Od dawna w Sławucie krąży historia o tym, że jeszcze na przełomie XVII-XVIII wieku w mieście zaczęła funkcjonować pierwsza kaplica katolicka.
Zainteresował ten temat także nas – Polskie Kulturalno-Oświatowe Stowarzyszenie im. Romana Damiana Sanguszki w Sławucie. Jest to niesprawiedliwie omijany temat, ponieważ on wyraża nie tylko początki katolickiej gromady na ziemi sławuckiej, ale zarówno jest związany z kwestią historii Kościoła Ewangelicko-Augsburgskiego na jej terenach, oraz jego wpływu na formację wspólnoty całego miasta i regionu.
Zauważmy od razu, że początki polskiej, katolickiej wspólnoty w danym przypadku choć i są związane z rodziną XX. Sanguszków – właścicieli i dziedziców licznych ziem na Wołyniu – ale nie należą tym razem do historii kościoła pw. Św. Doroty w Sławucie, jakby dziwnie to nie brzmiało.
Brak szczegółowych wiadomości historycznych spowodował to, że większość prac naukowych, poświęconych historii miasta Sławuta nie mają nawet najmniejszej wzmianki o tym, że mieliśmy kiedyś jeszcze jeden kościół (pierwsza kaplica katolicka, bardzo podobnej do tej, która została zbudowana w roku 1988 i obecnie znajduje się przy ulicy Ostrogskiej, 29 w Sławucie) i związaną z nim pracę duszpasterską jednego z wiadomych misyjnych zgromadzeń mnichów – OO Lazarystów, czyli Księży Misjonarzy. A później (w tej samej świątyni) – założenia, funkcjonowania i rozwoju Kościoła Ewangelicko-Augsburgskiego.
Dzięki ocyfrowaniu i analizie wielkiej ilości książek, pochodzących z ubiegłego wieku można dzisiaj sięgnąć do niektórych prac, które w całości, albo częściowo odkrywają do tej pory niewiadome dla większości historyków fakty, dotyczące historii kościoła na konkretnych terenach.
W przypadku Sławuty do takiego rodzaju źródeł należy książka pt. „Księża Misyonarze w Zasławiu i Białymstoku” (Kraków, 1913. Nakładem Ks.Ks. Misyonarzy w Krakowie). Właśnie ona zawiera w sobie wiadomości o trzech miastach, w których do roku 1832 istniały placówki OO Lazarystów: Zasławiu, Sławucie i Białymstoku.
Sławuta w swojej kolejności wykonywała w tym rzędzie rolę tylko dojazdowej parafii, a w tym nie była ona taką okazałą świątynią jak na przykład główna placówka – kościół pw. Św. Józefa Oblubieńca w Zasławiu (rok założenia – 1750 przez X Pawła Karola Sanguszkę), do którego za czasów X Hieronima i X Eustachego Sanguszków należała.
Ze źródła tego dowiadujemy się o następnym (str. 13-14, mową oryginału):
„O dwadzieścia kilka kilometrów od Zasławia, w powiecie teraz Zasławskim, miasteczko Sławuta, dawniej Sławutyn powstało dopiero w roku 1633, powołane do życia (Katalog rękopisów arch. sławutskiego, Sławuta 1902, p.20) przez kniazia Jerzego Zasławskiego (przywilej na założenie jej osady 23 kwietnia 1633 roku); potem przeszło do Sanguszków i następnie była tu rezydencja Misyonarzy zasławskich.
Świątynia tutaj katolicka datuje się dopiero od końca XVIII wieku, a mianowicie (Wizyta kanoniczna kościoła zasł. Misyonarzy z roku 1819, at.supra) z jakiegoś budynku murowanego gospodarskiego przerobiono tu kaplicę, poświęconą w 1795 roku, która później stała się filialną parafii zasławskiej Księży Misyonarzy i przez nich administrowana; miała ona długości łokci 34, szerokości 12, dwa ołtarze Najświętszej Maryi Panny i św. Krzyża, ławek 9, konfesyonałów 2, okien 8, była pobita gontami z kopułką, blachą białą pokryta; przy niej dom, przeznaczony dla księdza, któremu dwór dawał utrzymanie.
Ale już w roku 1822 zaczął stawiać murowany kościół X Eustachy Sanguszko (1768-1844), p.w. Św. Doroty (córka jego i siostra nosiły to imię); to budowanie trwało do 1845 roku; konsekrował tę świątynię w 1861 roku Ks. Biskup Borowski (a na wzór miał służyć kościół Św. Eustachego w Paryżu. Ale nigdy nie był do niego nawet o drobinę podobny! aut.) i jest ona od roku 1848 już parafialną w dekanacie Zasławskim.
W roku 1857 liczono tam parafian 1.175, obsługiwanych przez 2 kapłanów; w 1862 roku 1.281, a w 1873 – 1.463 i jeden tylko ksiądz.
W roku 1882 było wiernych 1617; w cztery lata później 1.760; przy końcu zaś ubiegłego stulecia 1898 roku 3.125, lecz w 1903 roku tylko 3.028, a we cztery lata potem znowu 3.125 i obecnie 1912 roku rachują parafian 3.184, chociaż jest ich może i więcej (na podstawie Directoryów z tych lat), lecz zawsze jeden tylko kapłan.”
Tu należało by także dodać, że, dysponując księgą metrykalną (w formacie pdf) pierwszej kaplicy katolickiej z lat 1805-1820, pojawiła się możliwość dowiedzieć się także o imionach i nazwiskach ojców Lazarystów, pracujących w tych latach w Sławucie.
Do nich (wobec wyżej wymienionego dokumentu) należą: śp. Ks. Izydor Kietkiewicz, śp. Ks. Hiacynt Zawadzki, śp. Ks. Florian Łukaszewicz, śp. Ks. Wincenty Kielniewicz, śp. Ks. Franciszek Chodczyński, śp. Ks. Antoni Skiendzielewski, śp. Ks. Jan Szyszkowski, śp. Ks. Stanisław Rutkowski, śp. Ks. Antoni Sienkiewicz, śp. Ks. Laurencjusz Roman Kowalewski, śp. Ks. Piotr Paweł Grzymała Grzymałowski, śp. Ks. Sylwester Romanowski, śp. Ks. Jerzy (Georgius) Józefowicz, śp. Ks. Mateusz Kolenda, śp. Ks. Stanisław Chełmowski, śp. Ks. Józef Stańczyk, śp. Ks. Mikołaj Podleski, śp. Ks. Lupra Seriphus, śp. Ks. Gaspar Świetliński, śp. Ks. Karol (franciszkanin, pełne imię i nazwisko nie znane), śp. Ks. Paweł Staszewski, śp. Ks. Leon Cichocki, śp. Ks. Marcin Czapski.
Wszyscy oni głosili Słowo Boże mieszkańcom Sławuty, wykonując obowiązek kapłański i to właśnie im trzeba dziś podziękować za pierwsze ziarno wiary katolickiej w naszym mieście.
Cóż posłużyło powodem, że straciliśmy wpisaną do kronik wiedzę o początkach pierwszej kaplicy katolickiej w Sławucie? I co było momentem kluczowym dla tego, żeby świątynia katolicka została świątynią ewangelicką?
Są na to różne przyczyny, w tym punkt osiedlenia niemieckich kolonistów na Wołyniu (od 1832 roku) jako pomocy fachowej dla różnych przedsiębiorstw (przede wszystkim industrii sukiennictwa), a także ich wpływ i potrzeby jako gromady luterańskiej, zarówno jak i mniejszości narodowej.
Właśnie rosnąca liczba rodzin niemieckich była powodem do tego, że na przełomie XVIII-XIX wieku X Roman Adam Stanisław Sanguszko („Sybiriak”) – założyciel największej liczby fabryk w Sławucie – oddał pierwszą rzymsko-katolicką kaplicę do dyspozycji dla niemieckiej gromady, a wybudowany kościół pw. Św. Doroty (w latach 1822-1845), służący najpierw mauzoleum rodzinnym XX Sanguszków, został w skutek tego w roku 1848 kościołem parafialnym dla miejscowej gromady wierzących w Sławucie.
Do najgłówniejszych aspektów braku wiedzy o pierwszej świątyni w Sławucie należy także wymazanie historii gromady niemieckiej, spowodowane najpierw antyniemiecką polityką cesarza Aleksandra III (pod koniec XIX wieku, widział w Niemcach zagrożenie dla rozwoju gospodarki rosyjskiej i wpływu ekonomicznego), a później – władz bolszewickich i radzieckich, oczywiście z powodu polityki Cesarstwa Niemieckiego (1871-1918), oraz Pierwszej i Drugiej wojen światowych.
Zniszczenie śladów dokumentalnych, zakaz jakiejkolwiek propagandy niemieckiej (m.in. cenzura książek i czasopism) spowodowało zniknięcie pewnych źródeł, mogących przedstawić czytelnikom wpływ niemieckich kolonistów na przede wszystkim ekonomiczny rozwój i ich socjalny wpływ na zasiedlonych przez nich terytoriach, a w danym przypadku – zamieszczoną w nich informacji o widoku i początkach pierwszej kaplicy katolickiej w Sławucie, którą oni w wieku XIX dysponowali.
Niemcy (pochodzące w większości z Łodzi i jej okolic), jak i każda grupa etniczna, była poddana procesowi asymilacji na cudzych dla niej ziemiach, w danym wypadku – na terytorium Wołynia, wchodzącego do składu Imperium rosyjskiego. Z tego powodu powstają w ostatnich czasach stowarzyszenia tak zwanych wołyńskich Niemców, to znaczy Niemców, przodkowie których zostały urodzone w skutek migracji na Wołyń. Na Internet stronie jednego z takich stowarzyszeń udało się odnaleźć część opisu służbowej podróży Pastora Heinricha Martina Dawida Wasema w roku 1876 przez Wołyń.
Ten krótki urywek w oryginale (w języku niemieckim) rzuca światło, choć i w małej mierze, na atmosferę gościnnej Sławuty i jej mieszkańców za czasów sanguszkowskich, będąc przy tym, oczywiście, tylko subiektywną refleksją jej gościa, a więc:
„W Korcu znaleźliśmy konie, które były wysłane nam naprzeciw ze Sławuty, jednego fabrycznego miasta, położonego za 45 wiorst od nas. Podróż trwała przez długie pola. Około południa w jednym z pięknych miejsc wśród drzew mieliśmy odpoczynek. I w porę dostaliśmy się do Sławuty.
Okolicy Sławuty mają całkiem inny wygląd niż do tego przejeżdżana nami miejscowość. Tam- wszędzie czarna gleba, liściaste lasy, tutaj – piasek i cudowne lasy jodłowe.
To było dla mnie całkowitym osobistym poczuciem odwagi, kiedy to ja przybyłem tutaj pierwszy raz. Przez długi czas przebywałem ja w wołyńskich lasach, wioskach i miastach, w których dla mnie nie bardzo chciało się być jak w domu, po rodzinnemu, objeżdżając je, a tu – od pierwszego wejrzenia widzę ja piasek bałtyckiego wybrzeża, ten sam las jak i tam i te same fabryczne kominy, które ojczyznę mojej młodości – moją starą Rygę – otaczają. I dobrze mi jest: pobyć jednego razu w Sławucie!
W Sławucie jechaliśmy nie skończono szerokimi piaszczystymi ulicami. Obok pałacu księcia Sanguszki, naszej Kirchy oraz obok Fabryki sukiennej. I zajechaliśmy do jednego właściciela bardzo słynnej w południowo-zachodniej części guberni Fabryki wyrobów mechanicznych, Anglika Pana W.
Sam on w tej chwili był w Szwajcarii, otóż my cieszyliśmy w kole jego miłej rodziny przez cały czas naszego pobytu najgrzeczniejszą i najserdeczniejszą gościnnością.
Sławuta, oprócz bycia żydowskim sztetlem, jest również tworzeniem X Romana Sanguszki (mowa o X Romanie Adamie Stanisławie Sanguszce, zwanego „Sybiriakiem”, ur.1801, Antoniny-zm. 1881, Sławuta, aut.). Człowieka, który swoją rycerską osobistością, niezainteresowanym sposobem działania i jego charakterem szlacheckim cieszy się i korzysta się z szacunkiem ogólną powagą.
Jeszcze młodym chłopcem, związanym z wydarzeniami polskiego powstania 1831 roku jako aresztant zmuszony był iść pieszo długi szlak do kopalń węgla na Syberii (patrz Mencel, „Historia ostatnich 40 lat.” Tom I, str.445 i „Pamięć jednego rosyjskiego dekabrysty”, str. 264). Który później służył jako zwykły żołnierz i takim został zesłany na Kaukaz, gdzie z łaski naszego niniejszego cara, który wtedy był następcą tronu, został zwolniony.
Wróciwszy stamtąd, przyjął on na siebie całą administrację rozległych ojcowskich dóbr na Wołyniu i osiadł w Sławucie.
Cała jego opieka skierowana była na to, żeby podtrzymywać i rozwijać dobrobyt jego poddanych. W samej Sławucie i dookoła niej było zbudowano wiele przedsiębiorstw. Ale w tym działaniu ten Gentleman (ang.) swoje wysiłki skierowywał nie po to, żeby pomnożyć swoją własną fortunę, ale na odwrót, z prawdziwą książęcą hojnością wydawał kolosalne sumy po to, by industria była miejscową.
Niemcy, Francuzi i Szwedzi zostały częściowo zaangażowani jako dyrektorzy fabryk, a częściowo jako pracownicy. Niemiecka gromada została w tym mieście naprawdę jedną z liczniejszych. (Mieli kirchę, szkołę, a nawet swój niemiecki cmentarz, zniszczony przez władzę radziecką w latach 1950-tych. Ten cmentarz znajdował się obok Fabryki szkła i na ich grobach zostały wybudowane sklep ogólnospożywczy i kilka bloków mieszkalnych., aut.).
Wobec danych z roku 1862 gromada niemiecka liczyła 226 ewangelików, budynek kamienny jako Dom modlitwy (Kirchę, aut.) i szkołę, 18 uczniów, jednego nauczyciela z roczną opłatą pracy 100 rubli i własnym mieszkaniem. Żriódło: E.H. Busch, „Materialien zur Geschichte und Statistik des Kirchen- und Schulwesens der Ev.-Luth. Gemeinden in Russland“, aut.). Przekazany przez księcia dom modlitwy – przeszły katolicki kościół – był bardzo uprzejmie nadany. (Kościół św. Doroty, drugi w mieście, stał się parafialnym jak było już wspomniano w roku 1848, ewidentnie gdzieś w tych latach pierwsza katolicka świątynia Sławuty została przekazana niemieckiej ewangelickiej wspólnocie przez X Romana Sybiriaka, który wrócił z zesłania na Kaukaz w roku 1845, aut.).
Jeden stary nauczyciel szkolny opiekował się młodzieżą i prowadził niedzielną liturgię. Ale pogodne dni raptem się skończyły.
Jeden wrogo nastawiony do Niemców upoważniony przedstawiciel, potem jak stary Książe swoją majętność przekazał bratankowi, wiedział jak niemieckich dyrektorów i znaczną część majstrów i robotników wyrzucić. Również wiedział, jak likwidować szkolny budynek i jego wyraźnym celem było, żeby Niemców całkowicie wyeliminować, a na ich miejsce przyciągnąć Polaków. Wtedy, w tym czasie, wybuchła rewolucja 1863 roku – Powstanie Styczniowe.
(Warto pamiętać o pozycji niemieckiej mniejszości narodowej w czasie powstań Listopadowego (1830 – 1831) i Styczniowego (1863-1864). Jeżeli w latach 1830-1831 Niemcy stali obok wydarzeń, to w czasie Powstania Styczniowego większość ich miała konkretną pozycję i uczestniczyła po stronie Imperium Rosyjskiego przeciw Polakom. Żródło: Austria-Forum.org/af/AustriaWiki/Geschichte der Deutschen in Raum Łódź. 1863 bis 1914: Abwanderung nach Wolhynien und Industrialisierung.
Przykładem tego jest udział Niemców w bitwie pod Mińkowcami (dnia 20 – 22 maja 1863 r.) w puszczy cwietochskiej niedaleko Sławuty. Co podtwierdza jedno z lwowskich czasopism za rok 1863. aut.)
Upoważniony przedstawiciel, Pan M., wzięty był jako najbardziej podejrzany w tym powstaniu. Polscy urzędnicy pouciekali lub zostały wysłane. Ilość Niemców zwiększyła się znowu i my otrzymaliśmy nasz szkolny budynek z powrotem. Ale stało zrozumiało, że życie w dostatku skończyło się: wynagrodzenie majstrów i wypłaty robotnikom zostały znacznie zmniejszone. W tym czasie, kiedy Książe Sanguszko udowodnił, jak dużo szlachetnego może być ofiarowano dla podtrzymywania ogólnospołecznego dobra, dla podtrzymywania dobra kraju z wielką osobistą bezkorzystnością.
Nasz gościnny gospodarz Pan W. pokazał mieszkańcom Sławuty czym jest inteligencja, powiązana z energią i nieustającą działalnością.
Fabryka odlewu żelaza i wyrobów mechanicznych przeżywała wielki upadek i tylko przez znaczne dotacji Księcia mogła jakoś istnieć. Wtedy – około dziesięć lat potem – Pan W. (prawdopodobnie to był Anglik, Pan John Ward, aut.) wynajął ją i powstało tam nowe życie. Praca, a to przeważnie produkowanie urządzeń dla fabryk cukru i sprzęty rolnicze, była wykonana z największą doskonałością, sprawa rozwijała się dzień po dniu. Pan W. nabył jedną fabrykę i od razu odbył się jej wielki wzrost. O ileż właściciel kupił w Żytomierzu jeden duży piec, który wytapiał żeliwo o wysokiej jakości.
Na wszystkich tych fabrykach: sukiennej, wyrobów mechanicznych, papierni, fabryce cukru pracowało około 150 luteranów. Przez 2 dni co roku prowadziłem liturgię, na którą gromadzili się wierni z okolic Sławuty. Nasza pierwsza liturgia odbyła się w niedzielę 6 czerwca (rok 1876, aut.). Szkoda, że brakuje organów, jednak śpiew był naprawdę wspaniały. Tak jak kilka lat odbywają się próby pod kierownictwem nauczyciela od śpiewu liturgicznego. Po liturgii pod czas obiadu my złączyliśmy z wieloma członkami wspólnoty, którzy tu przybyli z daleka.
Po obiedzie odbyły się obrzędy Chrztu świętego i odnowienia przyrzeczeń chrzcielnych, oraz wesele. Wieczór był spędzony na spacerze po całej długości brzegu jeziora w cudownym jodłowym lesie. Drugi dzień minął w taki sam sposób. Tylko że popołudniu i wieczorem obowiązki służbowe były wykonane nie tak jak przed tym w kościele (luterańskim, aut.), a po domach.
Tak siedzieliśmy w budynku jednego fabrykanta, który całkiem niedawno przybył z Wuppertala (miasto w Szwajcarii, aut.). Pod czas rozmowy przypomnieliśmy imiona kaznodziejów, którzy w sensie duchowym mocno wstrząsnęli miejscowość, ale ja o nich już słyszałem wcześniej.
Potem odbył się Chrzest w budynku jednego lekarza ze Szkocji, który za żonę miał córkę jednego z polskich emigrantów, co wyrósł w Paryżu.
Jakie to różne są życiowe poglądy i kierunki, i tu, i tam. To spotyka się człowiekowi w podróżach służbowych: być wrzuconym z jednego życiowego koła w inne
. Tylko zatrzymał się w ochronce w głuchym lesie, w której duchowny horyzont jej właściciela często sięga nie dalej, niż koniec lasu i od razu po tym masz do czynienia z ludźmi, którzy znają cały świat. I o wszystkim mają swoje zdanie. Dziś obracasz się w chrześcijańskich kołach, a jutro – w takich, którym odpowiada hasło: „Dajcie nam jeść i pić, bo jutro umrzemy!”. Tu jest gorzka prosta bytność, tam – godny gentlemański takt, ale wszędzie towarzyska uprzejmość.
Dni, w których liturgia w takich miejscach zboru jak Sławuta, to znaczy, gdzie pobożni gromadzili się z różnych okolicznych miejscowości, nie zawsze przynosiła pozytywne wrażenie. Są dni pełne refleksji w sobie samym, ale także często są dni świeckiej rozrywki, gdzie znajomi, koledzy spotykają się i spędzają czas przy jedzeniu i napojach, a nie w czymś dobrym. Wiele chrzcin, wesel, które później odbywają się obok z możliwością rozrywek – dla większości te sakramenty są tylko drugorzędną sprawą, która wiąże się z świętowaniem, a zabawa, jest najgłówniejszym punktem.
W Duchu rozpoczynały się takie dni, ale z przykrością kończyły się w mięsie…
Mieszkanie nauczyciela, gościnny piętrowy budynek, znajdujący się obok kościoła (Kirchy luterańskiej, aut.), jest nadany dla nas książęcym Zarządem Dóbr. Nasza szkoła w Sławucie jest jedną z tych, które znajdują się w powierzonej mi diecezji i również jedną z największych, nadających usługi. Dzieci mają dobre wyniki i są dobrze wychowane. A jednak nasze dni w Sławucie zostały wyczerpane, bo w służbowych podróżach nie możesz zatrzymywać się na tym, co się podoba, a musisz z wielką punktualnością dotrzymywać się tego, co za wcześnie było wyznaczone za kilka miesięcy lub tygodni, gdzie i w którym miejscu odbywa się liturgia i spotkanie. I tak w środę z rana odjechaliśmy do Ostroga, co znajduje się od nas za jakichś 30 wiorst.”
Tak się skończyła wizytacja pastora Wasema do naszego miasteczka. Być może i wielu innych wybitnych Pastorów luterańskich odwiedzało w Sławucie swoich wiernych, możemy tylko domyślać się. Również przez brak większej informacji nie możemy wymienić nazwisk wszystkich kapłanów katolickich, OO Lazarystów z Zasławia, którzy głosili słowo Boże w naszej pierwszej świątyni w latach 1795-1832, lecz tylko tych, imiona i nazwiska których są zapisane w książce metrykalnej z lat 1805-1820, ale i z tego już widać, że było ich sporo…
Oddając dla Niemców przez Romana „Sybiriaka” pierwszą katolicką świątynie pod luterańską Kirchę, Sławuta – mino różnych ostrych politycznych wydarzeń – na tym nie straciła, a raczej na odwrót: zdobyła wszechstronność narodową i kulturalną.
Bo pod koniec XIX – początek XX wieku w mieście, w pokoju i jedności przy sławnej, wielce zasłużonej polskiej magnackiej rodzinie książąt Sanguszków, zamieszkiwali wyznawcy czterech kultur religijnych: katolicy, luteranie, hebrajczycy i prawosławni. Wszyscy mieli swoje budynki sakralne, szkoły, cmentarze i wszystkich łączyła Sławuta na Wołyniu, gdzie gęsto rosną pachnące sosnowe lasy i swoje czarne wody niesie Horyń…
Mgr. Wiktoria Wiszniewska
Pomoc w opracowaniu: Mgr. Paweł Wiszniewski, Mgr. Rolf Schadeberg
Pomoc techniczna: Mgr. Tadeusz Bury
Tłumaczenie z niemieckiego: Mgr. Wiktoria Wiszniewska
Polskie Kulturalno-Oświatowe Stowarzyszenie
im. Romana Damiana Sanguszki, 27 grudnia 2021 r.
Leave a Reply