Szwajcaria podolska. A.D. 1884

Fot. turist.km.ua

Upały letnie pędzą ludzi z miasta, wyruszamy więc w ten świat swojski a dziwnie uroczy, gdzie wędrowca czekają niewygody podróży, zamiast hoteli – brudne, obszarpane karczmy; ale za to piękności zmieniających się co chwila obrazów nagrodzą stokrotnie podjęte trudy i niewygody.

I pamiątki z przeszłości coś tu znaczą także.

Wreszcie dla nas wycieczka ta ma wdzięk wyjątkowy; uskuteczniliśmy ją bowiem po raz pierwszy przed dwudziestu kilku laty, zmiany wiec, i to wielkie, niechybnie wszędzie spotkamy… na lepsze czy na gorsze?

By uniknąć nieporozumień, oznaczmy granicę kraiku, na tę nazwę zasługującego. Poczyna się on w okolicy Kamieńca, za Miodoborami; pierwsze osady, witające nas na wstępie do tej miejscowości, to Maków i Supruńkowce, ostatnia – Bronica, za Mohylowem położona; od porohów zaś, hen ku morzu Czarnemu, wzdłuż Tyrasu, rozciąga się płaszczyzna, Pobereżem od wieków ochrzczona.

Szwajcaria więc owa, to płaskowzgórze, pokrajane głębokimi jarami; słusznie powiedział Przeździecki, że bez jarów nie byłoby gór na Podolu, a jeszcze dosadniej określiła sposób formowania się tych gór u nas pewna jego znajoma: C’est notre manière, powiedziała mu ona, d’avoir des montagnes; francuska, jak widzicie, definicja; dla uspokojenia was jednak dodam, że było to w epoce, kiedy nasze panie mowę Gallów znały lepiej od swojskiej; dziś pod tym względem inaczej, rdzenna zmiana zaszła na lepsze.

Szwajcaria więc owa, to wazki, kilkomilowy skrawek ziemi, dwadzieścia mil długi, pokrajany głębokimi jarami, na których dnie małe rzeczułki toczą swoje fale do starej rzeki słowiańskiej; jest ich kilkadziesiąt, znaczniejszych jednak dwadzieścia, mianowicie: Smotrycz, Muksza, Bohowica, Tarnawa, Studenica, Uszyca, Talawa, Daniłówka, Kalus, Materska, Żwan z Wierzbową, Bachtynka, Teremiec, Karajec, Ladawa, Serebrija, Niemija, Derło, Jaryszówka, Bronica, a każda z nich ma po kilka dopływów, a każdy z tych dopływów wstydliwie się chowa w głębokiej dolinie, i tak gajami otulony, że go niekiedy odszukać trudno, i tylko skromna grobelka, z brzegu na brzeg przerzucona, zdradza jego obecność. Wioski, w tych parowach rzucone, zwykle nie wielkie, ale liczne; dość powiedzieć, że nad rzeką Uszycą, przebiegającą dziesięć mil najwięcej, – bo się poczyna ona na polach Tomaszówki, w okolicy Jarmoliniec położonej, a wpada do Dniestru u stóp miasta Uszycy, jednej z najstarszych osad podolskich, sięgających XI-go wieku, – otóż nad tą Uszycą i nielicznymi jej dopływami usiadło 37 wiosek i 4 miasteczka, nad Studenicą 23, nad Ladawą 20, i t. d., i t. d.

Jary te, strome, na kilkadziesiąt łokci wysokie, zwykle okryte zielenią, stanowią ozdobę kraju, a za to pod względem komunikacji, przedstawiają niekiedy nieprzełamane przeszkody: często od wioski do wioski, pieszo, dostać się można w ciągu kilkunastu minut, kiedy najskromniejszy wehikuł, zastosowany do wymagań miejscowości, potrzebuje na przebycie tak zwanej „objazdowej drogi” kilkunastu godzin. Ale za to wiosną, kiedy owe nieśmiałe, ledwie dojrzane strumienie, rozleją, wszelka komunikacja ustaje, a ziemianie po kilka tygodni, jak w niezdobytych twierdzach, w dworach swoich przebywają. Ledwie więc latem, bez wielkich przeszkód, można zwiedzić ten piękny zakątek. Pola tu żyźniejsze, niż w innych częściach Podola, sady liczne, w doborowe frukta zasobne, stanowią dość spore źródło dochodu dla mieszkańców. Weźmy dla przykładu Studenicę i wioski okoliczne: produkują one rocznie 1,500 beczek śliw suszonych, albo 15,000 pudów, t. j. ściągają za nic od 30,000 do 37,000 rubli. A obok zwykłych owoców, hodują się tu morele, winne grona, orzechy greckie, a dawniej i migdałowe, i figowe drzewa, i jedwabniki. Lasy z racji swojej niedostępności, ocalały, a może i z tej racji, że większa ich połowa należy do rządu; za to na równinach trzebież prawie doszczętna…

Kraj to wreszcie zamierzchłych pamiątek; w łupkowych ścianach jarów pełno jaskiń, które w VII i VIII stuleciu służyły za mieszkania dla pustelników (skity), a przed tym, w epoce kamiennej, tuliła się w nich ludność nieliczna, jak znowu potem, podczas napadów tatarskich, ukrywał się gmin przed grozą jasyru. Na wzgórzach stacje krzemienne; pług niemal codziennie wyoruje siekierki, topory, młotki, strzały; epoka książęca jeszcze świetniej reprezentowana; nasypisk, tak zwanych horodyszcz, niepodobna policzyć, a obok cmentarzyska kurhanowe, w których pierścienie, bransolety brązowe z X i XI stulecia.

Dr. Antoni J. (Rolle), „Po małych drogach”, „Kłosy”, 1884 r., t. XXXVIII, Nr 974, s. 139, opracowanie tekstu Walery Franczuk, 30.09.18 r.

2 komentarze
Marek Nasiadka

Proponuję zgłosić się do mnie. Adres e-mail i telefon jest na stronie: http://www.nasiadka.com w zakładce KONTAKT. Organizujemy prywatne wyjazdy z grupą przyjaciół, do której każdy może dołączyć. W ten sposób zwiedziliśmy Miodobory i Zakarpacie. Teraz przyszła kolej na Bukowinę.

Zbigniew Pruski

Tereny piękne i ciekawe. Niestety chyba żadne biuro podróży w Polsce nie organizuje tam wycieczek. A szkoda.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *