W przededniu kolejnej 72. rocznicy ludobójstwa na Wołyniu znów pojawiają się głosy protestu Polaków przeciwko braku zadośćuczynienia ze strony Ukraińców za morderstwo ich rodziców, babć i dziadków a także rodzeństwa na Wołyniu w latach II wojny światowej. Ukraińcy zaś bronią się słowami, że „Polacy sami zaczęli, po co przychodzili na nasze ziemie etniczne?” oraz „Naszych krewnych wymordowano tyle samo, co waszych”. Każdego roku na przełomie połowy lipca konflikt pomiędzy potomkami zamordowanych osób a obrońcami „etosu walki narodowej” osiąga apogeum, a w sierpniu znów „wraca do normy”, stając się udziałem wyłącznie sił prawicowych z obydwu stron.
9 kwietnia bieżącego roku (w dniu, kiedy w Kijowie przebywał prezydent RP Komorowski) Rada Najwyższa uchwaliła, a Poroszenko podpisał szereg ustaw „dekomunizacyjnych”, w tym także dokument, de facto legalizujący działaczy ukraińskiego podziemia oraz żołnierzy UPA, nadając im takie same uprawnienia kombatanckie, jak i weteranom Armii Czerwonej, walczącym przeciwko Nazistom (w tym także przeciwko AK i UPA) w II wojnie światowej.
Wydawałoby się, że cel Ukraińców został osiągnięty. „Lachów” wypędzono po wojnie za Bug i San (nie licząc 8 kilometrów od Przemyśla do ukraińskiej granicy). Wołyń, który dzisiaj przypomina malowniczą ruinę na bezdrożach powrócił do grona „etnicznie ukraińskich terenów” a Polacy niech sobie protestują, i tak niedługo wymrą ci, którzy jeszcze pamiętają apokaliptyczne wydarzenia na Wołyniu.
Czy interesuje ten konflikt szersze masy Ukraińców i Polaków? Raczej nie. Młodzi Polacy myślą o pracy w Danii i Anglii, a Ukraińcy, z kolei, nie „zawracają sobie głowę” historią, traktując Polskę raczej, jako „kraj szerokich możliwości i dobrobytu”, niż jako własnych wrogów czy sojuszników w wojnie z Rosją.
Geneza drugiej polsko-ukraińskiej wojny (tak określił konflikt na Wołyniu Wołodymyr Wiatrowicz) jest zbadana bardzo dobrze przez polskich historyków i znacznie gorzej przez ukraińskich (warto wspomnieć chociażby o tym, ile historyków z polskiego IPNu pochylało się nad dokumentami i świadczeniami krewnych osób, zamordowanych podczas Rzezi, w porównaniu z ilością ukraińskich historyków, badających ten temat). Kolejni prezydenci wołają o „pojednanie”, które wciąż nie przychodzi… Nie przez to, że nie jest potrzebne, ale przez to, że wciąż bardzo dużo pytań pozostaje bez odpowiedzi.
Komisarz III Rzeszy dla Ukrainy Erich Koch podobno kiedyś powiedział: „Musimy zrobić wszystko, żeby Polak, widząc Ukraińca chciał go zabić, a Ukrainiec słysząc polski język, natychmiast żądał śmierci tego Polaka”. Zaborcza polityka II RP wobec Wołynia, wsparta zresztą przez czołowych zwycięzców w I wojnie światowej, doprowadziła do powstania stereotypu „Polaka okupanta, który zabrał ziemię, nie dając możliwości stworzenia niepodległego państwa ukraińskiego” w świadomości Ukraińców. Nie można zapominać, że na tę tożsamość oddziaływała także rosyjska agitacja, prowadzona przed I wojną światowej w środowisku rusińskim w związku z długim okresem rosyjskiej okupacji Wołynia. Polacy w oczach Rosjan zawsze byli narodem niepokornym, który „nie wiadomo po co” wzniecał kolejne powstania, a nawet kościół wykorzystywał dla szerzenia idei narodowej! Nic dziwnego, że Ukraińcy z Wołynia pod wpływem wielu czynników stali się mieszanką wybuchową, która była skierowana wyłącznie przeciwko Polakom, nie zważając na to, że Niemcy dużo więcej wyrządzili im krzywd… Dlatego dekret, uchwalony 15 sierpnia przez dowództwo UPA o „nacjonalizacji” ziem na Wołyniu od Polaków do Ukraińców był przyjęty wręcz entuzjastycznie.
Niektórzy autorzy tekstów na temat stosunków polsko-ukraińskich na Wołyniu (np. Jurij Kiriczuk) obarczają winą za morderstwo Polaków i akcje odwetowe wobec Ukraińców także Nazistów i dywersyjne oddziały sowieckiej partyzantki (NKWD-MGB). Szczególnie dużo takich przypadków prowokacji ze strony Niemców było ponoć w powiecie włodzimierskim, gdzie złapani upowcy przekładali winę za zabójstwo Polaków na przebranych w płaszcze z tryzubem Niemców: „Widziałem to w Hucie Stefańskiej. 250 przebranych Niemców wrzucali żywych dzieci do ognia!”.
Wśród ukraińskich historyków istnieje domniemanie, że niemożliwym jest ustalenie – kto „pierwszy zaczął?”. Polacy (Siemaszkowie i Motyka) wskazują na koniec 1942 roku, kiedy to miały miejsce pierwsze zabójstwa polskiej ludności na Wołyniu przez Ukraińców z motywów religijnych lub etnicznych. Ukraińcy kontrują napadem na swoich rodaków na wsi Peresołowice pod koniec tegoż roku.
Prawdziwy koszmar czekał na Polaków już w lutym roku 1943. Dzisiejszy obwód rówieński na Ukrainie jest de facto skupiskiem większych i mniejszych miejsc pochówku zamordowanych Polaków. Wówczas pojawiło się ukraińskie czasopismo „Do zbroi” (potrzebne źródło), które głosiło, że „niech Polacy wyjeżdżają do siebie, bo jeżeli tutaj zostaną, to szybko zginą”. UPA dostała rozkaz pojechać do wszystkich polskich wsi na Wołyniu (ponad 100) i uprzedzić: „Jeżeli Polacy w przeciągu 48 godzin nie wyjadą za Bug, czeka ich śmierć”. Oficer Armii Krajowej Zygmunt Rumel, który z innym polskim oficerem Markiewiczem przybyli do kwatery OUN, żeby omówić sposoby złagodzenia konfliktu polsko-ukraińskiego został zamordowany (przywiązany do koni i rozerwany na części). Polacy w popłochu i desperacji uciekali do miast i sowieckiej partyzantki, dobrowolnie zgłaszali się do pracy na przedsiębiorstwach zbrojeniowych w III Rzeszy. W akcjach odwetowych, urządzanych przez Armię Krajową i krewnych zabitych, Polacy też nie szczędzili nienawiści wobec Ukraińców. W ruch szły siekiery, młoty i kosy, przypominając wydarzenie w czasach Chmielnicczyzny i Hajdamacczyzny na wschodnim Podolu… Wojna ludowa wydawało się, nie miała końca…
Po Wołyniu konflikt wybuchnął z nową siłą na terenach Wschodniej Galicji. W tym samym sierpniu 1943 roku wołyńskie oddziały UPA ruszyły na Lwów i okupowane przez Niemców województwo tarnopolskie. Zabijano nie tylko Polaków, lecz także Ukraińców, którzy im pomagali. Określenie „ziem etnicznych” zostało skropione krwią. Słowa „Polacy za San” stały się koszmarem dnia codziennego…
Główną przyczyną nieporozumień pomiędzy polskimi oraz ukraińskimi historykami w pytaniu Wołynia ’43-44 pozostaje ilość ofiar z obydwu stron. Polacy, opierając się na różnie źródła podają liczbę 55-100 tys. osób i 10 tys. Ukraińców. Historycy po wschodniej stronie granicy cechują tę ilość na „prawie jednakowe” z lekką przewagą dla Polaków. Instytucje międzynarodowe, jak ONZ, niby nabrały wody w usta, jak Piłat, umywając ręce. Tradycyjnie, jak w 1654 roku, najbardziej korzysta na tym wspólny polityczny wróg (dla Ukrainy – także militarny), którym jest Rosja. Wrzucając do sieci wybrane i często sfałszowane dokumenty, FSB i GRU podtrzymuje ogień polsko-ukraińskiego nieporozumienia w sprawie Wołynia, nie dając możliwości postawić wszystkie „kropki nad i”.
W przeciągu ostatnich miesięcy strona ukraińska odtajniła znaczną ilość dokumentów, dotyczących wydarzeń na Wołyniu w latach II wojny światowej. Mało prawdopodobne, że zmienią one stosunek do siebie najbardziej radykalnych oponentów z obydwu stron w 72. rocznicę ludobójstwa. Ale dają nadzieję, że dzięki wspólnemu wysiłkowi uda się rozpocząć ruch w kierunku „wybaczenia i poproszenia o wybaczenie”, jak powiedział 22 października ubiegłego roku w Winnicy zastępca prezesa Ukraińskiego Instytutu Narodowej Pamięci Aleksander Zinczenko. Zwłoka działa na niekorzyść obydwu stron.
Jerzy Wójcicki, 09.07.15 r.