O dawnych kolędach i jasełkach

Współczesne „jasełka”, urządzane w okresie świąt Bożego Narodzenia, jako widowisko mniej lub więcej sceniczne, pod wieloma względami różnią się od dawniejszych. Zasadnicze tło religijne przetrwało, a nawet zostało uszlachetnione, jasełka warszawskie w XVIII wieku inaczej się niegdyś odbywały.

Dawne jasełka

Geneza nazwy jest następująca: lektykę, czyli nosidło w dawnej polszczyźnie, nazywano „jasłem”, a stąd świętą kolebkę, czyli żłóbek Pana Jezusa, „jasełkami”.

Pierwszy do kościołów miał wprowadzić jasełka, jako symboliczno-figuralne uzmysłowienie narodzenia Chrystusa, św. Franciszek Seraficki (zm. w 1226 r.). W Polsce jasełka rozpowszechnili zakonnicy, głównie Benedyktyni, Franciszkanie i Bernardyni. Wójcicki widzi w nich „ślad najdawniejszych dialogów polskich”. Jędrzej Kitowicz jasełka w Warszawie urządzane w połowie XVIII. w. tak szczegółowo opisuje: „Była więc osóbka Pana Jezusa, a na  boku Maryja i Józef stojący przy kolebce w postaci nachylonej, efekt natężonego kochania i podniecenia wyrażający, w górze wzniesionej szopy pod dachem i nad dachem aniołkowie unoszący się na skrzydłach, jakby śpiewający: Gloria in excelsis Deo! Toż dopiero w niejakiej odległości jednego od drugiego, pasterze padający na kolana; ofiarujący dary swoje; ten barana, ów koźlę. Dalej za szopą, po obu stronach pastuszkowie i wieśniacy, jedni pasący trzodę, inni spieszący, między którymi osóbki, rozmaity stan ludzi i ich zabawy wyrażają: panów w karetach jadących, szlachtę i mieszczan pieszo idących, chłopów na targ wiozących drwa, zboże, sian

o, orzących pługiem, niewiasty dojące krowy i tym podobne akcje ludzkie”. W dalszym opisie Kitowicz powiada, że gdy nadeszło święto Trzech Króli, do jasełek wprowadzano tych monarchów z darami i całą asystą figur najrozmaitszych z zastosowaniem współczesności. „Więc były uszykowane regimenta gwardji polskiej,armaty, chorągwie husarskie, pancerne, ułańskie, rajtarskie i rozmaitego autoramentu wojsko”.

Konwenty klasztorne starały się urządzenie jak najwspanialszych jasełek, w czym prym wiedli OO. Kapucyni. Ale z czasem do scen czysto religijnych zaczęto ku większej uciesze widzów, wprowadzać epizody, nie mające nic wspólnego z właściwym celem jasełek. „Tam handlarz – pisze Kitowicz – wytrząsał futrem, pokazując, że ma na sprzedanie, a gdy ktoś mu ukradł, wszczynała się kłótnia, zjawiali się żołnierze, biorący pod wartę złodzieja. Gdy zaś ta scena zniknęła, pokazała się inna, np. pijących chłopów bijących się, albo szynkarka tańcująca z kawalerem, albo śmierć z diabłem wprzód tańcząca, a potem bijąca go zawzięcie”.

Kolędy

Bezimiennie przechodziły one z ust do ust, z pokolenia w pokolenie, z pewnymi  wariantami w słowach i w muzyce, wprowadzanymi bezwiednie w rozmaitych Polski zakątkach. Tu skoczne, jakby zapożyczone z krakowiaków i mazurków; tam smętne jękliwe,(jak ten wicher, co po bezbrzeżnych zawodzi stepach, a zawsze piękne zawsze nasze).  Muzycy zawodowi zakuli te pieśni w znaki nutowe, instrumentując je według najnowszych wymagań nauki, wprowadzając niejednokrotnie nowe zmiany, jako takie jednak przystępne są tylko pewnemu, wąskiemu kręgu wykonawców. Ogół śpiewa je po dawnemu, jak śpiewały nasze matki, babki i prababki. Słowa kolęd rozpowszechniają kantyczki, uczyła ich matka lub babka w szare zimowe godziny; muzykę chwytało ucho dziecka  w kościółku wiejskim, kiedy to aż ściany drżą od tysiącgłosowego chóru, głoszącego z radością i z wiarą głęboką zarazem, że „Bóg się rodzi….”

Etymologia kolędy

Nazwa kolęd sięga bardzo dawnych czasów; już starożytni Rzymianie pierwszy dzień każdego miesiąca nazywali “calendae”. Stąd i początek roku czyli Nowy Rok rozumiano pod tym wyrazem, a obchodzono go nadzwyczaj uroczyście. Wieki średnie wyznaczały nowy rok na 24. grudnia, a tradycje klasycznego Rzymu, na których wychowywały się narody europejskie, wniosły do języka wieki ludów przekształcony wyraz łaciński calendae, łącząc tenże nierozerwalnym węzłem z uroczystym obchodem świąt Bożego Narodzenia i nazwą darów, noworocznych. Rozpowszechnił się on i u nas w Polsce i na Rusi, gdzie w czasie święta Kolady,  posyłano sobie wzajemnie podarunki. Uroczystość sama, zwana dotąd. przez lud polski Godami, sięga u nas ery pogańskiej, a musiała być ściśle połączona z mnóstwem pieśni starożytnych, skoro duchowni, celem stanowczego usunięcia zabytków pogańskich, ułożyli w ciągu wieków minionych mnóstwo pastorałek czyli kolęd pobożnych.

Po wsiach rozbrzmiewały dawniej co wieczora prześliczne kolędy; młódź przebrana za Heroda, jego świtę i różne zwierzęta, snuła się od chaty do chaty lub brodziła po pas w śniegu z szopkami i gwiazdą betlejemską, a odtwarzane przez chłopaków sceny odbiegały często w grze domorosłych aktorów daleko od podań „Pisma świętego”. Nic to jednak- nie psuło nastroju: dziatwa wierzyła święcie w wierność przedstawianych scen, obrazów, cofała się instynktownie przed szastającym się zwykle z kąta w kąt diabłem, a skoro „artyści” huknęli z pełnej piersi, ochrypłymi głosami kolędę „dziękowali, szczęścia, zdrowia winszowali …” Najpopularniejsza z kolęd: „W żłobie leży, któż pobieży”, śpiewaną jest na nutę poloneza, słuchanego mile na dworach królów polskich w XVII. stuleciu. A w ciągu następnych lat powstały „jasełka”, które były bardzo chętnie grywane w szkółkach wiejskich i ochronkach.

Paweł Glugla, bibliografia: „Kurjer Stanisławowski”, R. 23:1908, nr 1216, s. 1, 28.12.16 r.

Skip to content