Dzisiejsi mieszkańcy ukraińskiej peryferii nie odczuwają większej różnicy w tym, jak oni żyli w czasach ZSRS i dzisiaj. Pseudodemokratycznej Ukrainie mogą podziękować chyba za paszporty, o których były kołchoźnik mógł tylko pomarzyć. Nadzieje na zmiany prysły po ostatnim szczycie Wschodniego Partnerstwa. Co nam zostaje? WYJEŻDŻAĆ?!
Sprawdzenie poczty elektronicznej wydaje się zwykłą sprawą, ale niestety widzę komunikat „Strona internetowa jest niedostępna”. Dostawca usług internetowych ukraiński „Intertelekom”, jak i większość operatorów telefonii komórkowej w tym państwie jest obojętny wobec swoich klientów. Nikogo nie obchodzi, że babcia nie może porozmawiać z wnukiem przez Skype, a ojciec, potrzebujący pilnie zarejestrować wniosek w e-konsulat, nie może tego zrobić, przez brak dostępu do sieci. Wszystkie próby naprawy Internetu są bezskuteczne. Czy takie traktowanie klienta, który przynosi pieniądze, możliwe jest tylko na Ukrainie? Okazuje się, że można płacić rachunki, a otrzymywać tylko stracony czas, pieniądze i zszargane nerwy.
A co najgorsze, odpowiadać za to, że „U was coś nie działa”, nikt nie chce. Dział obsługi klienta być może okaże współczucie, ale pewnie nie pomoże. Chyba funkcjonuje według zasad: „Chcieliśmy dobrze, a wyszło jak zawsze”. Nic o tym nie wiem. Ale jak wróciłem z Polski do babci na Ukrainę, to postanowiłem dowiedzieć się, na czym polega różnica pomiędzy Polską – krajem ze standardami europejskimi a naszą Ukrainą, która tak obiecuje troszczyć się o nas a żyje według standardów ZSRS.
Wszystko zaczęło się wtedy, kiedy w miejscowości, gdzie mieszka moja babcia, w końcu potrzebny był Internet, abyśmy mogli rozmawiać przez Skype w czasie moich wyjazdów do Polski. W biurze dostawcy usług internetowych „Intertelekom” powitali mnie uśmiechnięci, życzliwi sprzedawcy i konsultanci. Zamierzałem kupić tam modem. Nie chciałem się pomylić, a więc rzetelnie szukałem urządzenia, zadając pytania konsultantom. Kupiłem takie po kilku dniach, za których jeździłem 60 km do Winnicy i z powrotem. Wszystko analizowałem, radziłem się użytkowników, czytałem opinie. Rzecz jasna, szukałem alternatywnych wariantów, ale, niestety, „Intertelekom” jest jedynym dostawcą usług internetowych, dostępnych w naszej wiosce pod Niemirowem. I kiedy podjąłem decyzję, to pojechałem do Winnicy, gdzie, moim zdaniem, był największy wybór modemów po przystępnych cenach.
Jak i poprzednio, udałem się do biura tej firmy, ale jak mnie zobaczyli pracownicy, to od razu promienne uśmiechy zmieniły się na wyrazy, wyraźnie przemawiające: „Ile on będzie tutaj przychodził? Przyjechał ze wsi, na pewno pieniędzy nie ma, tylko stoi i ogląda telefony czy komputery”. Szczerze mówiąc, już wtedy mnie ignorowano. Nikt do mnie nie podchodził i nie uśmiechał się w moją stronę. Ale to mi nie przeszkadzało, przyszedłem bowiem nie po uśmiechy, tylko po dobrej jakości Internet. Nie będę opisywać całego procesu zakupu, chociaż też ta sprawa okazała nie łatwa. W końcu, wyszedłem stamtąd z długą anteną, modemem, płytami ze sterownikami i radością, że wszystko się udało. Wydawało się, że problem z Internetem jest rozwiązany…
Niestety, nie długo się cieszyłem. Po powrocie do domu, zacząłem podłączać i w pierwszym dniu pojawił się problem – dostałem płytę ze sterownikiem nie do mojego modemu. Rzecz jasna, byłem niezadowolony, ale znowu jechać do Winnicy nie miałem odwagi i pieniędzy mi też zabrakło na podróż. W Niemirowie znajduje się oddział biura obsługi klienta „Intertelekomu”, działający wg innych, swoich zasad. Opowiedziałem pracownikom całą moją sytuację. Zrozumieli mnie, wszystko mi zainstalowali. Byłem zadowolony i już chciałem iść, aż nagle mnie zatrzymano i wymagano pieniędzy za pobranie sterownika. Byłem w szoku! Dopiero dzisiaj kupiłem, wydałem sporą kwotę, w waszej firmie, a wy chcecie ze mnie „zedrzeć” pieniądze!? Przecież jesteście oddziałem „Intertelekomu”, nieprawda? Po krótkiej dyskusji, wziąłem plecak i poszedłem sobie, a dokładniej mówiąc, zmartwiony wyborem dostawcy pojechałem do domu.
Wszystko się podłączyło i zadziałało. Zainstalowałem antenę, podłączyłem wszystkie kable. Wydawało się, że koniec przygody jest blisko, i zaraz już będę mógł przez Internet porozmawiać z przyjaciółmi. Ale, niestety, tak się nie stało. Po ciężkim i wyczerpującym kupowaniu i pracy nad zainstalowaniem Internetu musiałem czekać na poranek, aby zadzwonić do głównego biura i zapytać, na czym może polegać problem bo Internet i tak nie chodził!
Ten „poranek” dla mojej rodziny trwał nadzwyczaj długo. Po CZTERECH MIESIĄCACH inżynierowie „Intertelekomu” odwiedzili nas w domu, aby ustalić, na czym tak naprawdę polega problem. Tak, płaciliśmy za Internet w każdym miesiącu, a w tym czasie fachowcy próbowali naprawić go jak najszybciej. Obecnie, modem zabrali inżynierowie, ja dalej płacę abonament, ale nie rozumiem za co. Do kogo mam się zwrócić, kto mnie zauważy? Mam wrażenie, że już nikt mi nie pomoże.
Mimo wielu prób rozmawy z kimś o odpowiedzialności operatora „Intertelekom” za usługi, które istnieją tylko na papierze, o ich kompetencji były marne. Nie otrzymałem tego, na co czekałem, tego, co mi obiecywano.
Czy nie wydaje się wam, że to coś przypomina? Kiedy obiecują, ale nie dotrzymują słowa? Jeżeli nie macie dobrych kontaktów lub po prostu pochodzicie ze wsi, to będzie do was odpowiedni stosunek. Pracowników tej firmy, jak ojciec syna, wychowuje państwo Ukraina. Tak, mamy wolność słowa, ale czy nas ktoś wysłuchuje? Tak, mamy prawa, ale są lekceważone. Ciekaw jestem, w jaki sposób postąpiłaby firma z klientem, gdyby Ukraina weszła do Unii Europejskiej? Czy wtedy zważałaby na swoich abonentów? Czy zostawiłaby na łaskę losu z zepsutym Internetem, nie zamierzając chociażby częściowo zwrócić koszty swoim użytkownikom? Czy by mnie wtedy usłyszano jako żywego człowieka w kraju o prawie europejskim? Niestety, przy obecnym prawie tego nie odczuwam.
Nie chcę „włazić” w politykę, nie mam do niej żadnego stosunku, ale chcę zapytać o kilka rzeczy: kto jest winny temu, że pracy we wsiach nie ma, budynków i dróg nie buduje się, a jakość edukacji w szkołach w małych miejscowościach, jeżeli jest, to minimalna? Artykuł ten dotyczy nie tylko jakości obsługi firmy internetowej, chodzi tutaj o stosunek zarówno wielkich polityków, jak i zwykłych sprzedawców do prostego narodu, do ludzi, tracących zaufanie, przyjaźń i porozumienie między sobą. Przychodzi oschłość, a ogień w oczach gaśnie. W sklepie czy na targu spotyka się częściej zmęczoną biedą sprzedawczynię, wylewającą na klientów swój gniew. Artykuł ten jest krzykiem duszy każdego mieszkańca, chętnego wypróbować szczęście bycia obywatelem europejskiego kraju. Artykuł ten jest możliwością zajrzeć pod woal tego, co się dzieje w naszym państwie. To, co każdy przyjeżdżający do naszego kraju zauważy, jeżeli dobrze się przyjrzy, staje się oczywiste, że działają tutaj zasady, wg których zwykłym ludziom nie da się przeżyć.
Sami nie potrafimy zmienić Ukrainy, potrzebujemy pomocy. Potrzebne są nam ustawy, wg których się żyje, obietnice, które się wykonuje oraz zasady, których się przestrzega. Potrzebna jest nam wolność, w której nie ma niewoli. Chcę żyć w równoprawnym państwie, budować je i nie bać się zostać bezradnym. Nie chcę przeistaczać się w wilka, aby przeżyć. Chcę być szczęśliwy w moim kraju, podziwiać jego piękno, chodzić do pracy i cieszyć się życiem. Ufam, że tak będzie, jeżeli wytrwale będziemy iść do celu, którym jest lepsza przyszłość. Marzę o tym dniu, kiedy w ukraińskiej wsi podłączyć Internet, żeby skontaktować się z bliskimi, będzie o wiele łatwiej.
Dzisiejsi mieszkańcy ukraińskiej peryferii nie odczuwają większej różnicy w tym, jak oni żyli w czasach ZSRS i dzisiaj. Pseudodemokratycznej Ukrainie mogą podziękować chyba za paszporty, o których były kołchoźnik mógł tylko pomarzyć. Nadzieje na zmiany prysły po ostatnim szczycie Wschodniego Partnerstwa. Co nam zostaje? WYJEŻDŻAĆ!
Mikołaj Bachur, bwp
Leave a Reply