Fenomen czy syndrom Stepana Bandery na Ukrainie?

Kilka tysięcy ukraińskich nacjonalistów wyszło 1 stycznia z pochodniami na ulice większych i mniejszych ukraińskich miast. Świętowali 107. rocznicę urodzin lidera OUN Stepana Bandery, którego Polacy uważają za jednego z największych zbrodniarzy z rękami czerwonymi od polskiej krwi, a nacjonalistycznie (nie mylić patriotycznie) nastawieni Ukraińcy – za bohatera narodowego, zasługującego na honorowe miejsce w ukraińskim panteonie sławy, obok Bohdana Chmielnickiego oraz Iwana Gonty.

Po raz kolejny prawicowe środowisko w Polsce oburzone zaostrzeniem nacjonalistycznych nastrojów za wschodnią granicą wspomniało o Zbrodni Wołyńskiej i kolaboracji OUN z nazistami, a ukraińscy nacjonaliści, korzystając ze wzrostu patriotyzmu po rewolucji godności, obalając jeden za drugim pomniki Lenina, nie omieszkali postawić w tym czasie kilka kolejnych pomników Bandery (np. 4 grudnia w Śniatyniu w d. woj. stanisławowskim).

13 stycznia 2016 r. minęła 80. rocznica od daty skazania lidera ukraińskich nacjonalistów na karę śmierci przez sąd w II RP. Po organizowaniu zamachu na ministra spraw wewnętrznych Polski Bronisława Pierackiego Stepana Banderę na procesie broniło czterech adwokatów. Sam proces przeprowadzono bez żadnych zarzutów.  Nie zważając na najwyższy wymiar kary, polski wymiar sprawiedliwości nigdy nie wprowadził go w życie, zamieniając karę śmierci na dożywocie. Po więzieniu we Wronkach Banderę przeniesiono do Brześcia, gdzie polska służba więzienna zdecydowała się na zwolnienie więźnia, „obawiając się o jego życie”, przez bombardowania niemieckiego Luftwaffe, które nasiliły się w drugiej dekadzie kampanii wrześniowej.

Polskie humanistyczne podejście do jednej z najgroźniejszych dla polsko-ukraińskich stosunków osoby owocowało w natychmiastową po zwolnieniu współpracę Bandery z niemieckimi okupantami, współtworzenie przez lidera ukraińskich nacjonalistów w ramach Wermachtu ukraińskiego batalionu „Nachtigal” oraz ogłoszenie dzięki niemieckiej ofensywie 22 czerwca 1941 roku we Lwowie niepodległego ukraińskiego państwa i wymordowanie według wcześnie ustalonej listy w tym mieści większości polskiej inteligencji i kadry profesorskiej.

Czy można przewidzieć, jak potoczyłyby się losy polsko-ukraińskiej współpracy, jeżeli wyrok kary śmierci, uchwalony 13 stycznia 1936 roku natychmiast wprowadzono w życie? Polscy i ukraińscy historycy zgodnie twierdzą, że podczas pobytu Stepana Bandery w więzieniu stosunki pomiędzy Polakami i Ukraińcami na terenie wschodnich województw II RP uległy stanowczej poprawie. Pod koniec 1938 roku na terenach Galicji Wschodniej wychodziło kilkanaście ukrainskojęzycznych tytułów prasowych (75 proc. z nich skupiało się we Lwowie), Ukraińcy cieszyli się dużo większą swobodą wyznaniową i narodowościową, w porównaniu z ich rodakami za Zbruczem, gdzie wówczas szalał „czerwony terror”. Ich nieliczni rodacy z obwodu winnickiego i żytomierskiego, którzy zdołali przedostać się przez posterunki NKWD z sowieckiej Ukrainy na teren II RP, opowiadali o tysiącach zamordowanych przez komunistów ojców i braci, pozamykanych cerkwiach i przymusowej kolektywizacji. Tymczasem w województwie tarnopolskim, wołyńskim i lwowskim funkcjonowały ukraińskie szkoły i cerkwie, nikt nie zabraniał Ukraińcom swobodnie kolędować i świętować Boże Narodzenie według kalendarza juliańskiego.

Zaglądając za kulisy stosunków polsko-ukraińskich (lub jeżeli wrócić do połowy XVII wieku – polsko-rusińskich) trudno mieć złudzenie, że śmierć Bandery mogła natychmiast zmniejszyć napięcie w polsko-ukraińskich stosunkach na lepsze, wskutek intensywnie prowadzonej polityki polonizacji. Ukraińcy od czasów rewolty w 1648 roku i pierwszych hajdamackich buntach w 1708 roku, poprzez Koliszczyznę, brak poparcia dla konfederatów barskich, powstania styczniowego i armii Petlury, która wspólnie z Wojskiem Polskim próbowała wyprzeć czerwonoarmistów z terenów Prawobrzeżnej Ukrainy, swoją postawą świadczyli, że nie będą tolerowali zwierzchności „polskiego pana” i chcą „na Bohom danij zemli” rządzić na własną rękę. Przeważnie takie rządy kończyły się ingerencją Rosji, na początku carskiej, a potem – bolszewicko-komunistycznej. Przegrana Ukraińców była dużo większa, niż iluzoryczne korzyści, które odczuło prawosławne kozactwo po Ugodzie Perejasławskiej w 1654 roku, zwolnienia od pańszczyzny w 1861 i „polskiego pana” w ramach „wyzwolenia braci Ukraińców i Białorusinów” w 1940 przez Armię Czerwoną. Ale Stepan Bandera, który z łaski polskiego wymiaru sprawiedliwości, uniknął śmierci, wybrał innego partnera, niż Rosję. Podczas skazania na karę śmierci miał zaledwie 28 lat, po wyjściu z więzienia – 31, ale tak młody wiek nie przeszkodził mu skutecznie współpracować z niemieckimi okupantami, przygotowującymi się do ataku na wczorajszego partnera w agresji na Polskę.

Związek Sowiecki jak i instytucje II RP były głównym celem ataków ukraińskich nacjonalistów. Pomagając Niemcom obalać i jedne i drugie, Stepan Bandera skazał setki tysięcy swoich ukraińskich braci na śmierć z rąk funkcjonariuszy sowieckich organów ścigania – NKWD, „Smersz” i inne, a sam zginął z rąk byłego ukraińskiego nacjonalisty Bohdana Staszynskoho, zwerbowanego przez KGB. Setki tysięcy Polaków oskarżają go o współudział w planowaniu zabójstwa ponad 100 tys. rodaków na terenach okupowanych przez Niemców wschodnich terenów II RP – Rzezi Wołyńskiej.

Oglądając w telewizji marsze z pochodniami ku czci Bandery, nie możemy zapomnieć o zamordowanych naszych rodakach na Wołyniu i Wschodniej Małopolsce, ale nie zapominajmy, że wytyczając sobie wroga na Wschodzie, pozwalamy na skorzystanie z kolejnego zaognienia polsko-ukraińskiego konfliktu odwiecznemu wrogowi – putinowskiej Rosji, która właśnie dzięki takim wewnętrznym sprzeczkom zbliżonych mentalnie i wychowanych w łonie I Rzeczypospolitej narodów, ponownie spróbuje wbić klin i odrodzić po raz kolejny własną strefę wpływów pomiędzy Sanem a Donem.

Jak sobie poradzić w tej sytuacji? Jak długo jeszcze będzie trwał ten cichy konflikt na polu polsko-ukraińskiego pojednania? Pójść szlakiem Piłsudskiego-Petlury, którzy, chociaż tak samo obarczeni historyczną odpowiedzialnością swoich przodków, ale zdołali połączyć siły, rozumiejąc, że źródło zła trzeba szukać gdzie-indziej – na Kremlu? Czy pozostawić rozwiązanie problemu historykom?

Czy szukać porozumienia w końcowej fazie walk wyzwoleńczych akowców i upowców z oddziałami NKWD i UB, kiedy Polacy i Ukraińcy zaczęli realizować wspólne akcje przeciwko czerwonej okupacji? Prawdopodobnie odpowiedź na te pytania nie narodzi się w dyskusjach w sieciach społecznościowych. Wszystkie dalsze kroki ze zbliżenia obydwu narodów w kwestii zrozumienia – kim byli Stepan Bandera, Chmielnicki, Iwan Gonta warto opierać o suche cyfry z akt archiwalnych, żeby nikt nie mógł negować ani skali ofiar wśród polskiej ludności na Wołyniu, ani aktywnej polityki asymilacji państwowej, prowadzonej w latach 1938-1939 w II RP, połączonej z paleniem cerkwi prawosławnych i usuwaniu urzędników ukraińskiej narodowości z instytucji państwowych…

Ta część ukraińskiej młodzieży, która chętnie bierze do rąk czerwono-czarne flagi widzi w Banderze przede wszystkim niezłomnego bohatera w walce o niepodległość państwa ukraińskiego. Oni są zachwyceni jego postawą na procesie sądowym i płomiennymi przemówieniami, często naśladującymi wypowiedzi Adolfa Hitlera i włoskich faszystów. W ukraińskiej historiografii brakuje odpowiednika Józefa Piłsudskiego czy Tadeusza Kościuszki. Bohdan Chmielnicki zaplamił się kolaboracją z Rosją, Symon Petlura wciąż przebywa w cieniu sowieckiej propagandy i dopiero teraz nabiera cech bohatera narodowego w świadomości Ukraińców. Ukraiński Instytut Narodowej Pamięci stworzony przez Juszczenkę na wzór polskiego IPN, wyraźnie próbuje heroizować postacie upowców i Bandery wyłącznie w aspekcie walki z NKWD i Sowietami, podobnie, jak Polacy odradzają z niepamięci Żołnierzy Wyklętych. Fakt Rzezi Wołyńskiej i kolaborowania ukraińskich nacjonalistów z III Rzeszą nie jest tematem wygodnym i Ukraińcy często odchodzą od tematu, który koliduje z niedawno przyjętą ustawą o dekomunizacji, która jest skierowana na deheroizację wszystkiego, co było związane z komunizmem i nazizmem. Ale przy tak aktywnej współpracy najwybitniejszych historyków z Polski oraz Ukrainy możemy w krótkim czasie oczekiwać głośnych oświadczeń wspólnej komisji w sprawie zarówno Bandery, Wołynia, jak i polityki władz II RP wobec ukraińskiej ludności na Wołyniu i Lubelszczyźnie.

Jerzy Wójcicki, 16.01.16 r.

 

Skip to content