…Płynny zakręt szerokiej alei prowadzi pod chłodny cień starych drzew. Ptasie głosy, puch spadający z liściastych olbrzymów, gwałtownie mknący przez ścieżkę i znikający za czarnym pniem ogromnego klonu, gęsta zieleń, ukrywająca odległą perspektywę — to wszystko uspokaja, ucisza i… nastawia, przygotowuje do przewidywalnego skutku… Wreszcie w końcu alei ukazuje się harmonijny portal, kanelowane pilastry i cienka balustrada nad ciemnymi otworami dużych okien.
Na początku wygląda to, jak fasada wspaniałego pałacu. Ale dokładnie przemyślana wista — wąska perspektywa, tworzona przez dwa rządy drzew — w miarę przesuwania się widza otwiera panoramę o wiele większego budynku, i to, co z początku wyglądało jak centrum fasady, — jest w rzeczywistości tylko bocznym ryzalitem. Budynek zaś ciągnie się dalej i z przodu wznosi się imponujący o sześciu kolumnach portyk jońskiego porządku i następny fragment pięknego budynku z dojazdem dla bryczek, który znajduje się w centrum fasady!
Wszystkie cztery strony piętrowego korpusu różnią się jedna od drugiej. Majestatycznej północnej fasadzie, od której zaczęliśmy oglądanie pałacu Marii Szczerbatowej-Potockiej w Niemirowie, z niedokończonym parterem przed nim, jakby przeciwstawiony jest wschodni przekrój poprzeczny — intymny, przytulny i autentycznie szlachetny. W jego centrum znajduje się półokrągły erkier z ciągiem okien z lustrzanego «bemskiego» szkła, podzielonych pomiędzy kolumnami toskańskiego porządku, dokładnie wyprofilowanymi z piaskowca w ciepłych kolorach. Do budynku tuli się od tej strony kawałek regularnego ogrodu, specjalnie odnowiony (teraz ten ogród wygląda nieco inaczej. Pierwotny tekst pojawił się w 1982 roku: Red.), widocznie, według starego planu w końcu XIX wieku, unoszący nas w czasy absolutyzmu. Gęste „ściany” ze strzyżonego drobnoliściastego grabu tworzą boskiet w dwóch kondygnacjach, otwarty w kierunku wschodniej fasady, przypominającej proporcjami wersalski Mały Trianon. Gęste liście lekko pochylonych do środka żywych ścian tworzyły piękne tło do stojących tu marmurowych rzeźb.
Nie zważając na zniszczenia i starzejący się kararyjski marmur, wciąż zadziwia piękny anioł z jagnięciem, pseudoantyczna waza i para śpiących lwów na wysokich marmurowych cokołach. Geometryczne wzory strzyżonego buksusa kontrastują z czułymi kolorami, wypełniającymi cały wolny obszar. Kontynuowała przestrzenny rozwój zespołu od pałacu do regularnego ogrodu wyciągnięta polana, podzielona na trzy części kulisami z przemyślanie zgrupowanych drzew i organizująca widok na wspaniały biały erker wschodniej fasady. Wzajemne podporządkowanie pejzaży kompozycjom parku i pałacu szczególnie dobrze opracowano od południowej strony — widać tu wpływ parków angielskich. Tutaj specjalista, wykorzystać wieloletnie zasadzenia, urządził pięć kompozycji, różnych po głębokości i charakterze oprawy perspektyw, osie których rozchodzą się jak rozciągnięty wachlarz, akcentując masywny czterokolumnowy portyk południowej fasady. Ten wygląd jest głównym w całym zespole — niezmiennie piękny z dowolnego punktu przeglądu.
Taki efekt został osiągnięty dzięki wyniesionemu na przód centralnego ryzalitu, opracowanego, podobnie jak erkier wschodniej fasady, przy pomocy dużych architektonicznymi detalami. Dwa ogromnych okna — zmodyfikowane «okna Sansovina», wyodrębniają się na jasnym tle ścian. Wspaniała kolumnada jońskiego porządku podcieniona głęboką loggią jest najpiękniejszym miejscem pałacu. Trzy szklane drzwi pozwalały podczas letnich balów tanecznym parom „fruwać” z sali na taras i z powrotem do sali, na parkiecie którego odbijają się pilastry kompozytowego porządku z kapitelami i wyrzeźbionymi herbami właścicieli. Sklepienie sali składało się z luster. Po wieczorach oświetlał go kiedyś nie tylko żyrandol, ale także pierwsze, jeszcze węglowe elektryczne lampy, ukryte pod silnie występujący gzymsem.
Na przedniej ścianie tanecznej sali zachowały się szczegóły dekoracyjne, przeniesione prawdopodobnie z pierwszego pałacu: duży kominek z białego marmuru i dwa marmurowe medaliony. Jeden z ich, przedstawiający scenę „Herakles u Omfały” (olimpijscy bogowie zmusili Heraklesa z zemsty za zabójstwo jego przyjaciela Ifita spędzić trzy lata w niewolnictwie u lidyjskiej królowej Omfały. Ta szydziła nad Heraklesem, zmuszając go prząść i tkać ze swoimi służącymi), mógł stanowić aluzję do namiętności Wincentego Potockiego do manufaktur. Drugi medalion przedstawia objawienie Ateny Pallas Odyseuszowi po jego powrocie na Itakę.
Na uwagę zasługuje wnętrze byłej letniej sypialni. Dwie doskonałe różowe kolumny dzielą pomieszczenie na dwie nierówne części. Przestronny pokój ozdabiają wspaniałe malowidła, przedstawiające ogromną jedwabną chusteczkę, obramowaną cienko wyrysowaną girlandą z ogrodowych kolorów, na której leży półprzejrzysta tkanka, opracowana przy pomocy złotych fibułek po kątach. Słoneczne odblaski grają na szkle potrójnych okien-drzwi, prowadzących z sypialni na placyk, opasujący skrzydła budynku. Na dole, za balustradą, widnieją kolorowe kwiaty, jak gdyby zleciały z girlandy plafonu sypialni. Cały zespół jest ucieleśnieniem jedności pałacu i parku, twórczych dążeń architekta i ogrodnika.
Prostokąt parteru, reszty strzyżonych zielonych „ścian” i proste aleje, biegnące od zachodniej fasady ulicami miasteczka, jeszcze raz przypominają o dawnym regularnym rozplanowaniu parku. Po 1885 roku przerobiono go w park pejzażowy według projektu wiedeńskiego ogrodnika Zengolca. Potem księżna przyłączyła do swoich posiadłości część sąsiedniego pola i park poszerzył się już według nowego planu, złożonego przez profesora ogrodnictwa z Brukseli Pinajertom van Gejertoma. Ostatnim, kto pracował w Niemirowie do rewolucji bolszewickiej, był znany praski ogrodnik Franciszek Tomajer.
Park rozrósł się, został uzupełniony przy pomocy nowych nasadzeń. Na jego osiemdziesięciu pięciu hektarach przedstawiono sto sześćdziesiąt rodzajów dendroflory, wśród nich — jodła kalifornijska, cedr syberyjski, lipa srebrzysta, bunduk kanadyjski, platany, dęby czerwony i piramidalny i wiele innych rzadkich, niezwykłych drzew i krzaków.
Najlepiej przychodzić tutaj wczesnym letnim rankiem, kiedy aleje i polany są jeszcze puste. Tysiącami brylantów błyszczy w gęstej trawie rosa. Szara mgła zwisa nad wodą, falami płynie do przybrzeżnym zarośli i wpada w nie. W lustrze stawu zastygło odbicie czarnych sylwetek sosen nad sztucznymi skałami granitowych brył. Huczy różnogłosy ptasi chór, i nagle przed słyszymy za parę kroków — gwałtowny trzask nad wodą: niski-nisko, omal nie dotykając sterczącego krzaku nad wodą, przelatuje dzika kaczka i ukrywa się w zielonej chaszczy za drugim końcem stawu, tam, gdzie zamykają się korony drzew i w krzakach szemrze potok, gdzie gnieżdżą się ptaki i kumkają żaby. A dalej, jeszcze wyżej z prądem, za krzakami — biała piana powoli rozpływa się po powierzchni: spadając spod mostu tamy Bracławskiego stawu, huczy wodospad.
Ten kącik parku jest godny uwagi charakterystycznym dla granicy stuleci połączeniem śladów rozwoju ekonomicznego kraju i artystycznej twórczości. Za ścianą zarośli dymi fabryka spirytusu, po staremu — gorzelnia, a pod tamą — nieduża romantyczna grota, złożona z granitowych brył. Obok — stary ceglany młyn na dwa piętra i opierający się na nim elegancki, stylizowany na barok budynek elektrowni… Romantyzm i praktycyzm, ślady życia byłych właścicieli pałacu.
Elektrownię budowali czescy specjaliści w latach 1903-1905 według projektu petersburskiego architekta Pechera, autora wszystkich kapitalnych budowli Niemirowa z końca XIX — początku XX wieku, na długo kształcących wygląd architektoniczny miasta. I jeżeli iglice budowli Miechowicza ożywili sylwetkę Niemirowa, to dzieła Pechera wyznaczyli twarz miasta. Pecher jak mówili starzy mieszkańcy, projektował i budował pałac Szczerbatowej-Potockiej, dużą wieżę w parku (nieco ociężałą, ale wyśmienicie dopracowaną w szczegółach), korpus krytego rynku, pełne wdzięku i niezwykle solidne domy mieszkalne pod dachówką na Szwajcarskiej górce i, wreszcie, — elektrownię. Murowana z kamieni czarnego i szarego granatu na białym cemencie, czerwona marsylska dachówka, smukła barkowa wieżyczka schodów, prowadza na drugie piętro, mansardowe okna — wszystko to opiera się na wzorach zachodnioeuropejskiej architektury. Ale za czysto zewnętrznym „dekoracyjnym wyglądem” wyraźnie widnieją jasny funkcjonalnego objętościowo-przestrzennego schematu niedużej elektrowni z maszynownią i pomocniczymi pomieszczeniami.
Funkcjonalność i racjonalna prostota jak całego budynku, tak i każdego szczegółu właściwa jest wszystkim budowlom Pechera w Niemirowie.
W pamięci starych mieszkańców zachowały się imiona mistrzów, którzy zrealizowali w materiale plany utalentowanego architekta. Tak, na budowie pałacu pracowali kamieniarze Curikow i Szafranik, stolarze Kondakow, Sawinow, Manikowski i Rużyło, artyści Płatonow i Markuszewski. Kamień-piaskowiec, z którego tak zręcznie wykonano wszystkie szczegóły budynku — kolumny, obramowania i t. p., wydobywano we wsi Bukatynka. Tam go obrabiano i zostawiano do zimy, żeby potem wołami na saniach dostarczać do Niemirowa, gdzie następowała już ostateczna obróbka i dopasowywanie na miejscu. Gdzie-indzie w parku można dostrzec niezwykłej formy ławki, wyciosane z piaskowca. Ten szczegół wystroju architektonicznego pałacu, tak i nie znalazł swego miejsca.
Bardzo sumiennie zbudowano samą elektrownię, przez przekrój poprzeczny przystawiona do bocznej ściany starego kamiennego młyna — też bardzo interesującego.
Podobny budynek, mający, co prawda, już inny wygląd z inną — ostrołukową — formą okien, widnieje pod tamą u górnego, Woronowickiego stawu. Podobne młyny spotyka się także w innych wsiach i miejscach Podola. Wysokie frontony, białe ściany pod jaskrawą dachówką, dobre proporcje… Młyny były zbudowane w różnych latach XIX stulecia w miejscu starych, drewnianych. w pobliżu „każdego miasta albo osiedla” — pisał Paweł Alepski — „koniecznie bywa duży staw, utworzony przez deszczową wodę albo płynące rzeki… Pośrodku jest na nim drewniana tama, na której leżą wiązki chrustu, ukryte przez nawóz i słomę; pod nią płyną strumienie, które kręcą młyny, tak że mieszkańcy mają razem i wodę, i rybę i mąkę. Wszystko to konieczne jest na każdym targu i małym osiedlu. Przystosowania, używane przez nich dla obrotu młynów są zdumiewające, gdyż widzieliśmy młyn, który wprowadzany był w ruch garścią wody!”.
Młyn na Woronowickim stawie — najpóźniejsza budowla z tych czasów — znajduje się w miejscu, gdzie od dawna kwitły rzemiosła, — obok manufaktur na zamku, obok przedmieścia Sztyliwki, znanej z tego, że tu kiedyś wyrabiano dzwony. Na ważne znaczenie tego miejsca w niemirowskie gospodarce dawnych lat wskazuje i budowa, gdzie teraz znajduje się łaźnia. Budynek przypomina szeregi stoisk. O tym świadczy i zachowany fragment drugiego korpusu, rozmieszczonego równolegle do pierwszego. Oba tworzyli niejaki pasaż — mocne, krępe, z energicznie rusztowanymi ryzalitami, silnie występującymi obramowaniami dużych okien, głuchą balustradą nad gzymsem. Kolumnowa loggia pomiędzy ryzalitami, widocznie, pojawiła się później, w pierwszej połowie XIX wieku — czasami mody także w Niemirowie na kolumnady. Tu jeszcze nie raz napotka przyjezdny doskonałych proporcji portyki małych prowincjonalnych willi. Niestety one stopniowo znikają.
Z przytulnym miastem nie można rozstać się nie zapoznawszy się z jego wystającą archeologiczną osobliwością. Dla tego dokonamy pieszą przechadzkę od parku na wschód, w dół małej rzeki rzeczki Mirki, „wyzwolonej” z niemirowskich stawów do szerokiej doliny. Ścieżka prowadzi polami wzdłuż potoku, to znikającej w zaroślach trzciny, to biegnącego w głębokim rowie, „ryczy” na idących w przeciwnym kierunku kamieniach pod zwisającymi gałęziami wierzb. Za trzy kilometry rzeczka robi pętle przed rządami wysokich wałów. Z góry otwiera się majestatyczny obraz ogromnego terytorium, otoczonego przez wały – ich długość to pięć i pół kilometra, szerokość przy podstawie trzydzieści dwa metry, wysokość dziewięć metrów. Wały ogradzają pole rozmiarem 150 hektarów. Nie na próżno ludzie od dawna nazwali to uroczysko Wielkie Wały, przy czym w języku ukraińskim wyraz „wielkie” ma dwa znaczenia: wielki i duży; oba oni podchodzą do zadziwiającego miejsca. To jedno z najstarszych grodzisk na terytorium Ukrainy. Wewnątrz znajduje się jeszcze jedno umocnienie — zamczysko.
Archeolodzy znaleźli tu ślady trypolskiej kultury, osiedle wczesnoscytyjskiego okresu (VII — VI ww. do n. e.), resztki osady z glinianymi piecami, Ziemianki z podbitymi drzewem ścianami, a także gliniane naczynia, końcówki strzał i t. p. Ludność zajmowała się uprawą roli i hodowlą bydła, handlowała z Olwiją. O szerokich ekonomicznych związkach świadczy to, że na obrzeżach Niemirowa zostały znalezione sto dwadzieścia dwie rzymskie monety z II — III wieków i dwa srebrne pierścienie z wstawionymi w nie rzymskimi monetami. Coś ze znalezionego na grodzisku można zobaczyć w Niemirowskim Muzeum Krajoznawczym. W X — XI wiekach w tym miejscu istniało staroruskie osiedlanie — Mirów…
Tu można miło przyjemnie posiedzieć, podstawiając twarz gorącemu słońcu i stepowemu wietrzykowi, kołyszącemu krótką wypaloną trawę na południowych ścianach wałów i intensywnie zieloną — na północnych, powłóczyć się po niezliczonych ścieżkach, wydeptanych przez stada krów…
Na podstawie książki Dmytra Małakowa „Przez Bracławszczyznę”
Więcej na temat: Niemirów w XIX wieku; Było – nie minęło…; Losy peczarskiej parafii pod Niemirowem i Polaków tu mieszkających po przewrocie bolszewickim; Miłosne perswazje Zofii Potockiej w Niemirowie i rozwiązanie zagadki zniknięcia trumny z ciałem Johna Howarda pod Chersoniem;