Rzeczą oczywistą jest to, że Polacy na Ukrainie ufają, że Polska, kraj ich przodków, zawsze jest opoką i miejscem, gdzie w razie potrzeby mogą znaleźć ratunek. Rzeczpospolita ostatnio coraz częściej, z racji sytuacji politycznej i gospodarczej, udziela Ukraińcom pomocy w postaci ułatwienia otrzymania Karty Pobytu czy legalizacji na swoim terenie. Dlatego też Polacy z Ukrainy, w krytycznych sytuacjach, zwracają się do polskich instytucji, odpowiedzialnych za wsparcie rodaków za granicą – fundacji pozarządowych, Caritasu, oraz do komisji senackiej i sejmowej ds. Łączności z Polakami za Granicą.
2 grudnia w ramach 69. posiedzenia senackiej Komisji Spraw Emigracji i Łączności z Polakami za Granicą rozmawiano między innymi na temat aktualnej sytuacji Polaków w Doniecku.
Jeszcze 6 czerwca bieżącego roku na kijowskim spotkaniu z wice-minister polskiego MSZ Katarzyną Pełczyńską-Nałęcz, Polacy z Donbasu ze łzami w oczach i trwogą podzielili się swoimi problemami z przedstawicielką polskiego resortu spraw zagranicznych. Mówiąc w imieniu swoich rodaków ze Starobielska, Stachanowa, Ługańska opowiedzieli o całkiem innym życiu – egzystencji w ramach operacji antyterrorystycznej – pacyfikacji miejscowej ludności i przymusowego wcielenia jej do szeregów armii DNR czy LNR, jeżdżących po ulicach czołgach i prorosyjskich terrorystach, zastraszających miejscową ludność. Poprosili wiceminister o udzielenie azylu w Polsce na czas wojny, potwierdzając, że terroryści zmuszają do walki z bronią w ręku przeciwko ukraińskiemu wojsku także osoby polskiego pochodzenia. Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz zapewniła, że państwo polskie na pewno udzieli wsparcia Polakom ze wschodu Ukrainy w postaci zorganizowania dla nich pobytu w Polsce ale akcentowała o zwracanie się z podobnymi problemami przede wszystkim do władz ukraińskich, które pomagają migrantom politycznym na własnym terenie.
Po pół roku to pytanie trafiło do rozpatrzenia przez odpowiedni organ w polskim parlamencie w postaci listu z „prośbą o pracę i możliwość zamieszkania dla stu osób z Donbasu, mających Kartę Polaka, które chciałyby przyjechać do Polski”, jak podaje agencja ONET.
Przedstawiciele MSZ (dyrektor departamentu Współpracy z Polonią Ministerstwa Spraw Zagranicznych Wojciech Tyciński oraz wice-minister Artur Nowak-Far) podczas spotkania w Senacie określili powstałą sytuację, jako bardzo złożoną i że nie mają instrumentów w postaci przepisów i procedur, by w trybie ułatwionym przyjąć rodaków z terenów, na których trwa wojna z prorosyjskimi terrorystami. Wtóruje im wiceprzewodnicząca senackiej komisji Barbara Borys Damięcka z PO, mówiąc: „Główny problem z pomocą dla Polaków z Donbasu polega na tym, że są obywatelami ukraińskimi” i chce przełożyć całe brzemię na organizacje pozarządowe, które według pani Barbary, powinny uzyskać na ten cel dodatkowe dofinansowanie z budżetu polskiego państwa.
Osobą, która chyba najwięcej miała do powiedzenia w tej sprawie, była Wiktoria Charczenko, wiceprezes polskiej organizacji społecznej z Donbasu. Z żalem powiedziała, że: „Dla Polaków nie ma miejsca w Doniecku, a i w Polsce nie są oni mile widziani. Co mamy robić? Przecież chyba 100 osób można uratować. Zacznijcie od stu albo chociaż od jednej osoby”.
Logiczną i łatwą do realizacji inicjatywę przedstawił prezes fundacji „Wolność i Demokracja” Michał Dworczyk. Zaproponował poszerzyć ustawę o repatriacji o teren Donbasu. W ocenie tej fundacji nie potrzebna jest zmiana polskiego ustawodawstwa, wystarczyłoby rozporządzenie Rady Ministrów, rozszerzające zakres działania tej ustawy o jeden region Ukrainy. Powinien także powstać specjalny program, wspierający takich repatriantów, bowiem, jak uważa pan Dworczyk: „Nie ma co się łudzić, że nagle wójtowie, burmistrzowie i prezydenci masowo zaczną zapraszać rodziny z regionu objętego konfliktem”.
Syta Polska widocznie nie jest przygotowana do wojny a nawet do okazania pomocy swoim rodakom na Donbasie, których dziadkowie i rodzice już dostatecznie nacierpieli się od bycia Polakiem w ZSRS. Instytucje rządowe, widocznie w obawie przed reakcją Rosji, boją się nadawać bezpośrednią pomoc militarną obrońcom granic cywilizacji europejskiej – ukraińskim żołnierzom, wśród których są także Polacy z pochodzenia. Pomoc rodakom przekładają na plecy organizacji pozarządowych. Czy nie przypomina to sytuacji sprzed 93 lat, kiedy Polska zdradziła interesy swoich braci i sióstr na wschodzie, podpisując Traktat Ryski?
Jerzy Wójcicki, 04.12.14 r.
P.S. Dzień później po posiedzeniu senackiej komisji ws Polaków na Donbasie zmarł w donieckim szpitalu polski obywatel Kazimierz Wróbel, ranny przez pijanych prorosyjskich terrorystów po tym, jak ich samochód uderzył w osobówkę Polaka, który na stałe mieszkał z żoną Ukrainką na Donbasie. Po tym jak separatyści wpakowali w polskiego obywatela cały magazynek Kałasznikowa, lekarze amputowali mu nogę, lecz ten wkrótce zmarł wskutek znacznej utraty krwi a możliwie nawet i zakażenia.
GK
Leave a Reply