Pojednanie możliwe?! Polsko-ukraińska pamięć historyczna i Parośla

Jeszcze nie szybko opadną emocje, związane z kolejną, już 70. rocznicą Zbrodni Wołyńskiej. Co dziesięć lat nasilają się fale debat pomiędzy „ekspertami” z obydwu stron, wywołanych kolejnymi publikacjami i wypowiedziami tych czy innych autorów oraz osób publicznych. W roli „ekspertów” występują często ludzie bardzo znane w środowisku jak politycznym obydwu krajów (parlamentarzyści, działacze społeczni, nacjonaliści) tak i kulturalnym a nawet religijnym (poeci, zespoły artystyczne oraz duchowieństwo).

Analizować i oceniać wydarzenia sprzed 70 lat biorą się wszyscy komu zależy nie tylko na nagłośnieniu Prawdy o tych wydarzeniach ale także i rozreklamowaniu własnej osoby w mediach i środowiskach, bliskich do instytucji rządowych. Przy czym z polskiej strony obrońcy określenia „Ludobójstwo” w stosunku do działań OUN-UPA na terenie Wołynia oraz Galicji (celowo nie używamy nazwy dla tego regionu Małopolska Wschodnia, by nie zrażać Ukraińców) opierają się na setkach tomów prac historyków, jak zrzeszonych w IPN, tak i działających na własną rękę – Grzegorza Motyki i Siemaszków, na przykład. Z ukraińskiej strony z merytoryczną stroną chłodnej analizy dokumentów oraz zapisów świadków, czy potomków świadków tych makabrycznych wydarzeń jest znacznie gorzej, chociaż w ostatnich tygodniach (koniec lipca 2013 roku) za analizę archiwów oraz tematycznej lektury zabierają się już niektóre państwowe instytucje, na przykład Instytut Badań Politycznych oraz Etnonarodowych im. Kurasa. Można wierzyć i mieć nadzieję, że w niedługim czasie (koniec 2013 roku – początek 2014) na Ukrainie pojawią się niezaangażowane publikacje ukraińskich historyków, oparte na faktach oraz zapisach rozmów świadków zbrodni w latach 1943-1944.

Na razie możemy kreować własną opinię na podstawie analiz prac znanych historyków, którzy już od dłuższego czasu poświęcają swój czas tematyce wołyńskiej. Przy czym jak Ukraińcy, tak i Polacy mogą wybierać, wśród tych, ideologia których odpowiada światopoglądowi czytelnika.

Operując terminem „pojednanie” w pytaniach, dotyczących sprzeczności w postrzeganiu Tragedii Wołyńskiej (celowo unikam terminu „Ludobójstwa”, by ukraińscy czytelnicy od razu nie zaniechali dalszego czytania tego artykułu), wyobrażamy sobie inne pojęcia tego pojednania – Ukrainiec widzi w myślach Polaków, wybaczających się za Akcję „Wisła”, „terror” II RP na terenie Wołynia czy Galicji, wściekłych polskich policjantów na służbie u Niemców czy żołnierzy Samoobrony w Przebrażu, walczących ramię w ramię z sowieckimi partyzantami przeciwko narodowym bohaterom z OUN-UPA. Z kolei Polacy widzą przed oczami zamordowane dzieci oraz kobiety przez ukraińskich „rizunów”, banderowców z batalionu „Nachtigal” oraz esesmanów z SS Galizien. Bezstronna opinia bez dokładnej analizy faktów zapewne przyzna rację obydwu stronom (oczywiście Polska jest w dużo lepszym stanowisku dzięki chociaż by bardzo szczegółowym badaniom rodziny Siemaszków, którym Ukraińcy na razie niestety mogą przeciwstawić kilka publikacji, w tym „II Wojnę…” Wiatrowicza, pisaną na zamówienie i dzięki finansowaniu pewnego amerykańskiego funduszu).

Prawdziwe tsunami wywołała niedawno wydana przez Muzeum II Wojny Światowej książka Grzegorza Motyki „Cień Kłyma Sawura”. Autor po mozolnych badaniach Tragedii na Wołyniu sporządził własną analizę mrocznych wydarzeń w latach 1943-44 oraz krytycznym okiem spojrzał na najbardziej znane dotychczas wydane na Ukrainie i w Polsce książki, dotyczące Wołynia’43. Przy czym autor nie szczędził jak i własnych kolegów, tak i oponentów z Ukrainy. Wyszedł z tego niezły kalambur, chociaż nie bez racjonalnych wykładów.

Odpowiedź na pytanie – „Czy pojednanie jest możliwe?”, możemy poszukać pomiędzy linijkami tekstu Pana Motyki. Każdy będzie miał własną opinię stosownie „Cieniu Kłyma Sawura”, część Ukraińców w ogóle odwróci się od tej książki, jeżeli przypadkiem zobaczy ją na półce sklepu z książkami.

Już we wstępie do książki Grzegorz Motyka stawia rzeź wołyńską w jednej linii z innymi „małymi ludobójstwami”, popełnionymi w czasie II Wojny Światowej (str. 11). Jednym z głównych odpowiedzialnych za masakrę polskiej ludności na Wołyniu autor uznaje Dmytra Klaczkiwskiego (pseudonim „Kłym Sawur”), chociaż postrzega dużą różnicę pomiędzy OUN-M oraz OUN-B (melnykowcy i banderowcy). OUN Andrzej Melnyka nie podzielała w dużej mierze poglądy Bandery w pytaniach stosunku do ludności polskiej, która po początku II Wojny Światowej zamieszkiwała tereny Galicji i Wołynia. Ale wśród zwolenników ideologii Bandery, znalazł się były mielnikowiec Kłym Sawur, który własną brawurą i nieprzemyślanymi do końca działaniami rozpalił ogień, który „spalił” ponad 120 tysięcy niewinnych ludzi, w tym kobiet i dzieci.

Podobnie, jak i Bandera w polskim więzieniu uniknął kary śmierci, tak samo i Klaczkiwskyj w 1941 roku po wyroku sowieckiego sądu, skazującego go na śmierć uciekł z berdyczowskiego więzienia, już po początku wojny niemiecko-radzieckiej. W 1942 roku Sawur został mianowany Krajowym Prowidnykiem OUN na Wołyniu i Polesiu. Według zeznań ówczesnego przywódcy OUN Mychajła Stepaniaka przed NKWD – „Polityka OUN w kwestji walki zbrojnej pod wpływem Romana Szuchewycza poszła w kierunku, który zastosował w praktyce na Wołyniu dowódca UPA „Kłym Sawur”.

Grzegorz Motyka personalizuje dużą część odpowiedzialności za zabóstwa Polaków na Wołyniu w osobie Klyma Sawura, obwiniając go w prowadzeniu etnicznych czystek na własną rękę, bez zgody Centralnego Prowodu OUN (str.15).

Autor „Cieniu Kłyma Sawura” nie odrzuca także tezy, że część antypolskich akcji sprowokowały specjalne oddziały czekistów. Czerwona Armia zajęła Wołyń w 1944 roku. W operacjach oczyszczających nierzadko ginęli cywile (str. 16). Słuszna walka UPA z czerwonym okupantem, chociaż w żadnym stopniu nie usprawiedliwiająca mordów na ludności cywilnej, jest postrzegana przez Grzegorza Motykę w dużym stopniu pozytywnie. Charakteryzuje ją jak „okrutną i beznadziejną”. Pod koniec wstępu do książki autor nawet próbuje postawić siebie na miejsce ukraińskich partyzantów, chowających w lasach Tarnopolszczyźny do końca lat 60. ubiegłego wieku. Czy można ich porównać z Narodowym Zjednoczeniem Wojskowym, czy raczej nazwać „fanatycznymi nacjonalistami, uciekającymi przed odpowiedzialnością”? Wspólna polsko-ukraińska pozycja stosownie Wołynia 1943-44, która wcześniej czy później pojawi się, na pewno będzie mieściła wzmiankę o Kłymie Sawurze, który „bohatersko walcząć za Niepodległość Ukrainy, skazał tysiące polskich cywilów na okrutną śmierć”. Jak tu nie przypomnieć forsowanie Dniepra w celu odbicia Kijowa w tym samym 1943 roku, gdy zachcianka Stalina i Żukowa, żeby Kijów znalazł się w rękach Czerwonej Armii do 26 rocznicy Październikowej Rewolucji kosztowała 400 000 ofiar śmiertelnych? Osiąganie celu każdą ceną w przyszłości może grozić potępieniem i osądem opinii publicznej. Właśnie tak i ocenia dziś większość Polaków działalność OUN-UPA na Wołyniu, w dużej mierze przez pryzmat Stepana Bandery i Dmytra Klaczkiwskiego.

Szczegółowo opisał Grzegorz Motyka pierwsze akcje sotni UPA „Dowbeszki-Korobki” w Parośli i Włodzimiercu, które miały miejsce w lutym 1943 roku, opierając się na świadectwa nielicznych osób, które te napady przeżyły oraz przesłuchiwania złapanych banderowców przez komunistyczną partyzantkę: „wszyscy banderowcy przyznali się do winy. Oni to wymordowali mieszkańców Parośli”(str.26).

Według Motyki dodatkowym argumentem na korzyść zbrodni w Parośli jest spalenie 30 lipca 1943 roku przez UPA opuszczonych zabudowań w tej wiosce. Spalili tak, że po wojnie kołchoźnicy posadzili tutaj las (str. 27).

Szukając odpowiedzi na pytanie u Motyki, dlaczego po uwolnieniu aresztowanego działacza OUN „Dibrowy” we Włodzimiercu, I Sotnia UPA zaatakowała polską kolonię Parośla, zamieszkałą przez 27 polskich rodzin, można zasugerować, że to był już początek już wcześniej zaplanowanej akcji na szeroką skalą. Siemaszkowie oceniają ilość ofiar w polskiej kolonii na 155.

Jesienią 1942 roku na naradzie krajowych referentów wojskowych OUN-B przyjęto ustalenia, że „ludność polska w momencie rozpoczęcia rewolucji narodowej zostanie wypędzona ze wszystkich ziem uznawanych za ukraińskie, a nie całkowiecie wymordowana”.(str.30) Kto przyjął decyzję, odbiegającą od ogólnych ustaleń o wymordowaniu Polaków Parośli. Można domyślać się, że to byli kierujący wołyńską OUN-B „Kłym Sawur”, referent wojskowy OUN-B „Som” oraz dowodzący siłami OUN-B i UPA na północno-wschodnim Wołyniu (Parośla) „Dubowy”. Z pewnością okres początku 1943 roku ma być dzień po dniu przebadany przez wspólny zespół polsko-ukraińskich historyków, by ustalić – kto pierwszy nakazał wymordować Polaków na tak wielką skalę?

Jerzy Wójcicki

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *