Eksperymenty nad wspólnotami, które prowadził Związek Sowiecki na czele z Józefem Stalinem, skutkowały olbrzymimi deportacjami i przesiedleniami ludzkości. Większość terenów objętych tymi eksperymentami znajdują się na terenach I, II RP oraz ziem podzielonych przez zwycięskie mocarstwa nad III Rzeszą.
Pierwsze „testy” ludowa władza Sowietów przeprowadziła pod patronatem NKWD w połowie lat 30-ch 20 wieku na Podolu Centralnym, Wschodnim i Wołyniu żytomierskim. Wówczas Polakom a także przedstawicielom innych narodowości przed wywózką na Syberię lub do innych regionów nazywanych później „nieludzką ziemią” dawano na zbiórkę kika godzin. Po uruchomieniu stałego mechanizmu deportacji i wyciągnięciu wniosków w latach 1940-1941 ruszyła deportacja Polaków ale także i Ukraińców z terenów wschodnich województw II RP. Łącznie wówczas na wschód przymusem wywieziono 1,5 milionów ludzi. Blisko połowy z nich zginęło w nieludzkich warunkach transportowania w wagonach bydlęcych, bez jedzenia i opieki medycznej.
Następnie już w obliczu zakończenia II wojny światowej ruszyły deportacje osób pochodzenia ukraińskiego ze wschodu i północy Polski na tereny sowieckiej Ukrainy. Ta deportacja zwana akcją „Wisła” przewidywała przesiedlenie ponad 140 tys. osób pochodzenia rusińskiego oraz Łemków. Mechanizm jej realizacji bazował na tych wcześniejszych rozwiązaniach z lat 1935, 1940-41, a w części operacyjnej do wywózek włączono przedstawicieli marionetkowej polskiej władzy ludowej na czele z PKWN. Oczywiście władze Polski na uchodźstwie nie mieli tu nic do mówienia i nikt ich o opinię nie pytał.
Ale jeszcze większej skali przesiedleń doświadczyli byli „inicjatorzy” II wojny światowej – czyli Niemcy. W wyniku postanowień konferencji poczdamskiej z terenów poddanych jurysdykcji polskich władz komunistycznych wysiedlono w okresie od 1945 do końca 1950 roku około 3,5 miliona Niemców. Pół miliona z nich straciło życie w wyniku różnych przyczyn, takich jak choroby, głód, śmierć z zimna, marszów śmierci, i pobytu w sowieckich i czechosłowackich obozach przesiedleńczych.
Powojenne i przedwojenne cele władz komunistycznych trochę się różniły. Przed wojną Polaków na Ukrainie postrzegano jako „agenturę burżuazyjnej Polski”. Natomiast po wojnie Stalin i jego polscy pachołkowie tworzyli państwa jednolite narodowo. Dlatego dokończeniem exodusów narodów po II wojnie światowej stała się wywózka Polaków ale często i Ukraińców na Ziemie Odzyskane – do Wrocławia, Bytomia, Dolnego Śląska, w tym Kotliny Kłodzkiej.
Wychowani w Galicji Wschodniej oraz na Wołyniu przesiedleńcy zetknęli się z całkowicie odmienną kulturą a nawet religią. Mówimy tu o 800 tysiącach Polaków, który mieli skrawek czasu na spakowanie ruchomego dobytku i zwierząt. Jak wspominają potomkowie galicyjskich „Pawlaków” i „Kargulów” – po zejściu z pociągu w szczerym polu napotykali puste chaty ze stojącymi talerzami z zupą na stołach – tak szybko Sowieci przeprowadzali akcje deportacyjne.
Dzisiaj po 80 latach po zakończeniu II wojny światowej ślady obecności Niemiec i Czech w Kotlinie Kłodzkiej są widoczne gołym okiem – są to modlitwy pisane gotycką czcionką w sanktuarium wambierzyckim, typowe niemieckie kamieniczki w Dusznikach i Polanicy, zimne kościoły z kamienia z obrazami i świętych, rzadko wspominanych w tradycji podolskiej i galicyjskiej (na przykład Św. Wawrzyniec czy Jan Niepomuk). A także inne przykłady architektury rzucającej się w oczy tuż po przekroczeniu Odry od strony Krakowa.
Rozmiawiając z mieszkańcami Kotliny Kłodzkiej mało kto nie wspomni, że jego dziadek czy prababcia przybyli ze Stryja lub Tarnopola. Praktycznie każda rodzina chroni traumatyczne wspomnienia z czasów wojennych i są to wspomnienia często o ich rodzinnych miejscowościach położonych na terenie zachodu obecnej Ukrainy.
Podobne wspomnienia zachowały się także w niemieckich rodzinach, potomkowie przesiedlonych w latach 1946-1950 Niemców z terenów przekazanych Polsce przez Stalina chętnie dziś przyjeżdżają do Nysy, Wrocława i Polanicy żeby zobaczyć jak i gdzie mieszkali ich przodkowie.
Liczne ślady kultury niemieckiej a także czeskiej są atrakcjami turystycznymi a napisy po niemiecku na obrazach i pomnikach nie są zacierane lub podmieniane polskimi. Na Ukrainie podobne przykłady także są ale w mniejszych proporcjach. Pomnik Mickiewicza we Lwowie, zabytki objęte opieką UNESCO, nieliczne zachowane kościółki w okolicach Zaleszczyk – dobrze zachowanych zabytków jest tu niezliczonie mniej. Ale wzmocnione relacjami świadków i potomków przesiedleńców mogą być odnowione i przynosić wymierne korzyści ukraińskim hromadom (gminom), które próbują poprawiać warunki społeczno-materialne swoich mieszkańców.
Na drodze do Unii Europejskiej Ukraina ma do odrobienia jeszcze dużo zadań domowych. I odnowienie pamięci o kulturze polskiej i religii rzymskokatolickiej na Ukrainie Zachodniej i Centralnej to jedno z nich. A także niemieckiej, żydowskiej i innych…
JW
Leave a Reply