Grocholscy po 99 latach po raz pierwszy wzięli udział we mszy w kościele w Strzyżawce

Parafianie kościoła w Strzyżawce poznają Henryka i Stefana GrocholskichHenryk i Stefan Grocholscy, potomkowie rodziny Grocholskich, która musiała, ratując życie, uciekać w 1917 roku do Polski, odwiedzili w ostatnim dniu lipca Strzyżawkę na Podolu, gdzie po raz pierwszy po exodusie z Kresów pomodlili się w kościele, ufundowanym przez ich pradziadka.

Potomkowie byłych właścicieli Strzyżawki, Piętniczan, Hrycowa i Tereszek zostali bardzo serdecznie powitani przez parafian, zgromadzonych na niedzielnej Liturgii. Starsi i młodsi panowie i panie z ogromnym zainteresowaniem wpatrywali się w zdjęcia kościoła przed jego dewastacją przez bolszewików oraz spalonego pałacu a następnie pokazali ponad stuletnie drzewo, rosnące w pobliżu byłego posiadłości, które, jak twierdzili – było posadzone przez Grocholskich.

Kościół pw. Matki Bożej Bolesnej w czasach komunizmu został podzielony na dwa piętra. Z jego pierwotnego wystroju pozostało kilka rozet i niewielki fragment oryginalnego tynku, okalającego okno w tylnej części kościoła.

W miejscu splądrowanego i spalonego przez zrewoltowane bandy bolszewickie strzyżawieckiego pałacu znajduje się dzisiaj strasznie zaniedbane więzienie. Grocholscy razem z prezesem Stowarzyszenia „Kresowiacy” Jerzym Wójcickim oraz kierownikiem pionu młodzieżowego tej organizacji Wiktorią Draczuk przeszli wzdłuż rzeki Południowy Bug w kierunku byłej kaplicy rodowej w poszukiwaniu miejsca na skale gdzie według starych zdjęć mógł znajdować się pałac.

Przepiękne okolice Bohu, wysokie granitowe skały i ciepła słoneczna pogoda zachęcała do wędrówki a zbiór starych zdjęć, które były w posiadaniu Pana Henryka, pozwalały ocenić, jak zmienił się krajobraz za sto lat…

– Przede wszystkim stoki urwisk nie były tak mocno porośnięte krzakami. Do pałacu ze strony rzeki było dużo łatwiej dostać się niż dzisiaj – mówili Grocholscy. Na terenie, gdzie niegdyś stała kapliczka, dzisiaj znajduje się zaniedbany domek, w którym mieszka Pani Lena z pełnoletnim synem. Kobieta zezwoliła gościom zobaczyć teren, gdzie kiedyś stała kaplica, od środka a nawet udzieliła wstępnej zgody na przeprowadzenie badania terenu przy pomocy georadaru lub wykrywacza metali w celu możliwej lokalizacji trumien z prochami Grocholskich, które kiedyś znajdowały się pod kaplicą.

Wracając do samochodu, zaparkowanego w okolicy kościoła, Grocholscy i towarzyszący im winniccy Polacy mogli obserwować stare stuletnie domki, które zachowały się w całkiem niezłym stanie sprzed stu lat oraz pomnik zamordowanym przez Niemców Żydów w 1941 roku.

Słowo Polskie, 11.08.16 r.

 





































 


Skip to content