28 lutego na Uniwersytecie Kijowskim odbyła się publiczna dyskusja pod tytułem „Dlaczego pamięć dzieli Polaków i Ukraińców”. W rozmowie uczestniczyli polscy oraz ukraińscy historycy i naukowcy.
Stronę ukraińską reprezentował Wołodymyr Wiatrowycz – dyrektor Ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej oraz autor książki „Za kulisami Wołynia ’43”. Zdanie strony polskiej przedstawił Grzegorz Motyka – polski historyk, specjalizujący się w tematyce ukraińskiej, w latach 2011–2016 członek Rady Instytutu Pamięci Narodowej oraz autor książki „Wołyń 43”.
Patrząc na okładki książek obu historyków, można postrzec różnicę w podejściu autorów do danej kwestii. Profesor Motyka, nawiązywał do wiadomości historycznych, szczególnie dokumentów UPA i wspomnień świadków, udowadniając, że wydarzenia na Wołyniu mogą być potraktowane wyłącznie jak ludobójstwo, kategorycznie zaprzeczając tzw. „wojnę polsko-ukraińską”. Ponadto zaznaczał, że: „Wyznanie UPA jako bohaterów przez parlament ukraiński nie tylko mogło stać się bodźcem do pogorszenia stosunków, a nawet wpłynęło na wybory prezydenckie w Polsce powodując porażkę Komorowskiego”. Jego zdaniem, koncepcja „symetrii winy” , proponowana przez ukraińską stronę nigdy nie będzie zaakceptowana przez polskie społeczeństwo. Odwrotnie doprowadzi do pogorszenia stosunków, ponieważ teraz większość Polaków może mieć przekonanie, że te antypolskie akcje mogły mieć poparcie większości Ukrainców.
Lecz jeżeli Ukraina razem z Polską skupią się na potępieniu tej zbrodni i zabójstw tle etnicznym, wtedy w poskim społeczeństwie można będzie zaczynać rozmowę o tym, że naprawdę większość Ukraińców nie popierała „usuwanie” Polaków z ziem ukraińskich i nie rozumiała celu tej akcji, teraz, jak i kiedyś, UPA dla Ukraińów jest wyłącznie symbolem walki o niepodległość i absolutnie się nie kojarzy z nienawiścią wobec Polaków.
Wołodymyr Wiatrowycz mówił , że kwestię „Wołynia” Ukraina warto traktować jako fragment długotrwałej wojny polsko-ukraińskiej, w kontekście walki polskiego i ukraińskiego podziemia. Uważa, że wydarzenia na Wołyniu w roku 1943 były instrumentem manipulacji, z którego korzystają dzisiaj zarówno media, jak i polscy politycy. Wyrwane z chronologii historycznej i zaprawione emocjami, wydarzenia na Wołyniu zostały zniekształcone i pozbawione kontekstu naukowego, dlatego na razie nie da się prowadzić konstruktywny dialog. Mówiąc o dokumentach, do których odwoływał się Grzegorz Motyka, dyrektor ukraińskiego INP zaprzeczył, że są to oficjalne dokumenty UPA, dlatego nie akceptuje je jako argument i sądzi, że nie wywarły one żadnego realnego wpływu na sytuację.
Szef ukraińskiego INP zaznaczył, że polscy historycy nie mówią o całokształcie konflikcie, który trwał przed jego eskalacją od wielu lat, o przemocy, która panowała na ziemiach ukraińskich podczas okresu polskiego i radzieckiego. Z jego punktu widzenia Polacy wykorzystują termin ludobójstwa, ponieważ taki szablon jest łatwiejszy do akceptacji i nie wymaga dalszych badań, które zwykle prowadzone są w podobnych rozmowach wobec konfliktów wojennych.
Kiedy żadna strona konfliktu nie kontroluje sytuacji , nie posiada własnej administracji (w 1943 tereny Wołynia były kontrolowane przez Niemców), twierdził Wiatrowycz, obiektywnie można mówić tylko o konflikcie dwustronnym.
Wołodymyr Wiatrowycz zaapelował do polskich historyków by nie prowadzić politykę „winy zbiorowej” wobec wszystkich Ukraińców, którzy walczyli o niepodległość, a nazwać osób, winnych w zbrodniach wojennych i mordowaniu cywilów, wrócić do fachowego dialogu w kręgu historyków, a nie polityków. Wtedy Ukraina, jak mówił szef UINP, będzie w stanie potępić działania przestępców – konkretnych osób i pójść drogą kompromisu.
Reasumując, w dniu dzisiejszym jeszcze nie został wypracowany wspólny pogląd na to, jak musi wyglądać droga do uregulowania rozbieżności poglądów, ale sam fakt dialogu potwierdza, że poszukiwanie kompromisu jest faktem oczywistym.
Oksana Płachotniuk, studentka Uniwersytetu Kijowskiego, 07.03.17 r.