Obserwacje Szwajcara z pobytu na Podolu w XVIII wieku

Pałac w podwinnickich Piętniczanach. Stan obecny. Fot. https://www.youtube.com/@PLUAzdrona

Pamiętniki z podróży są wspaniałymi świadectwami kultury i tradycji mieszkańców różnych regionów świata. W artykule umieszczonym poniżej zapoznamy się z rodziną Grocholskich z Piętniczan (obecnie to część miasta Winnica na Ukraina), których w 1774 roku odwiedził Szwajcar Dr Hans Jakob Fries.

,,…8 grudnia 1774 przybyliśmy do Sarony [Soroka n/Dniestrem?]; 9-go Dniestr zaczął zamarzać, 10 rzeka stanęła, a 11 grudnia nasz pułk wraz z trzema innymi przeprawił się na polską stronę.

Tu właśnie przydzielono nam kwatery zimowe w prowincji Bracław, między dwoma miastami — Winnicą i Niemirowem. Z końcem 1774 r. rozłożyliśmy się tam, by dojść do siebie po trudach, które znacznie uszczupliły nasze siły w ciągu ostatnich ośmiu miesięcy, spędzonych bez przerwy w marszach i obozach.

Nasze kwatery znalazły się w dobrach pana Grocholskiego, magnata polskiego, od którego rezydencji dzieliło nasz sztab zaledwie 20 minut drogi. Już wkrótce zapoznałem się z lekarzem okręgowym, dr. Golzem, dzięki któremu udało mi się przy pomocy małego, ale bardzo udanego zabiegu chirurgicznego zyskać sobie względy na dworze pana Grocholskiego.

Pan dr Golz powierzył mianowicie mojej opiece mieszkającą tam szlachciankę, pannę Coslobsky [Kozłowski?] Od trzech lat cierpiała ona na paznokieć, wrośnięty w palec lewej stopy; za pozwoleniem doktora usunąłem radyklanie chory paznokieć tej miłej niewiasty, zaskarbiając sobie w ten sposób specjalną łaskę właścicieli zamku.

Wynagrodzono mnie nie tylko okrągłą sumą 15 dukatów holenderskich, ale także i różnymi rzeczami jej własnej roboty, jak mankiety, szlafmyce, pończochy itd. Poza dr. Golzem oraz eksjezuitą panem Pitgeskim [?], którego tak polubiłem, że stał się moim wielkim przyjacielem – poza tymi dwoma, jak powiedziałem – miałem zaszczyt bywać u wielu przedstawicieli miejscowej szlachty polskiej.

Pomiędzy magnatami, odwiedzającymi zamek Grocholskich, spotkałem rodzeństwo króla polskiego – pana Poniatowskiego z siostrą. Mogę się pochwalić specjalnymi względami, jakimi cieszyłem się u wielu innych wielkich panów tego królestwa, tak jak i u samego brata królewskiego, którego właśnie wymieniłem, a który traktował mnie niezwykle mile i uprzejmie. Często wdawał się ze mną w rozmowy: chwalił moją szwajcarską ojczyznę, nazywając mnie przy każdym spotkaniu Bon petit Suisse.
Panie chciały mnie koniecznie zatrzymać i ożenić, przedstawiając mi naprawdę bardzo dobre partie, których bym nie odmówił, gdybym mógł zostać przy mojej religii – nie dawano mi jednak spokoju, bym ją zmienił. Pani Branicka zapytała mnie kiedyś:

,,… Czy to taka wielka rzecz, żeby dla osobistego szczęścia zostać katolikiem? Na co odpowiedziałem jej z głębokim przekonaniem: „,,Tego nie wiem, proszę pani, ale jedno wiem dobrze, że na to, by być szczęśliwym, nie trzeba koniecznie zostać katolikiem – ważniejsze jest natomiast być mniej szczęśliwym, ale za to dobrym protestantem”.

O ile na początku zaskoczony byłem sprawiedliwą i przyjazną postawą wobec wszystkich w tym kraju, o tyle następnie coraz głębiej odczuwałem piękno i prawdziwą ludzkość polskich obyczajów, jakich próżno by szukać gdzie indziej, a która znajduje się w tym odległym zakątku świata, uważanym u nas za kraj zaludniony przez największych barbarzyńców. Kobiety polskie przewyższają wszystkie inne niewiasty świata swoją uprzejmością i miłym obejściem. Najbardziej ujęła mnie ich wrodzona pracowitość. Nie da się wprost opisać, ile najróżniejszych robót ręcznych potrafią wykonać, jak wykwintny mają gust i jak przy tym wszystkim dbają o czystość i utrzymują ją wokół siebie do tego stopnia, że nawet najskromniejszych pokojówek czy dziewczyn kuchennych nie widzi się nigdy w czarnych koszulach czy w brudnym lub podartym odzieniu.

Wprowadzenie w Rosji tych cnót pracowitości i czystości byłoby jak najbardziej pożądane. Tam bowiem zarówno najbardziej elegancka dama, jak i ostatnia spośród robotnic wstydzi się szyć koszule czy robić na drutach pończochy. Jedyne, co się liczy, to jak najwięcej służby domowej i jak najwyższy poziom życia bez zwracania uwagi na czystość odzieży i bielizny, czy to własnej, czy też domowników. Dlatego to widzi się w państwie rosyjskim tylu rozpróżniaczonych lokai i tyle pokojówek w brudnej bieliźnie i podartych sukniach; tym się tłumaczy również wielka ilość wszy w Rosji. Przynajmniej w tej części kraju, którą poznałem. Polacy żyją szczęśliwie i dostatnio. A któż nie wie, że Polska wszędzie i po wszystkie czasy to kraj błogosławiony?…

1 maja 1775 musieliśmy zwinąć nasze kwatery zimowe i opuszczając Polskę, ruszyć na, utrzymywaną w tajemnicy, wyprawę na Kozaków Zaporoskịch…”

Dr Hans Jakob Fries urodził się w 1749 roku w Zurychu jako najstarszy spośród 13 dzieci ubogiego stolarza. Przyłapany na niefortunnej próbie ,,ułatwienia sobie” trudnej egzystencji przez sprzedaż ukradzionych książek, podjął brzemienną w skutki decyzję opuszczenia w kwietniu 1770 roku rodzinnego miasta, by korzystając z pomocy rozsianych po świecie rodaków, przez Lipsk, Poczdam, Berlin, Szczecin, Królewiec już we wrześniu dotrzeć do Petersburga, a w trzy miesiące później do Moskwy.

Być może pod wpływem szalejącej tam zarazy 21-letni Hans Jakob zapisuje się na medycynę (studiuje także botanikę), po trzech latach zostaje asystentem chirurga i w tej funkcji wyrusza w 1774 roku z pułkiem dragonów orenburskich na wojnę turecką. Przydzielono go następnie do pułku karabinierów astrachańskich w 3. dywizji gen. Iwana Pietrowicza hr. Sałtykowa (1730-1805), późniejszego feldmarszałka i gubernatora Moskwy.

Z tymże pułkiem, w interesującym nas okresie, znajdujemy dr Friesa na podolskich leżach zimowych między kampanią turecką a wyprawą na zbuntowanych Kozaków Zaporoskich. Po trzyletniej wyprawie syberyjskiej, awansowany na lekarza pułkowego, Fries wsiąka powoli w społeczeństwo rosyjskie. Żeni się, pisze prace naukowe, nie tylko medyczne, ale także ekonomiczne, historyczne, geograficzne, etnograficzne, statystyczne, dotyczące północnej Rosji, a zwłaszcza okręgu Wołogdy, gdzie zostaje inspektorem służby sanitarnej. Jego dwie córki wychodzą za mąż za oficerów rosyjskich, a sam Fries, nagrodzony tytułami radcy stanu i członka korespondenta Akademii Nauk, umiera w Wołogdzie w 1801 r. Obszerny list do ojca, z którego pochodzi poniższy wyjątek, napisany został tuż po wyprawie syberyjskiej w 1779 roku.

Michał Andrzej z Grabowa Grocholski (1705-1768), rotmistrz królewskiej chorągwi pancernej, regimentarz partii wołyńskiej i ukraińskiej, sędzia ziemski województwa bracławskiego pozostawił w spadku rozległe dobra na Podolu z siedzibami w Pietniczanach, Strzyżawce, Woronowicy, Tereszkach i wołyńskim Hrycowie swym dwóm synom: Marcinowi (1727-1807), kasztelanowi, a później wojewodzie bracławskiemu i Franciszkowi Xaweremu (1730-1792), miecznikowi wielkiemu koronnemu. Nasz szwajcarski eskulap był gościem kasztelana na zamku pietniczańskim, gdzie spotkał brata króla Stanisława Augusta, ks. Kazimierza, podkomorzego wielkiego koronnego (1721-1800), ojca ks. Stanisława, podskarbiego wielkiego litewskiego (1754-1833), protoplasty francuskiej linii Poniatowskich. Siostra króla to Izabella (1730-1808), żona wielkiego hetmana koronnego Jana Klemensa Branickiego h. Gryf (1689-1771) (w odróżnieniu od Branickich h. Korczak z Białegostoku).

Z oryginału niemieckiego i francuskiego tłumaczył K.A. Grocholski.

Skan artykułu z Przeglądu Wschodniego, t. III, z. 2(10), 1994, s. 287-290, ISSN 0867-5929 © Przegląd Wschodni, Warszawa 1994 uprzejmie nadał p. Henryk Grocholski z Warszawy, 22 września 2024 r.

 

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *