Wycieczka po XIX-wiecznym Berdyczowie z Edwardem Chłopickim

Droga z Iwankowiec do Berdyczowa jest krótka i z powodu bujnych dokoła łanów, dworków zabudowanych porządnie, dębowych lasów i basztanów harbuzowych – wielce urozmaicona.

Wieże kościelne, oraz niektóre z wynioślejszych domów ukazują się już na pierwszej zaraz wiorście i zdają się zapowiadać podróżnemu dość znaczną osadę; a gdy się doń zbliży, Berdyczów okolony wzgórzami i wieńcem drzew, przedstawia się jako prawdziwie piękne i ogromne miasto, coś w rodzaju Wilna od strony Popław i Bernardyńskiego cmentarza, albo Warszawy – od Łazienkowskich koszar i stoku Ujazdowskiej góry.

Wszakże za przybyciem do samego miasta, znika cała iluzja, i zamiast pięknego, jak się zdawało przed chwilą, grodu, widzi się olbrzymią kolonią izraelskiego proletariatu, ozdobioną tylko w środkowych swych dzielnicach okazałymi domami bogatych kupców i kapitalistów, oraz świątyniami różnych wyznań.

Ulic, wielkich, stanowiących główne arterie miasta, oraz schodzących się z różnych stron w jego pryncypalnym rynku, naliczyliśmy cztery tylko, a mianowicie: Machnowiecką, Białopolską, Żytomierską i Złotą.

Na Machnowieckiej, którą właśnie do miasta wjechaliśmy, oprócz wielu starych i najdziwaczniej zabudowanych lepianek, zauważyliśmy kilka porządniejszych hoteli, parę restauracyj, założonych przez p. M., byłego obywatela ziemskiego, piękny magazyn galanteryjny, oraz świeżo zbudowaną, olbrzymich rozmiarów, synagogę.

Ponieważ był to dzień sobotni i słyszeliśmy wielkie pochwały o sławnym kantorze żydowskim (śpiewaku) tamtejszym, więc przechodząc mimo otwartej bożnicy, wstąpiliśmy i tam na chwilę. Świątynię tę znaleźliśmy bardzo okazała, przestronną a bogatą, i rzecz szczególna, równie jak i owa sławna obecnie inaugurowana paryska synagoga, niezmiernie stylem swym, ornamentami, ołtarzem z dziesięciorgiem bożych przykazań i przysionkiem w rodzaju kruchty, kościoły katolickie przypominającą.

Że taka architektoniczna asymilacja mogła nastąpić w cywilizowanym zacierającym u siebie wszelkie ślady religijnego fanatyzmu Paryżu, to rzecz łatwa do wytłumaczenia; ale spotkać w staroświeckim, nieprzystępnym dla reform Berdyczowie, podobne ustępstwo: jest-to rzecz osobliwa, do cudów prawie dzisiejszej epoki dająca się zaliczyć. Pokazuje się, że duch czasu silniejszy od najsilniejszej ludzkiej zaciętości, i że powoli, nie tylko w zakresie idei społecznej, ale i w obrębie różnych wyznań, wyrabiać się zaczyna wszędzie jakaś ogólna moduła, ogólne upodobnienie.

Na nowej synagodze, gdzieśmy z powodu odjazdu sławnego kantora do obchodzącego jakąś religijną uroczystość Żytomierza, nie mogli usłyszeć oczekiwanych śpiewów, skończyliśmy przegląd ulicy Machnowieckiej i z kolei pociągnęliśmy ku Białopolskiej. Zaczynając się także od rynku, długim ona pasem ciągnie się aż pod sam dworzec kolei i zapełnioną jest godnymi dłuższej wzmianki budynkami.

Tam, oprócz poczty listowej, dawnego żydowskiego szpitala i kilku okazałych kupieckich domów, kościół farny, oraz były pałac dziedziców miasta, książąt Radziwiłłów, najdłużej uwagę naszą zatrzymał. Kościół ten, założony w niewiadomym czasie przez pogrzebaną tu potem Barbarę Radziwiłłową erygowany w roku 1806 i przebudowany na murowaną świątynie, przez proboszcza Białopolskiego, zaleca się i piękną we włoskim stylu architekturą i najstaranniejszymi, jak wewnątrz tak i na zewnątrz, utrzymaniem.

Zmarły w przeszłym roku, proboszcz tamtejszy, przyczynił się niemało do upiększenia ośmiu ołtarzy, wprawienia w prezbiterium kolorowych okien oraz nabycia kilku kosztownych obrazów i naczyń.

To też w chwili naszych oględzin kościoła trafiliśmy na wspaniałe egzekwie za jego prawą duszę, oraz widzieliśmy załzawiona gromadkę wiernych.

Nieopodal od berdyczowskiego kościoła Św. Barbary, wezwał nas do siebie śliczny, architektury włoskiej, z ogrodem angielskim z tyłu a z wirydarzowym dziedzińcem i sztachetami z przodu pałac Radziwiłłowski. Niegdyś zamieszkiwała w nim eks-koniuszyna litewska, Radziwiłłowa, gdzie król Stanisław August, wracający z Kamieńca w roku 1787, odwiedzał ją dwukrotnie. Następnie przed kilkunastu jeszcze laty, pędził tu życie wystawne i rujnujące byt całej rodziny, książę Mikołaj Radziwiłł razem z trzema córkami, wydanymi potem za Grocholskiego, Chapowieckiego i Tyszkiewicza. Obecnie pałac ten Radziwiłłowski. sprzedany przez pierwotnego nabywcę Libego gminie starozakonnej, mieści w stiukowanych i bogato rzeźbionych salach miejski izraelski szpital.

Nie chcąc zazierać w te, baltazarowym stygmatem naznaczone, a ręką szpitalnych bazgraczy z wierzchu na zielono i czerwono pomalowane, ściany pałacowe – wybiegłem spiesznie za bramę i z zachmurzonym czołem odszedłem w stronę rynku.

Rynek i zlewająca się z nim w prostej linii ulica Złota, oprócz kolosalnej z wieżą i tarasem cerkwi, mieści w sobie najokazalsze i najbogatsze domy tego miasta, liczne sklepy i liczniejsze jeszcze ludowe stragany. Domy tam Halperyna, Szafnagla, Libego, oraz kilku innych kapitalistów, nie noszą na sobie wcale odrębnej Berdyczowskiej cechy, i liczyć się mogą do rzędu bardzo pięknych i wspaniałych budynków; za to całe szeregi olbrzymich kamienic, otaczających cerkiew i napełniających sobą ulicę Złotą, są charakterystycznym i dziwacznym płodem miejscowej architektury. Kto nie widział tych płaskorzeźb alegorycznych na przyczółkach domów,

tych balkonów z kolorowymi latarniami i bronzowymi gałkami, tych tarasów czy estrad z balaskami najdziwaczniej w smoki, lewiatany i ślimaki rżniętymi; i kto następnie w zapadłych łożyskach ulic, wśród krytych przed kramami krużganków, wśród kamienicowych korytarzy, na zardzewiałych spiżowych balkonach i w ciemnych otworach kupieckich kryjówek, nie widział tego kilkunastotysięcznego zastępu przekupniów, żebraków, kupców, oraz zamyślonych z księgami w ręku talmudzistów; ten nie może mieć dokładnego pojęcia o Berdyczowie…

Słowo Polskie na podstawie tekstu Edwarda Chłopickiego, wydrukowanego w 1875 roku w „Kłosach”, opracowanie Jerzy Wójcicki, 25.10.16 r.

Skip to content