Polska macierz szkolna na Podolu. Cz. II

Winnicki kościół kapucynów, w którym odbywały się spotkania członkiń Koła Polskiej Macierzy Szkolnej na Podolu. fot. vinkap.net

Praca Polskiej macierzy szkolnej na Podolu na początku XX wieku wyglądała inaczej niż w Kijowie.

Inteligencja była rozsypana po wsiach, po cukrowniach i po miasteczkach więc należało się wzorować na warszawskich „Ziemiankach” i stosować „Sekcję Wiejską” ze  statutu kijowskiego.

Najlepiej ze względu na centralne położenie nadawała  się Winnica, tam też odbywały się zjazdy i narady. Przeszkodą ogromną było to, że Koło nasze nie było zalegalizowane. Zaczynała się już reakcja i nie udawało się nam ani otrzymać zezwoleń na przyłączenie się do Koła kijowskiego ani też zatwierdzić własnego statutu. Próżne były wszelkie starania, próżne wysiłki naszych adwokatów przy redagowaniu projektu statutu — nasze podania zwracano nam stale z rezolucją: „Otkazat”.

Postanowiłyśmy więc pracować tajnie, każda w swojej okolicy prowadzić miała pracę nad nauką polską i nad uświadomieniem narodowym, unikając wszelkich zatargów z władzami.

Duszą wszystkiego była p. Letta Jaroszyńska. Umiała ona trafić do serca każdej z nas i przelać w nas swój gorący zapał, umiała tak prowadzić zebrania, że każda wychodziła z niego z przekonaniem, że to właśnie ona jest filarem Koła; umiała dostrzec w każdej czułą strunę i w nią uderzyć, aby wywołać dźwięk potrzebny do wspólnego akordu.

Zaś akord stawał się coraz silniejszy, choć tłumiony sklepieniem starego kapucyńskiego klasztoru w Winnicy, gdzie księża pozwolili nam odbywać nasze ogólne zebrania. Zbierało się nas około stu pań, toteż księża mieli dużo kłopotu, aby nas potem wyprowadzić różnymi korytarzami i przejściami po kilka, bez zwracania uwagi policji. Zważywszy ,że były to początki, że byłyśmy rozsiane po całym Podolu, że robota nasza była tajna i nawet niebezpieczna, można osądzić jak silny był impuls i potrzeba tego zespolenia pracy.

Zarząd główny zbierał się co miesiąc w Winnicy w żydowskim zajeździe, gdzie czułyśmy się bezpieczniejsze niż w hotelu, gdzie można było prędzej napotkać kogoś niepożądanego.

Skład zarządu był następujący: przewodnicząca — p. Letta Jaroszyńska, przedstawicielki kół prowincjonalnych — panie: Teresa z Bernatowiczów Skowrońska z Siomak, Maria ze Starorypińskich Starża-Jakubowska z Luliniec, Leokadia z Mikulskich Olszańska z Gniewania, Stefania z Siemaszków Bobowska z Buszynki, Faustyna z Paszkowskich Chodkiewiczowa ze Strzelczyniec, Maria Wróblewska z Koluchowej, Maria z Bogdanowskich Zielińska z Wasylówki, Wanda z Niepokojczyckich Długołęcka z Winnicy i ja jako sekretarka.

Po jakich drogach i słotach jeździłyśmy, niektóre po 60 wiorst i więcej końmi, byle się stawić na wyznaczony dzień i godzinę! Łatwym się nam to wtedy zdawało.

Nauka w ogóle a szczególnie polskiego była surowo wzbroniona, a był to przecie nasz główny cel — trzeba więc było ją przykrywać jakąś robotą czy rzemiosłem. Jako takie „przykrywki“ powstały: Koszykarnia w Winnicy, w której było kilkunastu chłopców w internacie, pod opieką p. Długołęckiej; Szwalnia Sióstr Marii w Winnicy Pod opieką p. Otoliny z Mącińskich Burzyńskiej; pogadanki i zebrania niedzielne dla młodzieży rzemieślniczej u p. Marii Prunmayer, córki Niemca i Francuzki, gorącej patriotki polskiej.

W Gniewaniu w cukrowni założono naukę haftów pod kierownictwem miejscowych pań oraz pp. Olaszańskiej i Bobowskiej. Do Tarabanówki, wsi czysto polskiej, sprowadzono instruktorkę tkaczkę ze Żmudzi. Po roku wyroby płócienne i wełniane trudno było odróżnić od fabrycznych. Opiekowało się Tarabanówką Koło Gniewańskie. W Krasnem w domu pp. Stankiewiczów bvła koszykarnia jako fasada dla formalnej szkoły z kilkudziesięciu dziećmi.

W Białym Rękawie u p. Anny Łychowskiej była szkoła, z której wysyłano uczennice do szkół gospodarstwa wiejskiego. W cukrowni w Kapuścianach — odczyty, kursa dla dorosłych, kółko samokształceniowe; czynną tam była p. Dyakowska (z Garnyszów).

W Dżurynie hr. Bnińska i w Teleżyńcach p. Dora z Biskupskich Dorożyńska brały praktykantki dla nauki wzorowego gospodarstwa i hodowli. W kilku miejscach potworzono tzw. gniazda Sióstr Marii. Były dwa nowicjaty tego zakonu, w Kijowie i w Żytomierzu. Było to zgromadzenie tajne i siostry ubierały się po cywinemu. Do zakładanych „gniazd“ przysyłano trzy siostry. Jedna kierowała pracą, druga była wykwalifikowaną szwaczką, trzecia służącą; otwierały szwalnię niby dla celów zarobkowych, w rzeczywistości były to zakłady wychowawcze utrzymywane przez społeczeństwo.

Na podstawie tekstu Wandy Świderskiej, Pamiętnik Kijowski, Londyn, 1966 r. Udostępnione przez Henryka Grocholskiego, 16 marca 2020 r.

lp

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *