Przemierzając obwód Żytomierski. Polskie zamki i rezydencje Ukrainy

Leszczyn

Kontynuujemy wędrówkę Żytomierszczyzną wraz z Dmytrem Antoniukiem. Kto nie czytał poprzednich edycji naszej rubryki, zapraszamy na www.slowopolskie.online, gdzie mieści się elektroniczna wersja gazety a kto pamięta wspaniałą opowieść o rodzinnym gniazdeczku Eweliny Hańskiej, zapraszamy w dalszą zachwycającą podróż…

Z Werchowni przez las prowadzi gruntowa droga (innej, niestety, nie ma) do skrzyżowania, na którym skręcamy w prawo, i przez Pawołocz (tam znajduje się była bóżnica – obecnie muzeum) dostajemy się Popielni, skąd przez Żowtnewe (znów zła droga) dojeżdżamy do Romanówki. Miejscowe muzeum Maksyma Rylskiego to skromne podwórze, zbudowane przez jego ojca Tadeusza. Ten, pod wpływem swojego domowego nauczyciela Włodzimierza Antonowycza został zapalonym ukrainofilem: kolegował się z Ukraińcami, rozmawiał po ukraińsku i poślubił ukraińską dziewczynę. Syn Tadeusza, poeta Maksym Rylski czasami też mieszkał tutaj ze swoją drugą żoną, również miejscową chłopką Mełaniją Czupryną, którą szybko zrobił wielkoświatową panną. Muzeum pracuje we wszystkie dni oprócz poniedziałku, lecz lepiej zawczasu zadzwonić (04137) 7-12-62, bo jego pracowników rzadko można zastać na miejscu.

Dalej jedziemy do Żowtnewego, gdzie skręcamy w prawo i dojeżdżamy asfaltem do Kornina, przed którym skręcamy w lewo do Krzywego. Kiedyś miasteczko, a zaraz wieś, było majątkiem ziemskiego lekarza i mecenasa Józefa Jurkewicza. W folwarku, ze skrzydłem dla służących i kuchni, do niedawna mieściło się przedszkole. Ściany jego pokojów i dotychczas ozdabiają dosyć oryginalne i fachowo wykonane postacie bajkowych bohaterów. Na sufitach pozostały resztki lepniny. Niestety, parę lat temu jakiś pijak wywołał tutaj pożar. Ogień w porę ugaszono, lecz jeden z pokojów i część dachu spłonęły doszczętnie. Odtąd dom stoi pustką i szybko rujnuje się.

Kto go wybudował – nie wiadomo? Wiemy tylko, że rodzina Jurkiewiczów kupiła go w drugiej połowie ХІХ stulecia. Najbardziej zauważalnym przedstawicielem tego rodu był Józef Jurkiewicz – też Polak-ukrainofil, jak i Tadeusz Rylski z sąsiedniej Romanówki i Mychajło Maksymowycz. On leczył chorych na suchoty, dlatego do Krzywego stale przyjeżdżali potrzebujący pomocy. W tym i Łesia Ukrainka (chociaż w jej wypadku on w niczym już nie mógł pomóc). Nieopodal od majątku Jurkiewiczów zbudowano szkołę, która działa i dotychczas (zresztą, nowa władza zamierza tą placówkę oświatową zamknąć, mimo tego, że uczy się tutaj ponad 40 dzieci). Na dworze szkolnym w niewielkim pomieszczeniu funkcjonuje skromne krajoznawcze muzeum, gdzie nauczycielka ukraińskiej literatury zebrała świetną ekspozycję, poświęconą historii Krzywego i życiu Józefa Jurkiewicza.

Od Krzywego ruszamy do Chodorkowa, w którym przed przewrotem bolszewickim stał jeden z najokazalszych w promieniu stu kilometrów pałac Radziwiłów i Świdźińskich. Dziś po nim pozostały same fundamenty, obok których widnieje niewielki basen fontanny, a także okazałe zabudowania gospodarcze, należące dziś do niezbyt gościnnych właścicieli. Ocalała i główna brama majątku, w którym przez długi okres komuny znajdował się kołchoz.

6 km na południe od Chodorkowa, w Kotlarce skręcamy w prawo i mniej więcej przyzwoitą drogą brukową poruszamy się w kierunku Żytomierza do skrętu na Jaropowice. Nie dojeżdżając wsi, po lewej stronie na malowniczym półwyspie znajduje się duże grodzisko z XII st., lecz nas bardziej ciekawi budowla starej szkoły, były pałac. Nazwisko właściciela, który rządził tu przed 1917 rokiem nie do końca jest znane. W trawie chowa się jego okaleczony grobowy kamień z dwiema pierwszymi literami Jen… Chociaż wiadomo, że, na przykład, w 1859 roku większość wsi należała do Zygmunta Kotiużyńskiego.

Dom, po tym, jak szkołę przeniesiono do nowego pomieszczenia, wieje pustką, chociaż niektóre fragmenty wnętrz ocalały. W bawialni na podłodze leżą prastare kafle ze wzorami morskich fal, a na suficie widnieje lepnina z geometrycznymi ornamentami. Klucze od domu znajdują się w nowej szkole.

Wróciwszy na trasę, zatrzymajmy się w następnej wsi Wolica. Szukamy – odgadnijcie z jednego razu co? Macie rację – szkołę. To skromny, bez szczególnych zewnętrznych ozdób jednopiętrowy budynek z połowy ХІХ st., wybudowany przez braci Bronisława i Zygmunta Raciborowskich. Niestety, nie mogliśmy uzyskać dostępu do wnętrza budynku…

Ostatnim na tej „drodze dworków” w kierunku centrum obwodowego leży Leszczyn, – odległość do którego z Wolicy wyniesie mniej więcej 20 km.

Nad prawym brzegiem rzeki Gujwy, w miejscu, gdzie teraz błyszczą nowe dacze mieszkańców Żytomierza, stał przepiękny neogotycki pałac, wybudowany dla Aleksandra Dobrowolskiego przez znanego architekta, Władysława Grodeckiego. Dziś po tym majątku zostały chyba tylko piwnice, wysoki kamienny mur i coś, co przypomina fundamenty okrągłej wieży. Kiedyś we wsi znajdował się niewielki zamek, może to właśnie jego ślad. Ta część Leszczyna nazywała się Tulinem. Na przeciwległym boku rzeki zachował się kościół (teraz cerkiew), który nazywają „ostatnim wzorem baroku na Wołyniu”, i skromne klasycystyczne podwórze. Dzisiaj tutaj znajduje się muzeum i szkoła.

Prawdopodobnie dwór wybudował Wincenty Potocki na początku ХІХ wieku, właściciel wsi jeszcze od roku 1770. Od przedniej strony dwór dekorują dwa miniaturowe portyki (jeden z nich został prawie doszczętnie zniszczony w ciągu ostatnich lat) oraz lepnina nad oknami. Z innej strony również było wejście, które zamurowano, chociaż pozostawiono kolumny, połowa których występuje zza ściany, przekształcając się na pilastry.

Przez Wolicę i Andruszówkę, drogą na Rużyn, dojedziemy do wsi Browki Pierwsze, gdzie widzimy kolejny wspaniały wytwór architektury. Wiemy, że wśród licznych pokoi tego pałacyku, był Ludowy Salon z meblami w etnicznym stylu, a także wykwintny gabinet, z kredensami, fotelami i stołami czasów Louisa Filipa. W gabinecie stała także szafa, zrobiona i wyrzeźbiona własnoręcznie przez ojca ostatniej właścicielki Brówek – Marii, Bronisława Raciborowskiego – architekta majątku w Wolicy. Ciekawostką jest to, że Syn Marii Raciborowskiej Zbigniew Scybor-Rylski który urodził się w Wolicy walczył w szeregach AK w stopniu pułkownika.

W 1918 roku majątek obrabowano i splądrowano, chociaż Scybor-Rylscy mieszkali tu aż do roku 1921. Później w pałacu otworzono szkołę, powoli niszcząc całą architekturę wewnętrzną, a teraz pamiątkę architektury usunięto ze wszystkich rejestrów i pojawiły się próby sprzedać ją za bezcen. Z boku parku nieznani „miłośnicy sztuki” już wyłamali ogromny kawał ściany, i jeżeli ich nie powstrzymać, pałac wkrótce zniknie.

Wracamy do Andruszówki, w centrum której, w otoczeniu parku, nad stawem zachował się pałac Berżyńskich, w którym teraz, tradycyjnie, znajduje się szkoła.

W drugiej połowie ХІХ st. kamerger rosyjskiego dworu Stanisław Berżyński zbudował w Andruszówce rezydencję w stylu francuskiego neorenesansu. Już pod koniec stulecia wykupił ją Mikołaj Tereszczenko, ówczesny właściciel prawie całego południa Żytomierszczyzny. Przy natarciu na Polskę, w 1920 roku mieścił się tutaj się sztab Budionnego, po likwidacji którego bolszewicy chcieli zniszczyć pałac lecz mieszkańcy Andruszówki namówiły by czerwoni tego nie robili. Później otworzyno w nim szkołę. Pamiątkę architektury zepsuła tylko jedna dobudowa – zmieniona oficyna, która łączyła się z pałacem galerią z zimowym ogrodem. W środku ocalały resztki pierwotnego wyglądu. Na przykład, pozłota na lepninie dwóch gabinetów, piec i nawet marmurowe schody.

Naprzeciwko pałacu z boku parku znajduje się duża nieczynna fontanna.

Według odeskiego krajoznawcy Sergiusza Kotełki dzisiejszy andruszowski pałac został wybudowany w miejscu starego majątku Berżyńskich przez wnuka Artema – Mychajła Tereszczenki – ministra finansów Tymczasowego Rządu Petlury. Jego syn i wnuk, którzy mieszkają we Francji, niedawno odwiedzali Andruszówkę i następną miejscowość, dokąd prowadzi dalej nasz szlak w stronę Berdyczowa. Już za 17 km będzie pojawi się drogowskaz – miasteczko Czerwone.

Pałac w CzerwonymJeżeli pochodzenie andruszowskiej rezydencji wywołuje pewne wątpliwości, to ten fakt, że duży neogotycki pałac w Czerwonym wybudował Adolf Grocholski (wnuk założyciela pałacu woronowickiego Franciszka Ksawery) – jest ogólnie znany. Stało się to w 1851 roku.

Chociaż pan Adolf i walczył z Rosjanami podczas Powstania Listopadowego, za co był zesłany do Kurska, jednak majątek zdołał zachować. Pierwszą jego żoną była Otylia Poniatowska, którą on wykradł dla młodszego brata, lecz ożenił się z nią sam. Za ten zuchwały uczynek Adolf pojedynkował się nawet z ojcem Otylii. Mimo zapału miłosnego, z Poniatowską Grocholski rozstał się i ożenił się po raz drugi – z Wandą Radzywiłłówną z berdyczowskiej gałęzi słynnego rodu. O nowej pani Grocholskiej znany pamiętnikarz Geleniusz, czyj majątek znajdował się w sąsiedniej Gorodkiwce, pisał, że – była ona niby prosta chłopka, mówiła głośno, ledwie nie krzyczała, była brzydka i niewychowana. Od razu po śmierci męża w 1863 roku, Wanda Grocholska, które nie narodziła mu dzieci, sprzedała pałac i cały jego majątek ruchomy Mikołaju Tereszczence. Ostatnim zaś właścicielem rezydencji został wnuk Mikołaja, Teodor. On znacznie rozbudował dwór, wzniósł w 1905 roku jeszcze jedno skrzydło, które służyło mieszkaniem dla służby. Wydał na ten cel 720 tysięcy rubli, ogromną kwotę jak na początek XX wieku.

Głównym zajęciem i zainteresowaniem Teodora Tereszczenki było konstruowanie samolotów. Obok z pałacu on wybudował niewielkie pracownie, gdzie z pomocą konstruktorów Igora Sikorskiego i Dmytra Grygorjewa, budował własne samoloty Tereszczenko-3 i Tereszczenko-7. Ostatni model był na uzbrojeniu rosyjskiej armii pod czas Pierwszej Wojny Światowej. Do Czerwonego nawet specjalnie przyjeżdżał Mikołaj ІІ, aby poznać osiągnięcia Tereszczenki.

Po październikowym przewrocie potomek właścicieli fabryk cukru emigrował na zachód, porzucił konstruowanie samolotów i zajął się komercją pod opieką Rotschilda.

Bolszewicy przekształcili pałac na sierociniec, który spłonął w 1928 roku. Właśnie wtedy zostały zniszczone resztki architektury wewnętrznej z marmurowymi schodami galowymi i lepniną. Po Drugiej Wojnie Światowej w byłym pałacu zaczęła funkcjonować szkoła, a po odzyskaniu przez Ukrainę niepodległości, część budowy oddano pod żeński prawosławny klasztor Moskiewskiego patriarchatu. Siostry zakonne na jednej z wież postawiły krzyż, a w oknach pojawiły się białe ramy, kontrastujące z całokształtem pamiątki. Zresztą, lepsza taka opieka, niż niszczenie reszty pałacu z rąk wandali.

Z tylnej strony pałacu jest jeszcze jedno wejście, które prowadzi do ogromnego prywatnego teatru. Na jego, już nieistniejącej scenie, kiedyś śpiewał sam Szalapin… Nie brakowało w rezydencji i kosztownych rzeczy. Grocholscy sprzedali Tereszczenkom nabyte we Włoszech marmurowe rzeźby, weneckie żyrandole z krysztalu, i obrazy holenderskich malarzy. Zapewne wszystko to zrabowano i zniszczono.

Naprzeciwko głównego wejścia, nad którym wciąż wisi herb Tereszczenków, stoi stara żeliwna fontanna, z której odpiłowano rzeźby ryb, ozdabiających tą fontannę z czterech stron. Jeszcze jedną fontannę z obrazem plastycznych gracji przeniesiono do miejskiej administracji – stoi ona tam i do dziś. Z dwóch oficyn ocalała jedna, w której dzisiaj mieszkają ludzie. Ona, jak i pałac, wybudowana jest w stylu neogotyckiej pseudotudorowskiej architektury i ma wytworną, lecz mocno zepsutą czasem, wieżę. W dużym parku, który zaczyna się za pałacem, błyszczy kilka stawków, pośrodku których za czasów Grocholskich znajdowały się wysepki w kształcie serca z altanami. Oto, właściwie, i wszystko. Pałac sprawia dość przygniatające wrażenie przez swoje ciemne, prawie czarne ściany. Być może, to skutek przedwojennego pożaru, przecież do 1917 roku pamiątka architektury wyglądała o wiele gościnniej.

Dmytro Antoniuk

 

 

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *