Michał Czajkowski herbu Jastrzębiec – pisarz, Polak-katolik, turecki Pasza-wyznawca Islamu a pod koniec życia – prawosławny, urodził się 29 września 1804 w Halczyńcu na Wołyniu. Był synem Stanisława Czaykowskiego, podkomorzego żytomierskiego i Petroneli z Głębockich.
Młody Czajkowski rozpoczął naukę w berdyczowskiej szkole, prowadzonej przez Anglika Wolseya. Kontynuował ją później w Międzyrzeczu Koreckim pod okiem księży pijarów. W 1821 ukończył szkołę z tytułem bakałarzem matematyki i literatury.
W 1828 Michał rozpoczął studia prawnicze na Uniwersytecie Warszawskim. Obdarzony talentem literackim pisał jednocześnie dzieła, w których w duchu bajronicznym wyrażał ducha kozaczyzny, np: „Powieści kozackie”, „Kirdżali” i „Stefan Czarniecki”.
W 1830 roku młody Czajkowski dołączył do żołnierzy powstania listopadowego. Był dowódcą oddziału Kozaków w regimencie kawalerii Karola Różyckiego. Walczył w Pułku Jazdy Wołyńskiej, który za zawołanie bojowe obrał sobie kozackie „Sława Bohu”.
Na emigracji Michał związał się z obozem emigracyjnej prawicy i ruchem Hotel Lambert. Książę Adam Jerzy Czartoryski powierzył mu trudne zadanie zorganizowania agencji dyplomatycznej w stolicy Turcji. Czajkowski energicznie wziął się do pracy. Zainteresował się oczywiście Kozakami, którzy osiedli w tureckiej Dobrudży jeszcze w XVIII wieku, gdy Katarzyna II, po zburzeniu Siczy, przeprowadzała akcję przesiedlania Kozaków nad Don.
„Czajkowskiemu zamarzyło się w wieku dziewiętnastym podnieść z martwych to, co jeszcze w szesnastym zostało zaprzepaszczone – Kozaczyznę sfederowaną z Polską. Ideowy ferment wywołany utratą niepodległości i wojnami napoleońskimi zaowocował na Podolu i Wołyniu bardzo intensywną kozakomanią. Do dobrego tonu należało śpiewanie ukraińskich pieśni, życzliwe przyjmowanie we dworach wędrownych dziadów – lirników, rozpamiętywanie czynów dzielnych atamanów. Kultura szlachecka w tym czasie wręcz mieszała się z ludową – pisała Jadwiga Chudzikowska.
Niebywałe talenty dyplomatyczne Michała Czajkowskiego w Turcji połączyły się z odwagą i wyobraźnią. Żarliwy polski patriota miał tak silne wpływy na dworze tureckim, że sam sułtan liczył się z jego zdaniem nawet przy podejmowaniu ważnych decyzji politycznych. Wówczas Rosja nawet zażądała od Turcji wydalenia Czajkowskiego, grożąc zerwaniem stosunków dyplomatycznych.
Działalność polityczna Polaków w Turcji miała w dużym stopniu na celu wciągnięcie zaborców w wojnę, dzięki czemu Polska miałaby szansę na uzyskanie niepodległości. Czajkowski postanowił przejść na islam przyjmując miano Muhammada Sadyka Paszy. Przyjęcie islamu zresztą spotkało się z potępieniem przez środowisko polskich patriotów. Wspierała Sadyka natomiast jego żona Ludwika Śniadecka – obiekt miłosnych westchnień młodego Juliusza Słowackiego.
Z inicjatywy ks. Czartoryskiego Czajkowski zakupił w okolicach położonych ok. 100 km od ówczesnego Stambułu tereny, na których księża lazaryści zaczęli tworzyć polską wieś. 19 marca 1842 poświęcono pierwszą chatę, a wieś nazwano Adampolem. Oprócz powstańców listopadowych Czajkowski osiedlał we wsi także wykupionych z niewoli tureckiej i czerkieskiej jeńców – Polaków przymusowo wcielonych do armii rosyjskiej na Kaukazie.
Fakt istnienia gdzieś w świecie prawdziwej polskiej wsi, w czasach gdy Polski nie istniało na mapie politycznej, był i ważny, i głośny. Do Adampola ściągali nie tylko Polacy, ale i pokrewne narodowości emigrujące z terenów carskiej Rosji. Adampol stał się ważnym ośrodkiem działalności politycznej polskiej emigracji. Miejscowość ta do dziś pod nazwą Polonezkoy.
W sierpniu 1854 roku wojska tureckie wkroczyły do Bukaresztu. Jako pierwszy granice miasta przekroczył pułk Kozaków otomańskich. Był to oddział złożony m. in. z Polaków (na sztandarze Kozaków otomańskich był biały orzeł i muzułmański półksiężyc) pod dowództwem Sadyka Paszy. Głównodowodzący wojskami tureckimi Omer Pasza mianował Czajkowskiego gubernatorem wojennym Bukaresztu.
Zdymisjonowany w 1872 roku, przeszedł na przyznaną mu przez sułtana emeryturę. Uzyskawszy amnestię carską w 1872 udał się do Kijowa, gdzie radykalnie zmienił swoje poglądy, przyjął prawosławie i nawoływał do pojednania z Rosją i zjednoczenia wszystkich Słowian pod berłem cara Aleksandra II.
4 stycznia 1886 roku 82-letni Michał Czajkowski zastrzelił się z własnego pistoletu. Pozostawił po sobie około 25 różnych utworów, m.in.: „Dziwne życie Polaków i Polek” (1865 r.), „Na Moskwę: powieść z czasów napoleońskich” (1900), „Powieści kozacki” (1837 r.) oraz słynna jego powieść „Wernyhora” z 1838 roku nawiązująca do rzezi w Humaniu.
Słowo Polskie, 07.01.16 r.
Wernyhora. Fragment powieści historycznej z roku 1768 autorstwa Michała Czajkowskiego
Wieść o Kolaszczyznie, jak szalona, lata po wszystkich kątach ziem ruskich; zbliska straszna, a im dalej tym coraz groźniejszą postać przybiera; rośnie w ustach, rośnie w myślach, ale szlachta nie upadla na duchu. Bliższa po zamkach i miastach się gromadzi i tam zbrojnie czeka na wroga; dalsza albo sama na koń siada, albo przy dworne poczty, w pomoc zagrożonym braciom wysyła. Od niepamiętnych czasów szlachcic polski nie umiał, nie silił się odwracać od siebie niebezpieczeństwa, ale kiedy ono przyszło nie strachał się lecz prosto i śmiało w oczy mu skoczył.
Ustawały sąsiedzkie spory, zastarzałe urazy rodzin, a nawet publiczne zwady, a jeden drugiemu bieżał w pomoc jak przystało na braci, na synów jednej ziemi.
Wojewoda Kijowski, pan przemożny całą gębą, nie przekabacony na „stronę moskiewską”, niechętny Królowi, nie był też w zmowie na gardła szlachty ruskiej. Zaledwie się dowiedział o rzezi, natychmiast z Tulczyna wysłał przydworny pułk kozaków do Humania, z rozkazem aby ścigał i łapał hajdamaków. Kozacy Potockich znani w Polsce z dzielnego męztwa, z wierności ku panom, a ich pułkownik Gonta praworny człowiek, doświadczony żołnierz, bo służył na Zaporożu. Pięć lat jak pułkiem dowodzi, najczęściej przy boku pańskim, jednak pańskie oko ni razu nie zachmurzyło się na niego, posiadał bezgraniczne zaufanie Wojewody, a ślepą miłość i ślepe posłuszeństwo u podwładnych kozaków.
Podówczas w Humaniu mieście Wojewody gubernatorował pan Mładanowicz; szlachta z okolic tam się zgromadziła, nawieziono pod dostatkiem żywności dla ludzi i dla koni, ponaprawiano stare wały, bramy armatami obsadzono, urządzono służbę obozową. W zamku i w klasztorze księży Bazyljanów w dzień i noc pod bronią były dwa silne oddziały, straże bezprzestannie czuwają i na zwiady często wysyłają do postronnych wiosek, i tak obwarowawszy się postanowili czekać albo boju, albo zgody. Po wioskach chłopstwo ponure, jak powietrze przed burzą, głośno po cerkwiach się włóczy śląc modły na chwałę Bogu; z cicha po domach noże pookrza i zbrodniczą myślą czci djabła, a ciągle wygląda ku wschodowi, czy nie idą obrońcę świętej wiary, dawce wolności.
Pan gubernator odebrał zawiadomienie i rozkaz od pana Wojewody, żeby oddał straż Humania pułkownikowi Goncie, ale szlachta oparła się temu mówiąc: niechaj za miastem stoi, nie wpuszczajmy żadnego chłopa do miasta. Musiał przyzwolić na to Mładanowicz, bo ciężko aby jeden spełnił to, czego tysiąc nie chce: można pomyśleć, powiedzieć nawet, ja tak chcę, ale co zrobić, to nie, rozsądek każe przystać aby nie stracić do reszty powagi. Kiedy Mładanowicz mówił: że zna przychylność Gonty ku szlachcie, że to jego kum, trzymał mu syna jedynaka do chrztu, ma dwóch synów w Humaniu; na to mu odpowiadano; — tym ci lepiej, mamy zakład jego wierności, niechaj uspokoi hajdamactwo a szlachta mu zawdzięczy.
Nie jest to nałogiem szlachty polskiej być ostrożną, ale tym razem diabli się poparzyli ich bracia naddnieprzańscy w gorącej wodzie, oni postanowili na zimną dmuchać.
Ta nieufność nie podobała się Goncie, ale pan Wojewoda kazał szlachtę bronić, stanął więc w Sokołówce i zaczął wysyłać zwiady w rozmaite strony, aby powziąść języka o hajdamakach…