Rolle o wydarzeniach w Serbach i Berezówce z 1768 r.

Fot. Wikipedia

Berezówka ledwie trochę ma sadów; Serby, obok niej leżące, już ich prawie nie posiadają. Tuż za tą osadą – rozściela się pole pochyło ku drodze pocztowej; na skraju horyzontu, ostatnie strzępy lasów nieśmiało wybiegają z za pagórka, jakby żegnając wędrowca…

Zdaje mi się, że jeszcze dziś na tej płaszczyźnie widzę podłużne wały, choć je prze-szło od wieku energicznie pług zaoruje, a lud nawet w tradycji nie przechował krwawego wspomnienia dramatu, jaki się tu odbywał w 1768 r. Franciszek Branicki, łowczy koronny i regimentarz, czynił tu rozprawę nad hajdamakami, na których czele stał Gonta, przysłany mu wraz z kompanami przez rosyjskiego dowódcę Gurjewa. A śliczne było lato podówczas! Lipiec, więc Podniestrze jak w szatę odświętną ubrane, utkaną z zieleni i kwiatów; na łanach wprawdzie rosła tylko bujna trawa i czerwonogłowe bodiaki, zboża potratowane, żniwa więc w tej okolicy nie było, bo zarówno hajdamacy, jak rycerze Maryi, zarówno regaliści, jak wojska alianckie, dokazując w tym zakątku, zrujnowali go na potęgę. Pan łowczy przybył w początku lipca, na czele swego oddziału, na polankę w Serbach; Kreczetnikow rozkwaterował się w sąsiednim Mohylowie… Hajdamaków pędzono taborem, tylko Gontę i kilku przedniejszych jego podkomendnych, jako winniejszych, wieziono skrępowanych na wozach.

Przybyli zastali już przygotowane dla siebie mieszkania – jamy – owe rowy, wzdłuż polanki pokopane przez chłopstwo okoliczne. Wrzucono do nich żywe mięso, nie troszcząc się o to, że zgnić może, z głodu wymrzeć… wojska nie było czym wyżywić, choć tego wojska mniej liczono, niźli delikwentów; pierwszego bowiem przy osobie Branickiego ledwie 750 ludzi rachowano, ostatnich zaś przeszło 850 przesłali w upominku łowczemu dowódcy rosyjscy.

Namioty regimentarskie rozpięto pod laskiem; łańcuch kawalerii zatoczył szerokie koło, pilnując zaimprowizowanego więzienia, nad którym unosiły się śpiewy, krzyki, przekleństwa, i jakieś nieludzkie wycia żałosne. Należy oddać sprawiedliwość Branickiemu: ze stanowiska humanitarnego zapatrywał się on na „koliszczyznę”… za to niektórzy podkomendni, a w ich liczbie „Straszny Józef”, szlachta, żydzi, domagali się egzekucji natychmiastowej, doraźnej; gmin herbowy posuwał ferwor odwetu jeszcze dalej: proponował, by ogniem i mieczem zniszczono wszystkie wioski, z których „Kampanijczykowie” byli rodem. Nie wywierały więc wrażenia na obecnych krzyki owych jeńców, odartych i głodnych; przeciwnie, w obozie bawiono się bardzo wesoło, a kupcy tureccy, wołoscy, greccy, przeważnie zaś starozakonni, zjeżdżali tak licznie, że wkrótce obok namiotów stanął „bazar” ruchomy.

Nareszcie nastąpił dzień wykonania wyroku: kilkunastu winowajców dało głowę pod topór, kilku na pal poszło, a w ich liczbie i Gonta…. Kilkadziesiąt godzin konał on z rzymskim spokojem, bez jęku. Pan Łowczy się ulitował: do końca krwawego ceremoniału nie doprowadził; ściąć kazał zbrodniarza – co prawdziwym było dlań dobrodziejstwem.
Resztę winowajców rozposażono do robót fortecznych, do fabryk kościelnych, do bruków miejskich…

A nie wesoło na tej polance serbskiej być więźniom musiało, kiedy do zbliżających się oprawców wyciągali ręce, prosząc, by wyrok na nich wykonywali… Kat stawał nad fosą i dziwił się tej gotowości, tym umizgom do miecza krwią zbroczonego… głód jest straszną męką, straszniejszą od zgonu na rusztowaniu…

Dziś cicho tu, pogodnie; promienie słoneczne zalewają cały widnokrąg; makolągwa z dudkiem zawodzi jakąś energiczną rozmowę, przepiórki wesoło szczebiocą, wiatr od lasku pędzi miłą woń, kości ludzkiej ani jednej – cicho… Ze smutkiem opuszczamy to miejsce kaźni, pamiątkę strasznej zaciekłości dwóch szczepów pobratymczych…
Równiną okrytą pszenicą dążymy dalej; w polu żeńców huk, a cały szwadron „chałatowych” dozorców pośród nich się uwija; pośpiech gorączkowy widnieje tutaj; od dawna już tylu robotników, na jednym miejscu zgromadzonych, nie widziałem, ale też i miliony wart jest ten z złotych kłosów utkany dywan, na jakich kilka wiorst rozpostarty…

Tekst Dr. Antoniego J. (Rolle), „Po małych drogach”, „Kłosy”, 1884 r., t. XXXVIII, Nr 981, s. 255-256. Uporządkował Walery Franczuk, 13 października 2018 r.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *