Ogrody Miklera. Szlakiem młodego Irlandczyka do Polski

Park Palestyna – pierwszy angielski park krajobrazowy, żałożony przez Miklera w 1792 roku w Dubnie na Wołyniu

Pięknie i chwalebnie byłoby, zebrać widoki pałaców i ogrodów na Podolu, Wołyniu i Ukrainie, wyryć je na stali, i do sztychów przydawszy opisanie dokładne, zbiór cały (jak to już w Galicji zrobiono) na wzór angielskich widoków wydać.

W wyborze tylko mogłaby zajść trudność; takie mnóstwo pałaców i ogrodów rozrzucone jest ponad rzekami i jeziorami Wołynia, w jarach Podolskich i w Ukraińskich stepach; tyle zamków odwiecznych przemieniono w angielskie rezydencje, zakrawające kształtem swoim na pałace, albo skromnie dumkami wiejskimi, „cottage”, nazwane. Ale gdzie tylko smak wykształcony z położenia miejsca korzystał, gdzie więcej uderza sztuka, niż bogactwo, gdzie każde drzewo w ogólnym rysunku ogrodu ma swoje miejsce konieczne, tam poznać można rękę jednego mistrza, Miklera (Dionyzy McClaire)!

Pól wieku upłynęło od czasu, jak Mikler do tego kraju zawitał i od pół wieku z pod jego ręki, jak z pod laski czarnoksiężnika, wyszły najpiękniejsze w kraju ogrody. Niech mi wolno będzie w jubileuszowym roku pożytecznych prac Miklera skreślić historię jego życia, którego szczegóły przemocą prawic z pamięci skromnego staruszka wydarłem; a to będzie razem historią ogrodów na Podolu, Wołyniu i Ukrainie.

Dionyzy Mikler urodził się 15 sierpnia I762 roku z Jana Miklera i Nancy M’ Kue) w Fairfield, dziedzicznej majętności swoich rodziców W Irlandii, niedaleko miasta Athlone, w hrabstwie Roscommen.
Pierwsze lata młodości przebył w domu, a w szesnastym roku wstąpił do akademii w Dublinie, gdzie obok nauk zajmował się razem i korepetytorstwem.

Świetne były postępy młodego Miklera, ale szczególnie oddawał się naukom przyrodzonym, historii naturalnej i botanice, którym miał później całe życie swoje poświęcić. W ciągu tych nauk akademicznych wybuchło krwawe powstanie katolików w Irlandii, znane pod nazwiskiem White-boys w 1777 loku, i ojciec Miklera w sprawie Irlandczyków zamieszany, skazany został na śmierć przez rząd angielski, i musiał się ratować ucieczką do Prus, gdzie wszedł w służbę wojskową. Później przeszedł do wojska polskiego, w którym dosłużył się rangi majora artylerii.

Syn jego Dionyzy pojechał tymczasem do Dublina do Londynu, jako pejzażysta ogrodowy wykonywający w naturze drzewami i murawą, co malarze ołówkiem lub pędzlem znaczą. Takie były zajęcia jego i jako pomocnik znajomych z biegłości swojej artystów, pracował w wielu ogrodach i zwierzyńcach, między innymi u zięcia Bedford, w hrabstwie Kent.

Ale za młodu miotała umysłem Miklera namiętność podróżowania, i w 1788 roku, zdawszy egzamin z nauk przyrodzonych, siadł na okręt przeznaczony do żeglugi uczonej do Indii zachodnich. Nie dopłynął jednakże dalej, jak do wyspy świętej Heleny; tam zrażony widokiem umierających z nagłej choroby kilkunastu towarzyszów swoich, i sam chorobą znękany, opuścił okręt i dni osiemnaście wyzdrowienia i przybycia nowego statku oczekiwał.

Znudzony przykrym pobytem na bezludnej wyspie, nie mógł zgadnąć Mikler, że porucznik od artylerii, trzymający podówczas garnizon w Walencji, w lat 11 później przywiąże do tej wyspy imienia swego nieśmiertelność!

Na koniec zawinął do świętej Heleny okręt angielski wracający z Indii Zachodnich; na nim wrócił Mikler do Londynu, i we właściwym sobie zawodzie pracował najczęściej przy sławnym Legat, który go polubił naprzód, a później, jako niebezpiecznego współzawodnika, zawiścią prześladował.

W 1790 roku przyjechała do Londynu księżna Izabella Czartoryska, a zamawiając dla siebie do Puław pejzażystę ogrodowego, szukała takiegoż dla księcia Stanisława Poniatowskiego do Korsunia. Mikler wiedział, że ma ojca w wojsku polskim, i to, obok chęci odbywania podróży, było powodem, że ofiarowane sobie warunki przyjął, i na lat trzy wybrał się do Polski.

Przyjechawszy do Warszawy ciężkiego doznał zawodu; przed półrokiem bowiem ojciec jego, korzystając z amnestii angielskiej, wziął był z wojska odstawkę, i do Irlandii powrócił. Listy zaginęły gdzieś w drodze, a druga krwawsza jeszcze rewolucja, zbierała się, jak chmura piorunowa, nad głową starca, i na wieki miała go z synem rozdzielić.

Stanisław August przyjął młodego Miklera łaskawie; kazał mu wyznaczyć pensję, stołowe pieniądze i mieszkanie, i dalszych rozkazów względem wyjazdu do Korsunia czekać. Półtora roku czekał na wyjazd swój Mikler, i nie doczekał się nigdy, i zięcia Stanisława Poniatowskiego nigdy nie widział. Na koniec przywołany do Króla, dowiedział się, że książe Stanisław wyjechał z kraju i już o Korsuniu nie myśli.

Ofiarował mu przeto Stanisław August względy i protekcję królewską, jeżeli zechce w Polsce pozostać; albo pieniądze na drogę, gdyby wolał powrócić do Anglii.

Mikler podziękował królowi za laskę, i oświadczył, że chce do Londynu wracać. Może go dręczyło przeczucie o los ojca; cokolwiek bądź, wkrótce był do wyjazdu gotowy.

Ale nie tak łatwo porzucić stolicę, ponętę dobranego towarzystwa, i gościnne progi życzliwych przyjaciół. Na samym wstępie pobytu swego w Warszawie poznał się był Mikler z Adamem Chreptowiczem, kanclerzycem Litewskim, młodzieńcem pełnym zapału do nauk i sztuk pięknych; a nie umiejąc innego języka, jak angielski, mógł z nim rozmawiać w tym języku, mało jeszcze upowszechnionym w Polsce…

Kolejną część opowieści o utalentowanym mistrzu, parki którego do dzisiaj cieszą oczy mieszkańców Podola i Wołynia opublikujemy wkrótce.

Słowo Polskie na podstawie książki „Podole, Wołyń, Ukraina” Aleksandra Przeździeckiego, wydanej w 1841 r. w Wilnie, 11.09.17 r.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *