Porządki po bolszewicku. Sowiecki kalendarz w 1930 r.

Bolszewicki plakat z 1930 roku nawołujący do pracy podczas Świąt WielkanocnychZ dniem 1 kwietnia 1930 r. wprowadzony został w Rosji nowy, sowiecki kalendarz. Była to reforma tak głęboka i o tak wszechstronnych skutkach, że można ją śmiało nazwać największą, jaka do tego czasu została przeprowadzona przez władzę sowiecką.

A oto szczegółowy ustrój nowego kalendarza bolszewickiego oraz zmiany w życiu społecznym i gospodarczym, związane z wprowadzeniem go w życie.

Ideą przewodnią projektu nie była tylko zwykła zmiana dotychczasowej rachuby czasu. Rząd bolszewicki pragnął przez reformę kalendarza, osiągnąć efekt znacznie większy, bowiem chciał udokumentować przed światem, że w dniu 7 listopada 1917 r. „narodził się” nowy porządek rzeczy na świecie i nowa era. To, co było przedtem, stało się przeszłością, z którą zerwano wszelką łączność.

Rok 1917 był pierwszym rokiem „nowej ery”. Era chrześcijańska kończyła się u sowietów na roku 1916. Rok 1917, jako rok rewolucji komunistycznej i narodzin komunizmu rządzącego otrzymał cyfrę 1.
Pod tym względem komunizm wzorował się na rewolucji francuskiej, która również usiłowała wprowadzić nową rachubę czasu, ustanawiając moment jesiennego zrównania dnia i nocy w roku 1792 za początek nowej ery i pierwszego w niej roku. Nieco skromniej poczynała sobie rewolucja faszystowska, która do arabskiej cyfry ery chrześcijańskiej dodała rzymską cyfrę swojej własnej (1930-VIII).

Przy ustanawianiu nowej rachuby czasu bolszewizm kierował się rzekomo względami nowoczesnej racjonalności i suchej rzeczywistości.

Ilość dni w roku zaokrąglono do 360 i podzielono je na 12 miesięcy po 30 dni w każdym. Miesiąc podzielono na 6 tygodni, a tydzień na 5 dni. Przy rachunku dekadowym, miesiąc liczył trzy dekady po 10 dni.

Ponieważ jednak wszechwładza bolszewicka nie była w stanie przyśpieszyć biegu kuli ziemskiej dookoła słońca i nasza stara ziemia nadal potrzebowała i potrzebuje na odbycie tej podróży 365 i ćwierć dnia, pozostało do pełnego roku 5 dni nadliczbowych. Poradzono sobie z nimi w ten sposób, że uznano je za dni świąteczne bez daty i poza rachubą kalendarzową.

Dwa z nich poświęcono proletariatowi i wstawiono je w miejsce, gdzie dotychczas były daty 1 i 2 maja, następne dwa poświęcono rewolucji bolszewickiej i zajęto nimi daty 7 i 8 listopada, a piątym obdarowano Lenina, ustanawiając jako dzień święta Lenina dotychczasowy 22 stycznia.

Nazwy miesięcy pozostawiono bez zmiany, a z nazw dni tygodnia opuszczono sobotę i niedzielę.

Tydzień bolszewicki zaczynał się w poniedziałek, a kończył w piątek.

System pięciodniowego tygodnia wybrano dlatego, że ten system nadawał się najlepiej do całkowitego zburzenia dotychczasowego rytmu życia, tradycji religijnych, i zwyczajów życia rodzinnego.
Wszystkie święta kościelne, a nawet niedzielne odpadały przy tym systemie i chociażby nawet ktoś chciał je obchodzić, nie mógł tego uczynić, gdyż na odnośne daty przypadały dni robocze.
Pod tym względem skrupulatność swoją, władza bolszewicka posunęła do tego stopnia, że uniknięto nawet takiej ewentualności, by któreś z dawnych świąt nie wypadło na przewidziany dzień spoczynku.

Równocześnie z reformą kalendarza dokonano reorganizacji systemu pracy. Regułą nowego porządku była zasada, że każdy piąty dzień jest dniem spoczynku, jednak nie dla wszystkich. Ten piąty dzień nie jest dniem powszechnego spoczynku, nie jest jakąś bolszewicką niedzielą, lecz zwykłym dniem roboczym, w którym tylko jedna piąta ludności pracującej odpoczywała, a pozostałe cztery piąte pracowały.

W tym celu ludność podzielona została na pięć części, które różnią się pomiędzy sobą kolorem odpowiednich kartek przydziałowych. Kolor żółty (posiadacze żółtych kart) był wolny od pracy w poniedziałki, kolor różowy we wtorki, czerwony w środy, zielony w czwartki, a niebieski w piątki.

Jednym słowem praca w Rosji sowieckiej odbywać się miała bez żadnej przerwy od pierwszego do ostatniego dnia kalendarzowego w roku, na pięć zmian, przy czym cztery zmiany pracujące, a jedna odpoczywała.

Podział ten obowiązywał we wszystkich urzędach i biurach państwowych, we wszystkich przedsiębiorstwach przemysłowych i handlowych, w szkołach oraz w wojsku, co do którego do końca nie wiadomo było, jak ten podział został przeprowadzony.

W przemyśle i górnictwie podział robotników na kolory wprowadzany był przez dyrekcję każdego przedsiębiorstwa zależnie od lokalnych warunków.

Skutkiem tej reformy ilość dni pracy w roku wynosiła w przemyśle sowieckim 360 zamiast dotychczasowych 300. Teoretycznie miała podnieść się także i produkcja o 20 procent, a ilość zatrudnionych robotników zwiększyć o 25 procent.

Przedsiębiorstwo, które zatrudniało dotychczas 100 robotników było zmuszone przyjąć jeszcze 25 i podzielić 125 na pięć kolorów po 25 robotników w każdym. Każdego dnia pracować miały cztery kolory, czyli razem 100 robotników, a kolor piąty miał odpoczywać.

Kierownicze sfery gospodarki sowieckiej były przekonane, że udało im się wynaleźć co najmniej jajko Kolumba, że przez tę genialną reformę osiągnąć znaczne zwiększenie produkcji, zmniejszenie bezrobocia, a ponadto w postaci extra premii radykalnie wyplenić wszelkie pozostałości z dawnej epoki, z dawnych tradycji i zwyczajów.

Krytyka była niedozwolona i uważana za kontrrewolucję. Karano nawet śmiercią.

Warto pokusić się i z obiektywnego stanowiska techniki produkcyjnej przeanalizować ten plan co do realności spodziewanych korzyści.

Przede wszystkim nasuwa się tu sprawa remontu i czyszczenia instalacji maszynowych. Dotychczas miano do dyspozycji półtora dnia w każdym tygodniu tj. pół soboty i całą niedzielę, razem około 75 dni. Przy nowym kalendarzu pracować miało się bez żadnej przerwy z dnia na dzień i z roku na rok.

Nie wydaje się to możliwym nawet przy zupełnie nowych maszynach, nie wymagających remontu. A cóż dopiero przy bardzo zdezelowanych urządzeniach sowieckich fabryk, to też nawet w sowieckich kołach fachowych sądzono, że na ten cel przyjdzie przeznaczyć co najmniej 30 dni w roku. W ten sposób zysk 60 dni pracy uległby zmniejszeniu o 50% czyli o 30 dni.

Następnie wątpliwym jest, czy udałoby się zmobilizować potrzebną ilość wykwalifikowanych robotników, aby uzupełnić ówczesne obsady załóg fabrycznych.

Przy dwóch milionach bezrobotnych, Rosja sowiecka cierpiała dotkliwie na brak robotników wykwalifikowanych, o czym wiadomo z narzekań ówczesnej prasy sowieckiej. Niemniej trudności nastręczało pomieszczenie powiększonej ilości robotników. Pod tym względem panowały zastraszające stosunki. Domy robotnicze niektórych fabryk i kopalń – według doniesień prasy sowieckiej – były tak przepełnione, że spanie na pryczach odbywało się na dwie i trzy zmiany, gdyż nie starczało miejsca dla wszystkich.

Inne zagadnienie stanowiły sprawy technicznego personelu kierowniczego i nadzorczego. Zapowiadano, że z inżynierami i technikami ceremoniować się nie będzie. Po prostu planowano wypędzić ich z kantorów do fabryk.

„Do tokarek albo do więzienia!“ – brzmiało najnowsze hasło. I przypuszczalnie ludzie ci pozbawieni zostali prawa do odpoczynku. Z pewnością przemysłowi sowieckiemu na dobre to nie wyszło.
Innym zagadnieniem było to, że system nieprzerwanej pracy przez cały rok niszczył dotychczasowy stosunek między robotnikiem, a jego narzędziem lub obsługiwaną przez niego maszyną. Tak samo zniszczoną została ciągłość pracy administracyjnej. Nowy system przynosił zmniejszenie odpowiedzialności zarówno dla pracownika tak fizycznego jak i umysłowego, a tym samym zmniejszenie etycznej wartości pracy. Każdy, kto zetknął się z problemami organizacyjnymi w przemyśle, wie dobrze jak olbrzymie znaczenie posiada moment łączności pomiędzy robotnikiem a maszyną, urzędnikiem i jego pracą. Już w rolnictwie przydziela się jednemu pracownikowi rolnemu na stałe jeden zaprzęg, czy traktor aby mógł uważać go za swój, gdyż tylko wtedy obchodzi się pieczołowicie z końmi, pojazdem, i wozem. Doświadczenie wykazało, że np. dorożka lub taksówka, przy której woźnice względnie kierowcy pracują na zmiany, rujnowana jest o wiele szybciej niż pojazd powierzony jednemu pracownikowi, to samo odnosi się do robotnika i maszyny.

Robotnik któremu powierzono maszynę, zwłaszcza precyzyjną, stara się nikogo do niej nie dopuścić. Na kolejach nawet dąży się do tego, aby lokomotywy miały obsadę złożoną z tych samych zawsze ludzi.

W systemie sowieckim było to niemożliwe, gdyż przynajmniej co pięć dni maszyny obsługiwane były przez innych robotników, a w niektórych fabrykach obsada przy maszynach zmieniać się miała codziennie. Skutkiem tego konstatowano, że zniknie zupełnie zainteresowanie się robotnika stanem maszyny i zniknie także poczucie odpowiedzialności za nią. Będzie to miało zgubny wpływ n a wiek i stan sowieckich instalacji fabrycznych.

Zamiast dotychczasowych niedziel i świąt naród rosyjski otrzymuje dni odpoczynku. Czy jednak dzień odpoczynkowy potrafi zastąpić ludziom dzień świąteczny? Człowiek zwolniony na jeden dzień z pracy, może wprawdzie fizycznie odpocząć, ale nie odpoczywa umysłem i duchem, jeżeli dookoła wre praca, jeżeli pracują jego najbliżsi, jego dzieci, żona, krewni, w których gronie spędzał swoje dni świąteczne. W takich warunkach robotnik zdeklasowany zostaje do rzędu zwierzęcia roboczego, które także pozostawia się od czasu do czasu w stajni, aby wypoczęło.

Cały ten wyrafinowany i chory system mógł być wymyślony tylko przez ludzi, którzy życie społeczne pojmują czysto materialistycznie i mechanicznie, tak , jak to czynią bolszewicy. Człowiek jest w tym pojęciu tylko maszyną, zdolną do pewnych funkcji i wymagającą zaspokojenia pewnych swoich potrzeb.

Jest to zgoła nieludzki i absurdalny sposób pojmowania zadań roli i praw człowieka, a już okrucieństwem trzeba nazwać to zupełne zapoznawanie i ignorowanie potrzeb psychicznych oraz duchowych.

W ten sposób bolszewicy rozciągali nowoczesne pojęcia normalizacji, typizacji, standaryzacji i szablonizacji także i na żywego człowieka i urzeczywistniali je w stosunku do niego w takim stopniu, w jakim nikt jeszcze nie usiłował nie tylko czynić tego, ale nawet myśleć o tym. Człowiek w pojęciach bolszewickich jest tylko czynnikiem produkcji i niczym więcej. Według formuły bolszewickiej człowiek jest maszyną – którą wprowadza się w ruch za pomocą terroru. Innych motywów i motorów działalności ludzkiej bolszewizm nie uznaje.

Przewodnią ideą bolszewizmu była zarówno walka klasowa, jak i zniszczenie Kościoła i wykorzenienie z serc, umysłów i dusz ludzkich Boga i wiary w niego. Podporządkowanie ludzi chorej idei i niedorzecznych, chociaż na pierwszy rzut oka może i nowatorskich pomysłów. Wielu również Polaków za cenę kariery, lepszej pracy i płacy, wygodniejszego życia zapisywało się do komunistycznej (czytaj bolszewickiej) partii (PPR, PZPR), a pisząc aktualnie swoje CV jakby „zapominało” o przynależności do tychże zbrodniczych w gruncie rzeczy formacji partyjnych. Niektórzy i dzisiaj naiwnie pytają, dlaczego nie można było oficjalnie, będąc członkiem PZPR być praktykującym katolikiem? Co w tym złego? Pomieszanie pojęć. Dlatego, mówiąc krótko, że nigdy nie pogodzi się wody i ognia. Czysta dwulicowość. Chyba, że ktoś ma rozumowanie kilkuletniego dziecka. Rozumowanie podszyte wyrachowaniem: „I tu mi się opłaci należeć i tam również”. Kierownik-członek PZPR z książeczką do modlitwy w jednej kieszeni i legitymacją partyjną w drugiej. Normalność i powaga? A tak bywało i to nierzadko. Wielu Polaków ma bardzo krótką pamięć. I do dzisiaj nie dokonano w Polsce solidnej i normalnej dekomunizacji. Uporały się z nią inne kraje. A u nas rzekome autorytety mają swoje IPN-owskie teczki ze służalczymi donosami, które składali za nędzne srebrniki. I to wcale nie sfabrykowane donosy. Najbardziej zainteresowani likwidacją IPN-u są ci, którzy mają coś na swoim sumieniu. Wystarczy poczytać zamiast brukowych gazet pozycje wydawane przez IPN, a oparte na faktach, a nie gdybaniu i bajkopisarstwie. Pracują tam naukowcy, a nie aparatczycy.

W Ewangelii Chrystus wyraźnie mówi: „Nie można dwóm panom służyć”, „Nie można służyć Bogu i mamonie”, „Oddaj co cesarskie – Cezarowi, a co boskie – Bogu”. A Sługa Boży Prymas Tysiąclecia kard. Stefan Wyszyński w czasach terroru komunistycznego w Polsce wyraźnie sprzeciwił się ingerencji komunistycznej władzy w sprawy Kościoła i wiernych – „Non possumus!”. Za swoją nieprzejednaną postawę i silną wiarę był więziony. Nie zapominajmy o tym.

Wielu Polakom przejadł się komunizm, inni wzdychają za nim. A jeszcze inni chcieliby komunokapitalizmu. A jak obecnie jest – każdy widzi.

Paweł Glugla, 28.12.16 r.

Skip to content