Pod koniec stycznia 1863 roku na Wschodnim Wołyniu do spisku powstańców styczniowych zaciągało się coraz więcej ludzi.
W zjazdach konspiracyjnych, jeżeli kto ośmielił się podnieść głos ostrzeżenia lub pesymistycznej uwagi co do brawurowych planów liderów, bywał natychmiast zakrzyczany przez optymistów, a nawet obrażony wyzwiskiem w oczy, że jest służalcem moskiewskim i jako taki wykluczony zostanie z towarzystwa, a gdy wybuchnie powstanie, grożono takim że będą przez powstańców najechani i przykładnie ukarani.
Tylko nieliczni mogli mówić otwarcie o niewczesnym i niewłaściwym w owym momencie zachowaniu się gorących działaczy rewolucyjnych i o smutnych następstwach niewczesnego powstania mówić.
Jeden z nich, był to człowiek powszechnie szanowany i poważany w kraju, jako osoba wielkiego rozumu i nauki, oraz wielkiego serca, który miał tyle powagi i wiary u współobywateli, iż mu zaprzeczać nie śmiano i spokojnie musiano słuchać, ale niestety nie dosłuchiwano się… Był to Albin Piotrowski. On przewidział wszystko co się stało, lecz widział i bolał bezmiernie, że się już stać musi.
Piotrowski bywał na zjazdach konspiracyjnych i w swoim domu takie organizował – stawał z cala odwagą i dowodził mocnymi argumentami nieoględność i niewłaściwość przedwczesnych działań. Nie umiano silnie argumentowanych jego zdań rozbić również równie silnymi argumentami, ale się nie dano pomimo tego przekonać – wyrzekł na końcu: „Nie chcecie usłuchać głosu serca mego, róbcie jak umiecie, oby Bóg okazał nad nami miłosierdzie swoje!”.
Drugi kto próbował ostudzić zapał Polaków, był ks. Hulanicki, niegdyś proboszcz w Izmaile, która po wojnie krymskiej przeszła pod panowanie tureckie, a on zaliczony został do łucko-żytomierskiej diecezji i przyjął czasowo skromną posadę kapelana w Romanowie. Był to mąż uczony i cnotliwy i chociaż nic miał tak szerokich znajomości jak Albin Piotrowski, ale również jawnie i otwarcie, przed kim należało, przekonania swoje wypowiadał. Niestety skończyło się to słowami: „Cóż robić, pozostaje mi tylko gorąco modlić się na waszą intencję”.
W Żytomierzu reakcja rewolucjonistów była jeszcze większa. Wszyscy, co śmieli głośno się odezwać ze zdaniem przeciwnym ruchowi powstańczemu, oprócz nieprzyjemnych krzyków i gróźb, miewali w dodatku i okna pobite w swoim mieszkaniu.
Ciągłe raporty wysyłano ze Wschodniego Wołynia do Rządu Narodowego, a od Rządu szły na Wołyń rozkazy – lecz niestety te z Kresów były łudzące, że lud trzyma z powstańcami. Dowództwo słało do Żytomierza zapewnienia, że powstańcy będą mieli w porę na punktach wskazanych broń i amunicję. Powstańcy się łudzili owymi faktami i nie potrafiliśmy przejrzeć, że Rosjanie za pośrednictwem policji, której nakazano działać w trybie tajnym, powtarza wszędzie ludowi, że pany przygotowują się do tego by na nowo wziąć za lei i zawrócić pod bat i do pańszczyzny.
Tymczasem w Warszawie zupełnie inaczej myślano. Tam postanowiono przygotować listy nadawcze pod imieniem „Złotej Hramoty”, którymi miano zapewnić ludowi na Kresach, do niedawna będącemu w poddaństwie – nie tytko wolność osobistą i również we wszystkimi w obliczu prawa, lecz nadto, nadanie ziemi, przez rodziny dzisiejszych włościan posiadanej, na wieczystą własność tychże rodzin, bez żadnego wykupu. Owe Złote Hramoty zostały wydrukowane złotymi literami, podobno w Kijowie – po rusińsku, słowiańskimi literami. W połowie kwietnia stylu juliańskiego nadszedł rozkaz Rządu Narodowego przyśpieszenia ruchu, a w parę dni potem zakomunikowano rozkaz podniesienia broni w dniu 26 kwietnia. Kazano rozpocząć powstanie z bronią jaka się znalazła pod ręką. Właściwie była nią lepsza i gorsza broń myśliwska, po jednej strzelbie na kilku lub czasem i kilkunastu powstańców, gdzie-indzie pałasz, gdzie-indzie rewolwer, lub stary pistolet, nóż myśliwski – a zresztą, naprędce przygotowywały się piki dla konnych i osadzały się kosy dla piechoty. Prochu wprawdzie zgromadzono pod dostatkiem. Warszawa obiecała, że wszelka broń wojenna i amunicja będą dostarczone na punktu wskazane, a tymczasem mogą być łatwo zdobywane na niewielkich oddziałach wojsk rosyjskich, ponieważ wojska w kraju bardzo mało, co było prawdą, i dlatego należy korzystać z momentu.
Główna siła wojska była w Kongresówce i na Litwie, gdzie już od miesiąca partyzantka działała na dobre – na Wołyniu i Podolu zaś rzeczywiście bardzo niewielkie oddziały pojedynczych rot, a co najwięcej – batalionów, gdyż całego pułku nie było nigdzie. Jednocześnie z wybuchem Polakom kazano głosić i rozdawać Złotą Hramotę, której paki na kilka dni przed wybuchem odebrano. Stosownie do rozkazów powyznaczane były punktu zborne.
Nadszedł ów fatalny 26 kwietnia i ruch się rozpoczął. Niestety żadna z łudzących obietnic nie była dotrzymaną. Broni i amunicji nigdzie, wybór powstańców tak manifestacyjny, tyle czułych i głośnych pożegnań, tyle nieostrożności w przygotowaniu pik, jedynej broni przygotowującej się na miejscu, iż czujność policji została zdwojona. Chłopi w większości stanęli po stronie Rosjan, tak. że poczynając od 26 kwietnia policja miała nieustanną i po większej części gorliwą z nich pomoc tak, że od razu, w dniu wybuchu, rozpoczęły się łapanki powstańców na wszystkich prawie punktach i odstawianie ich do ciasnych etapowych więzień. Tylko na większych punktach zbornych pozbierali się w nocy 26 kwietnia powstańcy, lecz w ilości dużo mniejszej, aniżeli się spodziewano i bardzo słabo uzbrojonych. Na punktach mniejszych, w lasach, podobno więcej powstańców się zbierali – ale w południowej części Wołynia, gdzie kraj odkryty, w wielu miejscach, nie poznajdowali się wzajemnie i błąkali się, szukając jedni drugich, póki chłopi nie pochwytali tych i owych. Chłopi, co to tak bardzo mieli sprzyjać walce, tymczasem przy pomocy garstki kozaków dońskich, z wielu powstańców zaraz pierwszego dnia porobili więźniów. Tylko nieliczni, na wieść o łapankach porozbiegali się i potem, pojedynczo już dołączyli do oddziału Różyckiego. Złapanych skrępowano i odwieziono do Żytomierza, gdzie osadzono w więzieniu.
Taki smutny był początek powstania styczniowego na Wschodnim Wołyniu…
Słowo Polskie, na podstawie wspomnień Leonarda Bośniackiego, 24.02.16 r.