…Dziwnym trafem nie wspomniałam dotąd o naszej kaplicy w Pietniczanach.
Mama codziennie odprawiała nabożeństwo wieczorne, obejmujące Ojcze Nasz, Zdrowaś i Wierzę, Litanię do Matki Boskiej, w maju — nabożeństwo majowe, a w czerwcu — do Serca Jezusowego.
W poście, w każdy piątek mama prowadziła Drogę Krzyżową. Wszyscy domownicy w tym uczestniczyli; przechodząc od stacji do stacji śpiewaliśmy „…Któryś za nas cierpiał rany”. W zwykłym czasie przed końcem pacierza śpiewaliśmy „Wszystkie nasze…” albo pieśń do Matki Boskiej. W Boże Narodzenie — kolędy, a na Wielkanoc — pieśni tego święta się tyczące. Ojciec grał na fisharmonii, która stała za drzwiami kaplicy po lewej stronie.
Zwyczaj wspólnego wieczornego pacierza z domownikami w naszej rodzinie zapoczątkowanym był przez moją babkę, śp. Xawerę z Brzozowskich Grocholską. Gdy wyszłam za mąż, zastałam ten zwyczaj w nowej mej siedzibie, a następnie moja córka zaprowadziła go również u siebie. Piękny i jakże błogosławiony, na długie lata w naszej rodzinie poprzedził obecny nakaz Ojca Świętego Piusa XII wspólnej wieczornej modlitwy. Tak wrosła mi ona w duszę, że gdy czasem były ku temu jakieś przeszkody — brakowało mi jej i miałam wrażenie, że dzień bez wspólnej modlitwy nie jest zakończony. W wielu domach na Podolu zwyczaj ten istniał.
Nad ołtarzem był obraz Serca Matki Boskiej (stary i ciemny), a na ołtarzu statuetka Matki Boskiej z Lourdes, zawsze otoczona kwiatami. Na Boże Narodzenie ustawiało się szopkę, a na Wielki Post przezroczysty obraz Pana Jezusa na krzyżu, oświecony od drugiej strony świecą. W oknie koło ołtarza stał duży witraż przedstawiający świętą Helenę z krzyżem, roboty siostry ojca, Marii z Grocholskich księżnej Witoldowej Czartoryskiej — później karmelitanki bosej. W tej kaplicy był chrzczony mój ojciec Stanisław Grocholski oraz jego rodzeństwo. Później ja — przez ojca Zefiryna, kapucyna z Winnicy, następnie mój brat i siostra. Tam też brałam ślub, a jeszcze później dzieci mego brata łaski chrztu św. dostąpiły.
Będąc jeszcze bardzo małą zapamiętałam starego Jana Wandżułę, który do wieczornego pacierza świece zapalał. Pamiętam jego wysoką postać, twarz o bardzo wyraźnych rysach, ubranie czarne — ale niczego bliższego o nim nie wiedziałam: skąd był, jak długo, kiedy umarł… Mimo lat tylu, widzę jak wchodzi do kaplicy ze stoczkiem na kiju do zapalania i gaszenia świec.
Na pacierz wieczorny zawsze dzwoniono. Dzwonek był przy kuchni. Do dziś słyszę dźwięk tego dzwonu i widzę jak nasi domownicy na wspólną modlitwę się schodzą…
Słowo Polskie na podstawie „Wspominek nikłych” Marii z Grocholskich Hieronimowej Sobańskiej, 24.06.16 r.