Najbardziej północnym punktem naszej podróży z Dmytrem Antoniukiem przez obwód tarnopolski będzie Krzemieniec – dawna stolica południowego Wołynia, nazywana również „wołyńskimi Atenami” dzięki słynnemu Krzemienieckiemu liceum, zamkniętemu przez carskie władze w roku 1831.
Oprócz tego, że jest to najpiękniejsze miasto na Wołyniu, którego centrum jest położone w malowniczej dolinie pięciu gór – Krzemieniec również jest jednym z najstarszych miast, wzmianki o nim sięgają 1069 roku. Na Górze Zamkowej, która ma i drugą nazwę – Bona, niczym kły potwora widnieją ruiny dawnej twierdzy. Ona ma bodaj czy nie największą sławę wśród wszystkich wołyńskich (i nie tylko) średniowiecznych fortyfikacji.
W roku 1226 tę fortecę bezskutecznie zdobywali Węgrzy króla Andrzeja II, a po upadku Kijowa twierdza obroniła się przed ordą samego Batu-chana. Dwa ówczesne miasta – Krzemieniec i sąsiedni Daniłów, którego już nie ma na mapie, potrafiły skutecznie przeciwstawiać się Mongołom Batu-chana. Niepowodzenie spotkało również chana Kuremsę, który został tutaj rozbity przez wojowników Daniela Halickiego w 1256 roku. Wkrótce jednak na mocy podpisanej z chanem Burundajem umowy zamek – wówczas jeszcze drewniany – został rozebrany.
Obecne murowane fortyfikacje różni naukowcy datują inaczej. Niektórzy uważają, że kamienne mury pojawiły się pod koniec XIII w. dzięki staraniom księcia Mścisława Daniłowicza, inni zaś sądzą, że zamek wymurował litewski książę Witold w XV w. Wg legendy, przez jakiś czas w tych murach utrzymywano litewskiego księcia Świdrygiełłę, który prowadził wojnę o Wołyń z Polską. W każdym razie ostatecznego wyglądu twierdza nabrała dzięki słynnej królowej Bonie, Włoszce z pochodzenia, której król Zygmunt Stary przekazał Krzemieniec pod warunkiem, że ta go rozbuduje i ufortyfikuje zamek. Królowa Bona (Sforza) słowa dotrzymała, nadawszy zamkowi kształtów gotyku.
Na jesieni 1648 roku oddziały Maksyma Krzywonosa otoczyły fortyfikacje i szturmowały ją w ciągu 6 tygodni. Z jakiegoś powodu polskie źródła piszą, że zamek słabo broniono, dlatego niby był zdobyty przez Kozaków, ale wystarczy spojrzeć na ogromny kozacki cmentarz Piatnicki – leżą tam ci, którzy zdobywali zamek – aby zrozumieć, że obrona była zacięta i krwawa. Po zdobyciu cytadeli Krzywonos rozkazał ją spalić, i chociaż miasto długo jeszcze nie traciło znaczenia strategicznego, jej ruiny już nigdy nie zostały odbudowane. Do naszych dni przetrwały pozostałości nadbramowej wieży o gotyckim sklepieniu, wieża nad miastem i prawie wszystkie części owalu murów zamkowych. Ścian nie ma tylko tam, gdzie kozacka artyleria szturmowała zamek, oraz od strony miasta. Otwiera się stamtąd wspaniały widok na Krzemienic, góry, a w jasną pogodę – również na złote kopuły Poczajowa, znajdującego się w odległości aż 20 km. Tam właśnie i wyruszamy w dalszą drogę.
Mijamy Poczajów, za 21 km docieramy do Nowego Ołeksyńca, w którym skręcimy w prawo. Zostaje nam tylko przejechać 5 km starej kostki i już jesteśmy w Starym Ołeksyńcu.
Dominantą wsi, która była dawniej miasteczkiem, jest cerkiew na wzgórzu. W zaroślach po lewej stronie świątyni, wybudowanej w roku 1756 jako kościół, zachowały się kilkumetrowe murowane bastiony zamku, wzniesionego pod koniec XVI w. przez Jerzego Czartoryskiego. Nie wiadomo, jakie oblężenia i kiedy przeżyła ta twierdza, wiemy jednak, że jeszcze przed pierwszą wojną światową była tutaj wieża z przełamaniem, zrobionym przez Tatarów w czasie jednego z najazdów na miasteczko. Pod koniec XVIII w. zamek spłonął i stał w ruinach do 1850 roku, kiedy nowy właściciel Starego i Nowego Ołeksyńców, Aleksander Rzyszczewski, przebudował je na neogotycki pałac. Znajdowało w nim się sporo kosztowności, m.in. część olbrzymiej biblioteki Czartoryskich z Korca. Rzyszczewscy sprzedali majątek żonie generała Swinina, lecz ona prawdopodobnie nie zdążyła go odwiedzić – miasteczko ogarnęła pierwsza wojna światowa. Pałac został mocno zniszczony i spalony, w okresie międzywojennym jego ruiny rozebrano. Kiedyś był tutaj przepiękny taras widokowy, z którego można było podziwiać wieże dominikańskiego klasztoru w Podkamieniu i Ławry Poczajowskiej, teraz jednak piękno horyzontów zasłaniają drzewa.
Stąd mamy 15 km do Załoziec. Tam również jest zamek. Również ruiny, ale znacznie większe. Twierdza, zarówno jak i cała stara część miasta, położona pośród bagnistej doliny rzeki Seret, co właśnie spowodowało jego powstanie, gdyż nawet dojść do murów było ciężko. Twierdzę na planie kwadratu w roku 1516 wybudował Marcin Kamieniecki, jego synowie zaś umocnili ją po tatarskich najazdach. Jeszcze bardziej wzmocnił zamek wojewoda ruski książę Konstanty Wiśniowiecki w 1603 roku. Wówczas Załoźce już należały do tego rodu, który zmienił miasto na drugą po Wiśniowcu rezydencję. Konstanty dość długo gościł w swym zamku przyszłego Dymitra Samozwańca I, myśląc z nim nad wspólnym planem zdobycia Moskwy. Zmarł on nagle i tragicznie, dowiedziawszy się o śmierci drugiego jego syna Jerzego Konstantego. Obydwa zostali pochowani w 1641 roku w pobliskim renesansowym kościele św. Antoniego.
W czasie oblężenia Zbaraża Kozacy, którzy szli pod Zborów, zdobyli Załoźce. Ale o najeździe Turków w 1675 roku jest kilka informacji. Wg pierwszej wersji, zamek zdobyli i spalili Tatarzy, wg drugiej – twierdza na czele z Dymitrem Wiśniowieckim z powodzeniem odparła najazd Turków Ibrahima Szyszmana. Najciekawsza jednak jest trzecia. Kiedy Turcy zbliżyli się do miasta – mówi legenda – najpierw postanowili powróżyć. W tym celu wypuścili czarną kurę, aby zobaczyć, gdzie pobiegnie. Kiedy ptak gdakając wrócił do osmańskiego obozu, odebrali to jak zły znak. I Turcy cofnęli się, spaliwszy tylko miasto.
W tamtych czasach zamek miał rozkoszny renesansowy pałac, w którym Wiśniowieccy zgromadzili sporo kosztowności. Kolejny dziedzic Załoziec, wielki hetman korony Józef Potocki przebudował go na własny gust i prawie przez całe życie tutaj mieszkał. Zmarł też w załoskim zamku w 1751 roku i jego prochy przewieziono do Stanisławowa (obecnie Iwano-Frankowsk), gdzie urządzono równie pyszny pogrzeb jak i wiśniowiecka ceremonia pogrzebowa Michała Serwacego Wiśniowieckiego, która odbyła się kilka lat wcześniej.
Pod koniec XVIII w. twierdza, jak też większość średniowiecznych zamków, podupadła, i nowy właściciel Ignacy Miańczyński przerobił ją na fabrykę sukna. Kilka dziesięcioleci później nowy już dziedzic Załoziec, Włodzimierz Dzieduszycki w ogóle rozebrał część murów zamkowych, a w starym pałacu Wiśniowieckich-Potockich urządził browar. Zniszczeń dodała pierwsza wojna światowa. W zamku wówczas stacjonowały wojska austriackie, i dlatego zabytek był często ostrzeliwany przez rosyjskie armaty. Z tego powodu straciła większość wież i murów. Do naszych czasów zachowała się zachodnia i północno-zachodnia część twierdzy z ruinami narożnej wieży nad rowem z wodą i bramą. Nad jej przejściem jeszcze w 1992 roku widać było herby właścicieli: Pilawa, Odrowąż, Poraj i Róża. Znaleźli je miejscowi mieszkańcy w rowie, i teraz herby znajdują się w szkole Załoziec. Od czasu do czasu przyjeżdżają tutaj wolontariusze, którzy porządkują teren, ale tego, rzeczywiście za mało dla całkowitego odrodzenia zabytku.
W pobliżu zamku stoi w ruinach renesansowy kościół p. w. św. Antoniego, zniszczony nie przez wojny, lecz przez komunistów. Grobowce Wiśniowieckich wtedy wyniesiono z krypt i splądrowano. Zabytek stoi bez dachu z zawalonym sklepieniem. Jeszcze dalej – dawny kościół zakonu augustianów, zmieniony na cerkiew greckokatolicką. W centrum obecnych Załoziec jest również kościół i klasztor zakonu szarytek końca XIX w.
Dmytro Antoniuk, opracowanie Irena Rudnicka, 14.03.16 r.