Kresowe tradycje wielkanocne. Paski i lany poniedziałek

Wielkanocny „Grób Pański” w kościele w Strzyżawce na Podolu z obrazem Chrystusa, malowanym przez Tadeusza Grocholskiego. Fot. z pocz. XX w. Źródło: nobilispartners.com

Święcenie stołu domowego za dawnych czasów po pewnym czasie zastąpiła Święconka, zanoszona do kościoła w Wielką Sobotę.

Jednakże święcenie stołu wzięło swój prapoczątek z duszy słowiańskiej i było pielęgnowane z wielką pieczołowitością szczególnie na Kresach. Dziś stołów się nie święci, a pokarmy zanosi  się do święcenia w koszyczku, zwanym Święconką. Co więcej, Święconki nie kultywują inne narodowości poza Polakami oraz kilkoma innymi narodami słowiańskimi!

Jajo jest odwieczną oznaką zaczątków życia, płodności, miłości i siły, posiada właściwości oczyszczające i uzdrawiające. Szczególną moc przypisuje się jajkom malowanym na czerwono, które wróżą wszelką pomyślność. Baranek przedstawiony ze sztandarem zwycięstwa nad Szatanem, czyli czerwonym krzyżem na białym tle, przypomina o ofierze Chrystusa i Jego Zmartwychwstaniu.Króliczek – dawniej w Saksonii oznaczał wiosnę. Do Stanów Zjednoczonych przywędrował na początku XVIII wieku, a jeszcze później do Polski, w tym na Kresy.

Mazurek jest słodką nagrodą po czterdziestu dniach Wielkiego Postu. Warto przy okazji dorzucić, iż ciasto przywędrowało do Polski aż z Turcji. Tak, tak, nie wszystko bowiem ma rodzime korzenie. A skoro tak, czas na rozejrzenie się w temacie po świecie, bo jak wiadomo – co kraj to obyczaj. Na przykład w Szwecji Wielki Czwartek przypomina raczej Halloween. Dzieci i młodzież przebrani w wielobarwne spódnice i kolorowe chusty, biegają od domu do domu z garnuszkiem, zbierając łakocie. Jest to tradycja nawiązująca do pogańskiego wierzenia, iż wtedy właśnie wszystkie wiedźmy udają się w niemieckie góry, by spotkać się z Szatanem.

Święta Wielkanocne były doskonałą okazją do wysyłania sobie życzeń. Czasem jedna kartka mogła pogodzić zwaśnionych, dodać otuchy samotnym, a nade wszystko podtrzymać kontakt z tymi, których dawno się nie widziało. Jak już wyżej zagaiłam, drzewiej na Kresach Wschodnich do każdego domostwa przychodził ksiądz, by poświęcić stół domowy, utożsamiany z ołtarzem, a zastawiony specjalnie przygotowanym jadłem.

A już w zupełnie zamierzchłej przeszłości święcono również ogień i wodę. Zapalone pochodnie wnoszono do domu, rozniecano nimi ogień pod kuchnią, a wodą święcono dom i zwierzęta. Wszystko to miało chronić jego mieszkańców od nieszczęść.

Z upływem czasu wizyty księży zastąpiła Święconka. Jedno,  od wieków nie uległo zmianom,  szykowanie potraw wielkanocnych. Przytoczę tu słowa p. Bolesława Szpryngiela z Wołynia, który we wspomnieniach zatytułowanych” Wołyń moich przodków – dawne tradycje” podaje, iż bito wieprze, wyrabiano najprzeróżniejsze wędliny, pieczono ciasta, głównie drożdżowe babki i mazurki. Obowiązkowo malowano jaja, …do kraszenia jajek używano tylko naturalnych barwników: łupiny z cebuli barwiły na czerwono o różnej intensywności, kora kruszyny – na żółto, ruń młodego żyta – na zielono, kora olchy – na brąz.

Przy pomocy stopionego wosku, zmieszanego z sadzą, robiono pisanki. Takie opisane woskiem surowe jajka należało następnie ugotować w opisanych wyżej barwnikach. Jajek należało okrasić co najmniej pół kopy, a gdy w rodzinie było więcej dzieci – odpowiednio: kopę i więcej. Każda gospodyni liczyła się bowiem z tym, że w drugi dzień Świąt przyjdą jej chrześniacy po wołoczebnym. Był to zwyczaj obdarowywania kraszankami i pisankami dzieci, odwiedzających swoich chrzestnych rodziców właśnie w drugi dzień Wielkanocy. Inny zwyczaj – to zabawy malowanymi jajkami. Polegały one na rywalizacji: czyje jajko ma mocniejszą skorupkę.

Sprawdzało się to przez wzajemne tłuczenie jajek jedno o drugie według ustalonych ścisłych reguł: „nosek” jajka musiał precyzyjnie trafiać w „nosek” drugiego. Wygrywał ten, którego kraszanka wytrzymała tę próbę. Stłuczone w ten sposób jajko należało oddać zwycięzcy. Nieprecyzyjne uderzenia były uznawane za faul, zaś faulujący za karę musiał oddać swoją nieuszkodzoną kraszankę. Do zabawy były dopuszczone tylko kurze jajka. Dlatego do malowania jajek dobierano tylko te z najmocniejszą skorupką,  można to było rozpoznać przez lekkie stukanie jajem o zaciśnięte zęby. Wysoki metaliczny dźwięk – to „mocne” jajko, niski i głuchy – słabe. Prawdziwi znawcy potrafili prawie zawsze z góry określić, które z dwóch ma mocniejszą skorupkę.

Mówiąc o odmiennościach w tradycjach wielkanocnych Wołyniaków należy wspomnieć o odwiecznym tu obyczaju wzajemnego pozdrawiania się w dniach Wielkanocy. Otóż witając się należało powiedzieć: „Chrystus zmartwychwstał”, zaś odpowiedzieć: „Prawdziwie zmartwychwstał!…”.

Jak zaznaczają dawni mieszkańcy Wołynia dawniej wszyscy ściśle przestrzegali zalecanego przez Kościół postu. Nieważne, czy ktoś był z bogatego domu, czy też wywodził się z biednej rodziny. Teraz ani młodzi, ani nawet starsi nie zwracają na ogół na to uwagi, obecnie przestrzeganie postu to rzadkość. W czasie Wielkiego Postu dozwolone było spożywanie twarogu, czasem śledzi, ale jadało się przede wszystkim ziemniaki, potrawy z niekraszonej kapusty, jeśli już była jakaś omasta, to mógł być to wyłącznie olej rzepakowy lub lniany .

Najpierw były kilkutygodniowe wyrzeczenia, potem nadzwyczajna obfitość. Dzięki temu, po długim poście, wszystkie potrawy na wielkanocnym stole kusiły zapachami, a i smakowały naprawdę wyjątkowo. Na przykrytym białym, wykrochmalonym obrusem stole, w wielkanocne śniadanie królowały serniki, makowniki, mazurki, wielkie drożdżowe baby, keksy z rodzynkami, bakaliami oraz baranki wielkanocne zrobione z cukru lub masła.

Piętrzyły się też na stole wędzone w przydomowych wędzarniach szynki i kiełbasy. Jednak główną potrawą przyciągającą uwagę biesiadników, było upieczone w całości prosię.  Przedtem trzymane kilka dni w marynacie, sporządzonej według specjalnej receptury. Podane na stół przybrany wierzbowymi gałązkami, bukszpanem i wiosennymi kwiatami z pisanką w pysku.

Święta Wielkanocne postrzegane były podobnie jak obecnie, jako święta rodzinne, ale też sprzyjające życiu towarzyskiemu. Kiedyś życie towarzyskie kwitło, nie to co teraz. Oryginalnie wykonana pisanka była wtedy najbardziej stosownym i eleganckim prezentem, ale także pretekstem, aby złożyć wizytę sąsiadom.

Również śmigus-dyngus, zwłaszcza w małych miejscowościach w okolicach Wołynia, takich jak przedwojenne Równe i Dubno obchodzono wówczas z rozmachem. Dziewczyny na ogół polewano obficie wodą, zwykle z wiadra, a kawalerowie nawzajem wymierzali sobie razy brzozowymi witkami. Żadna zmoczona panna nie obrażała się, wręcz przeciwnie. Ta, której nie oblano wodą uważała to za złą wróżbę na cały kolejny rok, martwiła się brakiem zainteresowania kawalerów.

Śmigus-dyngus, dawniej laliny, wypada w drugi dzień świąt i zamiennie zwie się go lanym poniedziałkiem. Opis z czasów saskich podaje, iż… amanci dystyngowani, amantki swoje oblewali lekko różaną lub inną pachnącą wodą, po ręce a najwięcej po gorsie. Którzy zaś przekładali swawolę, oblewali damy wodą prostą, chlustając garnkami, szklanicami, dużemi sikawkami prosto w twarz lub od nóg do góry, a gdy się rozswawoliła kompania, panowie i dworzanie, panie, panny, nie czekając dnia swego, lali jedni drugich wszelkimi statkami, jakich dopaść mogli…

Największa była rozkosz przydybać jaką damę w łóżku, to już ta nieboga musiała pływać w wodzie między poduszkami i pierzynami, jak między bałwanami.

Jak widać, zwyczaj oblewania się wodą, powszechny na Kresach i całej Polsce, był kultywowany zarówno wśród pospólstwa, jak i dystyngowanego towarzystwa. W Wielkanocny Poniedziałek mężczyźni wylewali wodę na kobiety, a we wtorek i następne dni odwrotnie, kobiety na mężczyzn. A ile przy tym było śmiechu i radości! Nim jednak nadeszły upragnione święta, sporo wysiłku kosztowały same przygotowania. Wiele osób na pewno do dziś wspomina gorący okres szykowania świąt w swym rodzinnym domu. Jednym przypadało w udziale tarcie maku w makutrze na makowiec, czy też pieczenie chleba, kolejnym – ucieranie chrzanu, a jeszcze innym – wyrabianie godzin przy mięsiwie.

Ci, którym szczęście dopisało, szykowali „paskę”… A cóż to takiego jest ta paska? W miesięczniku Ziemia Wołyńska z roku 1938 Zygmunt Leski w artykule Pieczywo ludu wołyńskiego pisze tak: „Paska” – baba wielkanocna, jest to ciasto z mąki pszennej z dodatkiem jaj, masła i „zapachów”. Wołyńskie paski zachowały stare kształty polskich dawnych bab wielkanocnych, które  miały formę zawojów, takich jakie noszą kobiety jeszcze dziś na Podolu Zachodnim, w okolicy Brodów, Założiec itd.

Zwyczaj wypiekania ciasta zwanego „paski” – baby, być może pochodzi jeszcze z czasów pogańskich, gdy czczono boginię życia i natury, na co wskazuje chociażby wyrabianie na ich wierzchołkach „szyszek”, (podobnie i na innych ciastach obrzędowych, zwłaszcza „korowaju”) – często nawet o kształtach  nieprzyzwoitych,  a  stanowiących  ich  zasadniczy ornament.

Słowo Polskie za: Aneta Skarżyński, Dyrektor ds. Kultury i Sztuki Fundacji Polonia Union, 18 kwietnia 2020 r.

lp

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *