Zawsze dostawałem sporo listów z Winnicy, mam tam wszak parę setek przyjaciół. Bywa, że w ciągu miesiąca nadejdzie ich 30 – 40… Ten był jednak szczególny, nadszedł zimą 1993 roku. Pisała siostra Teresa Jakubowska, zakonnica, która kilkakrotnie przywoziła do nas dzieci z polskiej parafii w Winnicy.
W kopercie były dokumenty. Z pożółkłych urzędowych papierów wynikało, że pan STEFAN CHAJECKI, za zasługi na polu bitwy w 1920 r. został nagrodzony Krzyżem Walecznych. Tak mówiły zaświadczenia potwierdzone pieczęcią z Orłem w koronie i podpisem dowódcy.
W rzeczywistości jednak pan Chajecki Krzyża Walecznych nie otrzymał. W warunkach frontowych było to niemożliwe. Ale stary polski wiarus, „od zawsze” mieszkający poza granicami Macierzy, czekał. Wtedy, w styczniu 1993 miał już 91 lat. Marzył, aby choć przed śmiercią mógł ucałować swój Krzyż. I koniecznie zabrać go do trumny. Czy można odmówić takiej prośbie?
Parę wizyt w Warszawie, w Ministerstwie Obrony Narodowej, w Związku Legionistów, Stowarzyszeniu Kombatantów… Trzeba się spieszyć, bo czasu coraz mniej…
I wreszcie, w pierwszych dniach kwietnia, mam w ręku piękne amarantowe pudełeczko z bezcenną zawartością: błyszczącym Krzyżem Walecznych z Orłem w koronie. Do tego legitymacja i upoważnienie do wręczenia.
Natychmiast jadę na Ukrainę. W Winnicy już na mnie czekają. Są kwiaty dla pana Stefana i samochód. Stalową „diewiatką” księdza Władysława Chałupiaka, miejscowego proboszcza jedziemy do Striżawki. Jedziemy, bo jest nas kilkoro: siostra Teresa, która rozpoczęła całą akcję i dwie dziewczynki: 12-letnia Walerka Pruss – moja chrześnica, która będzie wręczać kwiatki (chrzest Walerki odbył się poprzedniego dnia) i jej młodsza siostra – Żenia z aparatem fotograficznym.
Przed chatą oczekuje nas starsza kobieta. To pani Jadwiga, przewodnicząca społecznego komitetu odbudowy kościoła w Striżawce. Wchodzimy do mieszkania. W największym pokoju, na łóżku, w czarnym, mocno spranym garniturze założonym bezpośrednio na piżamę siedzi pan STEFAN CHAJECKI. Już wie, że przyjechaliśmy do niego. Podtrzymywany przez siostrę Teresę i panią Jadwigę – wstaje. Prostuje swoje zgarbione plecy. Co myśli? Chciałbym to wiedzieć! Wygłaszam uroczystą formułkę, przypinam Krzyż. Wyciągnięty jak struna starzec, przez ściśnięte gardło mówi: „Ku chwale Ojczyzny!”
I … całuje mnie w rękę. Teraz ja mam łzy w oczach. Walerka wręcza kwiaty, Żenia fotografuje… Już po wszystkim! Można spokojnie usiąść i porozmawiać. Pan Stefan zdejmuje marynarkę, powoli odpina Krzyż. Długo mu się przygląda, całuje i niezdarnie, sztywnymi palcami usiłuje przypiąć go do piżamy. Pomagam. Potem przy pomocy pani Jadwigi kładzie się do łóżka. Płacze! My też! Ale tych łez wstydzić się nie muszę…
Zbigniew Lewiński, 27.09.16 r.