– Do września wydaliśmy ich już ok. pół tysiąca, a myślę, że do końca roku wydamy ich jeszcze przynajmniej kilkaset – mówi PAP Konsul Generalny RP w Charkowie Stanisław Łukasik. W zeszłym roku po Karty Polaka do tego wschodnioukraińskiego konsulatu zgłosiło się w sumie 380 osób.
– Staramy się jak najlepiej zaopatrzyć wszystkie osoby polskiego pochodzenia w Karty Polaka. W tym roku wzrost liczby wydanych Kart jest bardzo znaczący dlatego, że daje ona prawo przesiedlenia się do Polski – wyjazdu na pobyt stały, pod warunkiem, że taka osoba ma do kogo pojechać. Karta daje prawo wyjazdu do kraju, ale nie daje materialnego zabezpieczenia – gdzieś trzeba przecież mieszkać – wyjaśnia konsul.
Łukasik ocenia, że w regionie Donbasu przed konfliktem, który objął obwody doniecki i ługański, żyło ok. dwóch-trzech tys. osób polskiego pochodzenia. – Chodzi o osoby, które mają polskie korzenie, przy czym trzeba to bardzo szeroko rozumieć. Oceniamy, że połowa z tej liczby opuściła – przynajmniej czasowo – te tereny, które dziś są pod kontrolą separatystów. Przeważająca część z nich prawdopodobnie wróci – mówi.
Ks. Grzegorz Rapa, polski kapłan, proboszcz parafii w Ługańsku, którą opuścił, gdy kontrolę nad miastem przejęli separatyści, przyznaje, że we wschodniej Ukrainie wielu mieszkańców pamięta, że miało polskich przodków. – Właściwie gdzie nie zaczniesz szukać, tam polskie korzenie; pytanie tylko, jak głęboko trzeba kopać – tłumaczy.
Dużo mniejsza na wschodzie Ukrainy jest populacja osób, które posługują się polskimi paszportami. Według szacunków konsulatu w Charkowie, przed konfliktem w ukraińskim Donbasie żyło jedynie kilkunastu obywateli Polski; głównie byli to duchowni.
Łukasik ocenia, że Polaków nie ma wśród wewnętrznych przesiedleńców, czyli osób, które w obawie przed konfliktem, który objął wschodnie obwody Ukrainy, musiały opuścić swoje domy i szukać bezpieczniejszego miejsca do życia w innych częściach kraju. Liczba uciekinierów sięga już 500 tys., a zapewnienie im warunków do przetrwanie zimy staje się poważnym wyzwaniem dla rządu w Kijowie.
– Ktoś, kto mieszkał w obwodzie donieckim lub ługańskim, a ma polskie obywatelstwo, z pewnością już jest w Polsce – uważa konsul.
Co ważne, charkowski konsulat – po zawieszeniu działalności placówki w Doniecku jedyny we wschodniej części kraju – nie otrzymuje sygnałów, aby osoby polskiego pochodzenia były represjonowane przez którąś ze stron konfliktu. – Wypędzono księży katolickich, duchowni nie mogą pełnić na terenach kontrolowanych przez separatystów posługi duchowej i to można uznać za formę represji. Natomiast innych przejawów tego, że osoby polskiego pochodzenia są traktowane gorzej niż inne narodowości nie mamy – zapewnia.
Konsul przekonuje, że placówka w Charkowie robi, co może, aby dotrzeć ze wsparciem do osób polskiego pochodzenia, które w jakiś sposób dotknęła wojna na wschodzie kraju. – Przyznajemy zapomogi pieniężne z linii pomocy konsularnej, a także żywność i lekarstwa. Nieocenioną pomocą w rozdysponowaniu pomocy do najbardziej potrzebujących jest ks. Rapa, bo osoby polskiego pochodzenia najczęściej były skupione wokół lokalnych parafii katolickich – podkreśla.
Z danych przekazanych przez resort spraw zagranicznych wynika, że w 2014 r., w związku z sytuacją w Ukrainie MSZ podwoiło budżet polskiej pomocy i planuje przeznaczyć łącznie ok. 21 mln zł na pomoc dla tego kraju – zarówno w ramach pomocy rozwojowej, jak i pomocy humanitarnej. Oznacza to podwojenie pomocy przekazanej Ukrainie w stosunku do czasu sprzed konfliktu.
Do początku listopada polskie placówki wydały na terytorium całej Ukrainy łącznie ok. 65 tys. Kart Polaka. Od wejścia w życie w 2008 r. ustawy o Karcie Polaka, do 4 listopada br. roku polskie urzędy konsularne na całym świecie przyjęły ok. 150 tysięcy wniosków o Kartę Polaka, a konsulowie przyznali około 135 tys. Kart.
Z Charkowa Łukasz Stawikowski, PAP
GK
Leave a Reply