu miejscowemu uczniowi po komplecie jesiennej i zimowej odzieży i obuwia, a wiosna – letnie ubranie. Wychowanków z rodzin urzędników i pracowników, kto dobrze uczył się, hrabia Tyszkiewicz własnym kosztem kształcił w Warszawie albo Krakowie. Moja mama i jej siostra dwa lata studiowały w Warszawie, a ich brat Józef otrzymał tam dyplom księgowego i po powrocie pracował w miejscowej cukrowni. Nazar Łapikura skończył w Warszawie medyczną szkołę i całe swoje życie pracował w Szpiczyńcach jako lekarz. Nie miał równych sobie w promieniu stu kilometrów.
Hrabia Tyszkiewicz zajmował się także dobroczynnością – pomagał finansowo zakładom edukacyjnym, jak katolickim tak i prawosławnym, w których kształcono nauczycieli oraz diakonów. Do teraz (2005 rok) żyje we wsi Pedosy Iwan Leśny, absolwent szkoły prawosławia w Szpiczyńcach, która kształciła prawosławne duchowieństwo. Teraz Iwan ma już ponad 90 lat. On często wspomina swoje dzieciństwo, szkolne lata oraz swego ojca, który służył u starostay gminy w Szpiczyńcach. Jego w 1937 roku zamordowano podczas kolejnej fali stalinowskiego terroru.
Hrabia Tyszkiewicz utrzymywał na własny koszt kilka szkół przy kościołach. Dobroczynnością odznaczała się także młoda hrabianka. Była chrzestną matką prawie każdego drugiego dziecka, narodzonego we wiosce.
Hrabię zawsze uważano za porządnego człowieka, który nigdy nie pozwalał sobie krzyknąć na pracownika, był uprzejmy, chociaż wymagający. Nie zapominał o żadnym swoim poleceniu, co i kto ma do zrobienia. Dziadek opowiadał, że nikt go się nie bał, jednak nikt także nie ośmielał się ignorować wskazówek czy poleceń pana Henryka.
U nas w domu od niepamiętnych czasów stoi zdjęcie rodziny Tyszkiewiczów. Hrabia trochę niższy od swojej zony, obok nich – dwoje małych chłopców. Synowie hrabiego nawet chcieli przyjechać po II wojnie światowej do swojej ojczyzny, niestety radziecka władza nie pozwoliła im na to.
Na początku lat 2000 z Polski przybyły do Szpiczyniec wnuczki oraz prawnuczka hrabiego Tyszkiewicza. Lecz nikt nie poradził im by mnie odnalazły, nawet nie zostawiły nikomu we wiosce swojego polskiego adresu.
Dziś o Henryku Tyszkiewiczu oraz jego rodzinie przypominają różne zabudowania w naszej wsi, stoi i służy ludziom także jego dwupiętrowy pałac. Funkcjonuje w nim średnia szkoła, dzielnicowy szpital, biuro miejscowego gospodarstwa. Dotychczas zachowały się las, park oraz stawek z początku XX wieku.
Rodzinie Tyszkiewiczów udało się uratować. W 1918 roku wyjechali oni do Polski, zabrawszy ze sobą także tych, którzy u nich pracowali. Mój dziadek też otrzymał podobną propozycję od Tyszkiewicza, niestety odmówił. Za tą odmowę zapłacił życiem swoich czterech synów w czasach ludobójstwa Polaków w okresie 1936-1938…
Augustyn Gromczewski, nauczyciel historii ze Szpyczyniec. Opracowanie Ania Szłapak, bwp
Leave a Reply