Nie zważając na to, że żadna osoba z zarządu Macierzy Polskiej na Podolu nie pracowała nigdy w biurze, delegacja Komitetu Wykonawczego z Kijowa złożona z powag fachowych, po dokładnym przejrzeniu wszystkiego, przyznała, że nic spotkała nigdzie biura tak wzorowo prowadzonego.
Macierz zyskała tyle zaufania w terenie, że udało się jej zrobić nawet dokładne spisy całej ludności polskiej na Podolu. Nie było to łatwe, próbowały tego różne instytucje, Komitet Wykonawczy na Rusi wysyłał swoich delegatów — ale ludność bała się, tłumaczyła to sobie chęcią nałożenia nowych podatków.
Macierz rozesłała swoje blankiety i nasi prezesi Kół wiejskich przesłali nam najdokładniejsze spisy z nazwiskami i imionami, od niemowląt aż do starców stuletnich, ufając że Macierz żadnej krzywdy im nie zrobi. Okazało się: tych spisów, że ludności polskiej na Podolu (w latach 1917-1918) było czterysta tysięcy, czyli blisko 18% ogółu ludności; w tym dzieci w wieku szkolnym przeszło 40 tysięcy.
Zmieniały się rządy, szumiało i huczało wokoło nas, a szkoły szły i rozwijały się coraz lepiej. Komunikacje były nadzwyczaj utrudnione, brakło nam podręczników, ostatni transport otrzymaliśmy prawie trafem, brakło nauczycieli, zaczynały się znów pogromy majątków, ziemianie ratując życie uciekali do miast. Opuściła nas p. Jaroszyńska, wyjeżdżając za granicę, tak , że urwał się kontakt z nią.
O zebraniach zarządu mowy już nie było. Miejsce Jaroszyńskiej zajął wiceprezes p. Skibniewski, ale i ten wkrótce wyjechał do Polski. Miejsce prezesa zajął hr. Tadeusz Grocholski. Był to człowiek oddany sprawie, w obejściu nadzwyczaj miły, zajmował się z poświęceniem okręgiem Macierzy powiatu winnickiego. Niestety widziałyśmy go w biurze w charakterze prezesa tylko parę razy, gdyż musiał się ukrywać i potem uciekać z Podola. Pozostał jeszcze w Winnicy mecenas Ołtarzewski. Ten był zawsze z całą gotowością pomocy Macierzy, ileż to razy w kłopotach wynikających ze zmian rządów telefon dawał mi odpowiedź – p. Ołtarzewski leży chory ale prosi do siebie, i w łóżku, w gorączce, radził, pisał, posyłał, byleby Macierz od zaczepek uchronić. Ale nie mogłyśmy nadużywać dobrych chęci mecenasa Ołtarzewskiego, bo tylko choroba broniła go od „Czrezwyczajki“. Zostałyśmy same z p. Trzcińską, dzieci nasze poprzekradały się do Kraju do wojska, my trwałyśmy na naszej placówce.
Szkoły szły pomimo wszystko, Macierz ze swoim biało-czerwonym szyldem na balkonie zostawała na miejscu. Wciąż zmieniające się rządy w Winnicy jakoś zostawiały nas w spokoju. Dopiero w 1919 r. Petlurowcy obstawili nasz lokal wojskiem i zrobili u nas szczegółową rewizję. Skonfiskowano nam wszystkie nasze akta, korespondencję i cały nakład broszury p. Wandy Studnickiej „Skąd się wzięli Polacy na Rusi” oraz zarekwirowano nam dwa pokoje biurowe.
W 1919 r.. wkrótce po wyjeździe naszej prezeski, odbył się W Winnicy zjazd nauczycielstwa polskiego Podola. Przewodniczył p. Stanisław Thomas, dyrektor gimnazjum Winnickiego. Zjazd ten był bardzo pożądany, gdyż nauczycielstwo nasze, jak już wspomniałam, było z. rożnych zaborów, i z bardzo różnym przygotowaniem zawodowym ,a bo i bez niego, tak że dla ujednostajnienia pracy zjazdy takie należałoby jak najczęściej odbywać.
Byłam na tym zjeździe jako przedstawicielka Macierzy i spotkałam się tam ze strony p. Thomasa z bardzo ostrą napaścią na zacofanie, jednostronność i klasowość Macierzy. Napaść ta była wyrażona w bardzo przykrej i jadowitej formie, tak że obecni na zjeździe przedstawiciele nauczycielstwa kijowskiego (p. Stemmler), którzy znali pracę naszej Macierzy, przyszli do naszego biura z zapytaniami, skąd powstał tak wrogi stosunek do Macierzy. Zdawałyśmy sobie sprawę z tego, że niektórych kłuło w oczy, że najczynniejszymi członkami Macierzy byli ziemianie. Tak się jakoś złożyło, że właśnie ziemianie najlepiej znali polską wieś na Podolu i jej potrzeby w zakresie oświaty i uświadomienia narodowego oraz najwięcej mogli pomóc, bo mieli środki. Być może też ,że na stawiane Macierzy zarzuty wpłynęło i to, że zarząd Macierzy zawsze się sprzeciwiał aspiracjom kół miasteczkowych, które koniecznie chciały zakładać w miasteczku gimnazjum, co było i niewykonalne dla braku sił fachowych i niecelowe wobec zbyt małej ilości uczni na odpowiednim poziomie. Macierz natomiast starała się w takich wypadkach o założenie szkoły elementarnej, która by objęła większą ilość dzieci. Być może ,że w tym realizmie Macierzy i w liczeniu się z możliwościami i potrzebami dopatrywano się właśnie wyłączności klasowej, zacofania i „arystokratyzmu“.
Po zajęciu Winnicy po raz drugi przez bolszewików nacisk na Macierz się wzmocnił. Jednak dzięki bezstronnemu stanowisku naczelnika oświaty na okręg winnicki p. Ordyńskiego (Rosjanina, człowieka wykształconego, który współpracował z bolszewikami jedynie dla zachowania życia i wolności) zostawiono Macierzy swobodę działania i pracy, wyznaczając tylko z ramienia rządu w charakterze kontrolera p. Thomasa. Wkrótce jednak bolszewicy musieli uciekać i p. Thomas nie zdążył objąć swego stanowiska.
W ostatnim okresie pomagał nam p. Jan Mańkowski, znany u nas na Podolu ze swej działalności dobroczynnej i oświatowej. Przychodził do nas do biura co dnia, witany zawsze z upragnieniem, i pomagał nam w rozwiązywaniu licznych trudności. Nie wyjeżdżał z Winnicy i mówił nam, że „jeżeli krew moja coś zaważy na szali Ojczyzny, chętnie ją oddam, a na stanowisku zostanę“. Popłynęła też wkrótce krew jego i jego syna Ludwika.
Zostałyśmy jeszcze bardziej same. Winnica pustoszała, kto mógł wyjeżdżał do Kraju. Bolszewicy czuli się coraz mocniej, lochy „Czrezwyczajki“ były pełne (m.i. był tam i mój mąż), codzień kogoś rozstrzeliwano, tyfus zabierał wielu. Naczelnik „Czrezwyczajki” pomocnik malarski z zawodu, mieszkał w zarekwirowanym pokoju w biurze Macierzy. Był zupełnie poprawny w obejściu, nawet jego pomocy zawdzięczam uwolnienie mego męża i ułatwienie mu ucieczki z Winnicy. Jeszcze i teraz świadectwo Macierzy wystarczało za przepustkę przy wyjazdach do innego miasta. Zaczęto jednak przyglądać się bliżej naszej działalności. Straszono też nas. że Macierz mają zamknąć i radzono, aby dla zapobieżenia temu przyjąć lewicę Polską do zarządu, aby jakoś przetrwać, nim nadejdą wojska polskie.
Słowo Polskie na podstawie tekstu Wandy Świderskiej, Pamiętnik Kijowski, Londyn, 1966 r. Udostępnione przez Henryka Grocholskiego, 20 kwietnia 2020 r.
lp
Leave a Reply