Nad rzeką Żywą, w ziemi lipowieckiej, na Ukrainie, mamy Żywotówkę.
Leży nieopodal od Żywotowa, ma więc dzieje wspólne. Nazwa od „żywotyny“ pochodzi. Ten wyraz, w dawnym języku ruskim, oznaczał „zboże, siano, pszczoły“, słowem obfitość plonów wszelkich, tu na tej ukrainnej ziemi rozrodzonych.
Cały ten kraj obfitował w legendy, klechdy, podania. Być inaczej nie mogło, tam gdzie była Krynica Parascewy, Swirydowa mogiła, gdzie Wernyhora wieszczył. Mówił, źe będzie pierwsza bitwa w jarze Hańcza-rychy, druga u mogił Perepiatychy, trzecia u siedmiu mogił, czwarta aż hen u Jańczy.
I Żywotówka miała swe klechdy.
O rycerskiej niewieście, przyodzianej w męską odzież, gromiącej Mongoła, o koniu, co kopytem w skałę uderzył, a wytrysła krynica.
Kurhany i mogiły żywotowieckie mieściły w sobie ułomki oręża, dzidy, żelazne kule, niekiedy szkielety. Wokół kurhanów ciągnęły komysze i oczerety, gdzie wiatr grywał pieśni nocami. Opodal stały resztki futorów i słobód, czasem jeno popieliszcza po nich.
Nad kurhanami górowała strażnica, co pamiętała Stefana Czarnieckiego tu walczącego. Zniósł watahy kozackie i wziął krwawym szturmem zamek źywotowski. Ściągnął z bojnic, czyli z wież strażniczych, kozaka i popędził go hen ku stepom.
Legendą i pamiątką otoczony, stał dom źywotowiecki, cały lipami okrążony. Lipy go spowiły jak w baśni. Miał dużo lat, bo pamiętał jeszcze saskie czasy. Cztery kolumny prowadziły do sieni i komnat z mahoniem i czeczotką. Serwantki i biurka miały skrytki, w nich niejeden pergamin lazurem iluminowany. W bibliotece białe kruki, rzadkie ryciny. Salon duży Louis-Philippe, obszerna jadalnia z jesionami, czasów Biedermajera. W gablotach stara porcelana.
A w parku, co przypominał zofijowiecki, sadzawki, wyspy, mostki, omszała altana z kamiennymi ławkami i stołami. Wokół aleje lipowe, tysiące piwonji i czerwonych olbrzymich maków. Tuż obok domu wiekowy kasztan, pod nim przy czterech stołach z łatwością siadało osiemdziesiąt osób.
Tak stał dwór ukraiński, śród topoli, świerków, jodeł. Służył kilku pokoleniom Dunin Markiewiczów. Kwitła w nim tradycja i nauka. Tu powstały prace naukowe Piotra Dunin Markiewicza. Tu też tworzył syn jego Kazimierz Dunin Markiewicz, znany artysta malarz i literat. To ostatni właściciel Źywotówki przed rozbojami zbirów bolszewickich.
Słowo Polskie na podstawie: Antoni Urbański „Podzwonne na zgliszczach Litwy i Rusi”, Warszawa – 1928, 8 kwietnia 2022 r.
Leave a Reply