Życie i walka w szeregach AK Franciszka Jakowczyka

Franciszek i Zofia Jakowczykowie (Dowbysz, wrzesień 2011 roku)Franciszek Jakowczyk urodził się 12 maja 1928 roku w Samojłowicach w rodzinie inteligenckiej (na terytorium II RP). Rodzice nazwali syna Franciszkiem na cześć świętego Franciszka, ojciec Włodzimierz był wojskowym i w czasach  I Wojny Światowej służył w armii Piłsudskiego. Matka Anna pracowała nauczycielem historii w szkole wiejskiej.

Franciszek Jakowczyk był drugim dzieckiem w rodzinie. Starszy brat Leonid, urodził się w 1926 roku, siostra i dwóch następnych braci urodzili się od 1931 po 1939 rok ale całe rodzeństwo oprócz siostry zmarło, kiedy Franciszek był jeszcze małym dzieckiem.

Małego Franciszka szanowali przede wszystkim za jego inteligencję oraz sprawiedliwość. Do dzisiaj pamięta on, jak pouczał go ojciec: „Franek, musisz umieć walczyć o siebie, ale nigdy nie obrażaj młodszych i słabszych, walcz w słusznej sprawę i zła nie trzymaj…”

W 1935 roku Franciszek poszedł do szkoły. Na całe życie zapamiętał swojego pierwszego nauczyciela, który uczył swoich uczniów miłości do Ojczyzny. Do dziś Jakowczyk cytuje jego słowa: „Jeżeli kochasz Ojczyznę, jak ojca i matkę, to nigdy ją nie zdradzisz, a będziesz walczyć za nią, a może i życie oddasz”.

Tragicznym dla rodziny Jakowczyków okazał się rok 1939. Samojłowice zostały okupowane przez wojska radzieckie. Mieszkańców wsi wysyłano na Sybir, czerwoni komisarze zabierali cały pożytek i przejmowali gospodarstwa domowe. W 1941 roku do wsi i okolic po Sowietach przyszli nowi okupanci – Niemcy.

Po skończeniu  siedmioletniej szkoły – wiosną 1942 roku Franciszek poszedł uczyć się zawodu  szewca do Grodna, rozumiejąc, że ta profesja zawsze pozwoli mu zarobić na chleb.
Nauczycielem Jakowczyka był Jan Żukowski. Z czasem pozwolił on młodemu Franciszkowi osobiście remontować i odnosić buty ludziom do domu. Czasem w tych butach leżały zapiski. Młody szewc nie miał pojęcia, co tam było napisane.

W roku 1943 rodzina Jakowczyków nadal mieszkała w okupowanych Samojlowicach. W sobotę-niedzielę Franciszek wracał do rodzinnej wsi, gdzie spotykał z kolegą Michałem Zasteńczykiem.

Z czasem Jakowczyk zaczął postrzegać działalność AK w okolicy. Dziś pan Franciszek opowiada o wszystkim bardzo ciekawie, wdając się w najdrobniejsze szczegóły:

– Niemcy nagle zaczęły organizować naloty i przeszukiwania. Przyszli do nas, ale broni nie mieliśmy. Właśnie zabiliśmy świnię, a Niemcy zabraniali to robić, bo mięso trzeba było oddawać okupantom. Oni znaleźli mięso, przez to mój ojciec został aresztowany, a naszego psa zastrzelili. Zacząłem ich nienawidzić i postanowiliśmy z Michałem, że się im zemścimy. Późnym wieczorem wzięliśmy schowany między krzakami karabin maszynowy i zaczęliśmy czekać na Niemców. Dwóch żołnierzy jechało na motocyklu i głośno rozmawiali po niemiecku o jakiejś uczcie. Gdy odległość między nimi i nami zmniejszyła się do 10-12 metrów, zrobiliśmy pierwsze strzały. Motocykl przewrócił się i wybuchnął. Staliśmy bez ruchu, nie rozumiejąc, co się stało, a następnie Michał krzyknął, że trzeba uciekać. Nikt nie domyślił się, kto zabił tych Niemców. Ja długo trzymałem w tajemnicy tą naszą przygodę, ale mój pracodawca Jan Żukowski dowiedziawszy się o wszystkim, zabrał mnie na spotkanie z oficerem  Armii Krajowej – Alfonsem Kopaczem, pseudonim „Wróbel”.

Po tym spotkaniu postanowiłem zaciągnąć się w szeregi AK i otrzymałem pseudonim „Karny”. Armia Krajowa zajmowała się konspiracyjną walką z okupantami – najpierw z Niemcami, później z armią radziecką.

Ostatnia operacja była przeprowadzona wiosną 1948 roku. Otrzymałem zadanie od „Wróbla” zlikwidować sekretarza Komunistycznej partii rejonu mostowskiego – kapitana Tankowa. 10 kwietnia to zadanie było wykonane. Ale czerwoni prześladowali nasz oddział. 24 kwietnia zostałem ranny w ramię. Postrzelony przeszedłem trzy kilometry. Wyczerpany, straciłem świadomość. Następnego ranka znaleźli mnie pasterze i odnieśli do wioski, w której przechowywałem się u jednej z miejscowych rodzin. NKWD penetrowało okolice, poszukując mnie i w końcu 6 maja 1948 roku zostałem aresztowany. To były najstraszniejsze dni mojego życia. Byłem zagłodzony, często bity, nie pozwalano mi spać. Później był sąd, który skazał mnie na wyrok śmierci. Ale dzięki adwokatowi Budniku wyrok zamieniono na 25 lat więzienia…

Podczas odwiedzin mamy i rodziny siostry w Polsce. Franciszek Jakowczyk - pierwszy od prawej (lata 70. XX wieku)W niewoli Franciszek Jakowczyk spędził ponad 20 lat. Dopiero 27 sierpnia 1969 roku został zwolniony. Przez cały czas nie miał żadnego kontaktu z rodziną – udało się jej przedostać na terytorium Polski.

Po wyzwoleniu z obozu Franciszek pojechał do miasta Mykołajiw, gdzie mieszkał jego przyjaciel, też były więzień. W Mikołajowie Jakowczyk nauczył się zawodu pracownika budowlanego. Stał się dobrym specjalistą ale bardzo chciał spotkać się z rodziną. Napisał list matce do Polski i prawie natychmiast otrzymał od nie zaproszenie. Niestety sowieckie władze odmówiły wydania pozwolenia na wyjazd za granicę.

Także w obozie Franciszek zapoznał się z Medwedkowym, który dużo opowiadał Jakowczykowi o miejscowości Dołbysz na Żytomierszczyźnie. Mówił, że tam mieszka sporo Polaków, że Dołbysz i okolice były kiedyś polskim rejonem. Oprócz tego w Dołbyszu mieszkała sympatia Franciszka – Zofia Sarnicka, do której  przez długi czas pisał listy. Jakowczyk postanowił więc wyjechać do Dołbysza.
Zosia Sarnicka w młodym wieku została wdową z małym dzieckiem na rękach, syn Zofii stał się dla Franciszka jak jego własny i życie u byłego AK-owca powoli zaczęło się układać.

Franciszek Jakowczyk nauczył się naprawiać maszyny do szycia. Zajmował się tym aż do 1988 roku. Do tego czasu rodzina Jakowczyków wybudowała dom i uprawiała gospodarkę, podtrzymując polskie i katolickie tradycje.

W końcu Franciszek Jakowczyk pojechał z żoną do Polski, gdzie odwiedził matkę z siostrą i jej rodzinę.

Polska również nie zapomniała o swoim bohaterze. W 2005 roku Jakowczyka odznaczono medalem „Pro Memoria” za zasługi przed Ojczyzną pod czas II Wojny Światowej. W 2008 roku otrzymał  Kartę Polaka…

Dom Polski w Żytomierzu, bwp

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *