Winnica jako siedziba C.K.O

Kościół kapucynów w Winnicy. Zdjęcie sprzed 1917 r. Ze zbiorów oo. kapucynów

Opowiemy teraz o C.K.O. w Winnicy. Albo najprzód do samej Winnicy. Miasto położone chyba nad najpiękniejszą rzeką Podola skalistym, pełnym płaskich porohów Bohem.

Tonąca w zieleni, z ładną dzielnicą willową, zresztą przeważnie w stylu secesyjnym (taka wówczas była moda), Winnica przypominała nieco miejscowość kuracyjno-wypoczynkową.

Charakter ten nadawały jej właśnie liczne wille bielejące w zieleni starannie utrzymanych ogrodów, a przede wszystkim w dzielnicy „Kumbary“.

Winnica, jedno z najładniejszych miast kresowych, miała duży odsetek ludności polskiej, polskie gim¬nazjum oraz bardzo polski charakter, który wzmacniało liczne ziemiaństwo polskie często odwiedzające miasto w różnych interesach, zaś po rewolucji 1917 r. chroniące się w mieście. Sklepy, jak w większości miast kresowych, przeważnie żydowskie. Posiadała Win¬nica bardzo przyzwoity hotel, „Savoy“, z bardzo dobrą restauracją w polskich rękach p. Grzyba (specjalnością jego bufetu była do skonała starka oraz między innymi sałatka „Olivier“. W okresie międzywojennym spotkałem sympatycznego p. Grzyba w Brześciu n/Bugiem, gdzie również prowadził restaurację).

Przy cichej bocznej uliczce (zdaje się Chlebnej?) w domu hr. Zdzisława Grocholskiego z Pietniczan mieściła się siedziba C.K.O. na okręg podolski. Pełnomocnikiem okręgu podolskiego był wówczas p. Tadeusz Mostowski, bardzo przystojny pan, miły i ujmujący w obejściu. Jego następcą w końcowej fazie istnienia C.K.O. był p. Czesław Starża-Jakubowski (z Luliniec w pow. Winnickim). Pan Mostowski dojeżdżał tylko od czasu do czasu do Winnicy gdzie stale urzędował jego zastępca. Był nim wspomniany już przeze mnie Wacław Boski, syn mojej ciotki Wandy z Rzewuskich (mąż jej, Adam Boski, przypominał z usposobienia Zagłobę. Własną schedę przepuścił i w owych czasach administrował maj. Raczą (Wielką?) w pow. radomyskim na Kijowszczyźnie, jednym z kluczy p. Jaroszyńskiego, o ile pamiętam Władysława z Babina).

Nie mogę się powstrzymać aby nie wspomnieć w tym miejscu o stadzie pięknych klaczy arabskich starego ks. Romana Sanguszki ze Sławuty. Ewakuowane stado prowadził kuzyn księcia hr. Leon Rzyszczewski. Drugie takie stado gdzieś innym szlakiem prowadziła jego siostra. W czasie mojej tam bytności po wyjeździć z Sarn stado stacjonowało w Raczy. Klacze brodziły luzem po okólniku albo w wielkiej szopie pod dachem. Stworzenia te były tak łagodne i ufne, że można było wchodzić między nie i pieścić je do woli nie narażając się na żadną złośliwość z ich strony. Byłem koniarzem chyba już od urodzenia więc też te klacze zdobyły z miejsca moją gorącą miłość. Czyż można było się dziwić p. Leonowi i jego siostrze, którzy mimo trudów i może i niebezpieczeństw takiej eskapady ofiarowali się eskortować te stada? Przypominam sobie, juk straszne wrażenie zrobiła na mnie w dwa lata później wiadomość, jaka doszła mnie już na froncie w Rumunii, o zamordowaniu starego księcia i spaleniu Sławuty przez watahy sołdackie.

Po tej dygresji wracam do C.K.O. Obsadę jego, poza jego pełnomocnikiem i jego zastępcą, znanym już nam, stanowili instruktorzy i paroosobowy personel biurowy. Do liczby instruktorów, poza mną, należeli w różnych okresach istnienia tej placówki C.K.O. pp.: Edmund Bigalke (z Królestwa), d’Erceville (t.zw. „Dersio“ z Podola), Tadeusz Gątsowski, Jan Mazaraki, Mecweldowski (student z Warszawy), Adam Strzębosz i może paru innych, których nazwisk nie przypominam sobie. Z personelu biurowego — p. Śluskowski, były rejent z jakiegoś miasta prowincjonalnego w Królestwie, sympatyczny starczy już pan, którego w dowód uznania jednogłośnie „mianowaliśmy“ kapitanem usuwając z jego epoletów jedyną gwiazdkę (w armii rosyjskiej kapitan nie miał gwiazdek na naramiennikach).

W ostatniej fazie C.K.O. przylgnęli tu jeszcze p. Padlewskl, inżynier, starszy juz, bardzo miły i kulturalny pan, oraz mój brat Witold od lipca 1918 roku. Byty jeszcze dwie panie — panna Zofia, późniejsza pani Bigalke, oraz panna Janina i panna Apolonia, nauczycielki z Królestwa.

Z czynnika t.zw. społecznego przypominam sobie p. Dorożyńską, zajeżdżającą przed dom C.K.O. parą rosłych srokaczy. Zdaje się, że miała ona coś do czynienia z rozdziałem bielizny i odzieży. Czasem się pokazywali hr. Grocholscy z pobliskich Pietniczan. Oboje wysmukli, przystojni, on zwykle w szarym żupanie czy też czamarze. Brody jeszcze wówczas nie nosił. Czasem towarzyszyła im panna Sołtanówna, siostra p. Zdzisławowej, równie dorodna i przystojna.

Przypominam sobie ich mały powozik zaprzężony w parę kasztanowatych arabów. Podróżując przeważnie po swoim rejonie w hajsyńskim i bracławskim powiatach i będąc raczej gościem w Winnicy, nie bardzo się orientowałem w zadaniach i roli, jaką odgrywał w naszej placówce C.K.O. czynnik społeczny.

Słowo Polskie za: Stanisław Walewski, Pamiętnik Kijowski, Londyn, 1966, 19 grudnia 2020 r.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *