Drogą cierpiących – zalana łzami Krykowska Strzelnica

Czasami nawet nie domyślamy się, ile historycznych pamiątek znajduje się naokoło. To może być ruina jakiegoś zabudowania, i pomnik, i droga, i dolina… Skrawki przeszłości są wszędzie, warto tylko uważniej przypatrzyć się otaczającej rzeczywistości. A tym, kto jednak naważył się na to, by popatrzyć wstecz i zobaczyć przez mgłę współczesności stare i zapomniane, tym naturalne oraz sztuczne eksponaty chętnie otwierają drzwi do swojej historii.

Miasto Bar jest przepełnione echem minionych epok. Jego bogata i często tragiczna historia sięga korzeniami bardzo daleko – czasów Bony Sforzy, Bogdana Chmielnickiego, Konfederacji Barskiej,. Ale dużo pytań wciąż pozostaje bez odpowiedzi, nie o wszystkim powiedziano.

Mieliśmy wspaniałą okazję (oraz sprzyjające warunki pogodowe) by przejść się ścieżką wydarzeń, z których ukraińska historia nie zawsze może być dumna. Razem z Arturem Ciuciurskim – prezesem Barskiego Kulturalno-Oświatowego Związku Polaków, mieszkanką pobliskiej do Baru wsi – Teofilą Ordyńską, krajoznawcą Mikołajem Jołtuchowskim oraz fotografem Eugeniuszem Mieśniankinym wyruszyliśmy za wioskę Barskie Czemerysy. A celem naszej podróży stały się znaki przeszłości, które przyroda oraz pracowite ręce nieobojętnych ludzi zachowali dla nas.

Zaczęła się nasza podróż z „celni”. Oczywiście nie w prostym rozumieniu tego słowa, ale właśnie tak- z pradawnych czasów nazywają miejscowi to miejsce. Jak okazuje się, nie bez powodu, bowiem według pani Teofili, właśnie tutaj za Czemerysami Barskimi, przez Bałki, Placynę na Tulczyn i aż na Krym prowadził jeden z najważniejszych starożytnych szlaków – Kuczmański, którym jeszcze w pierwszym tysiącleciu od narodzenia Pańskiego wożono antyczne towary ze Wschodu, o czym świadczą znaleziska archeologiczne… A nazwa „celnia” wykorzystywana jest i do dziś, dlatego nie warto dziwić się, gdy na zapytanie – Dokąd idziesz? – otrzymasz odpowiedź – Do celni.

Dlaczego tak jest? Skąd się wzięły takie toponimy? Ten temat w swoim czasie zainteresował panią Teofilę. Natrafiła ona na dość interesujący fakt, który bezpośrednio stosuje się tego szlaku, przez który mamy zamiar przejść.  W polskiej literaturze historycznej pani Teofila znalazła informację o tym, że w czasach okresu Hajdamaczzyzny (powstania Kozaków) w okolicach Baru zamordowano około 5 tysięcy Polaków. Podobną informację można odnaleźć i u Antoniego Rolle. Metodą porównania z miejscowymi nazwami niewielkich pagórków oraz górek – Opłakana, Krykiwska (od słowa Krzyk), Strzelnica oraz świadczenia miejscowych doszliśmy do myśli, że właśnie tą drogą prowadzono Polaków na śmierć.

Część drogi, nieoficjalnie nazwanej Opłakana ma początek za niewielkim mostkiem i zakończyła się na wierchu niewielkiego pagórka. Wcześniej droga była bardziej równa ale czas pozostawił po sobie ślady.

– Mój teść opowiadał, a jemu w swojej kolejności opowiadali jego krewni, że tą drogą kiedyś buntownicy prowadzili Polaków – mieszkańców Baru, ludzie czując strach krzyczeli i płakali – stąd i pochodzi nazwa. Część osób, które próbowali uciec, zabijano od razu przy drodze – opowiada  kobieta.
Droga na Krykowskiej przechodziła wcześniej przez wierzchołek wzgórza, później ją „przecięto”. Od lewej strony miejscowość nosi nazwę Jezioro (co prawda jezioro tam pojawia się tylko podczas opadów deszczu), a po prawej – Głęboka. Nawet na takie, nie znaczące w ogólnym kontekście całej historii nazwy warto zwracać uwagę podczas badań historycznych.

W większości przypadków ludzie korzystają  z toponimów, o pochodzeniu których oraz przyczynach powstania takich nazw nawet nie domyślają się. Nasze zadanie polega na doniesieniu tej informacji do szerszej rzeszy oraz wytłumaczenie jej treści. Przecież właśnie z takich  fragmentów mozaiki powstaje historia naszego kraju, właśnie z pomocą takich klocków budowana jest piramida prawdziwej historii.

Kiedy podeszliśmy do krzyża, ogrodzonego starym drewnianym płotem, wpadła nam w oko tablica, z napisem w języku polskim. – To mnie zainteresowało, – mówi pani Teofila – dlaczego napisano takie słowa – Od epidemii, głodu, ognia i wojny obroń nas, Boże». To słowa modlitwy. Słowa-sublikacje, jak ich nazywają w kościele katolickim. Używamy ty słów przy Bogu żywemu, w czasie wystawiana przenajświętszego Sakramentu, przecież według naszej wiary – Jezus jest obecny w chlebie.

Ale, zgódźcie się, ze słowa na tej tablice zmieniono by w czasach Związku Radzieckiego nie konfliktować z ateistyczną władzą. Pozostawiono napis –  obroń nas, Boże, od tego, co było, i oby to nie powtórzyło się. Jakaś sakralna mądrość jest ukryta pomiędzy słowami. Dla wszystkich pokoleń potomków i narodów – mądrość na wieki. Nikt nie by nie odmówił  takiej modlitwy..»

Tablica nieco kontrastuje z innymi pamiątkami z dawnych czasów, bowiem wykonano ją nieco później – w latach 70-ch XX wieku siłami pana Bronisława Grabczaka. Samego krzyża za komuny nie było, tylko pusta podstawa po niej stała w tym miejscu . Ludzie nazywali ją «figurą». Kamienny krzyż na grobie niedawno odnowił pan Głuszko.
– Dziadek mojego męża opowiadał że kiedyś źródło po prawej od grobu było bardzo zadbane, bogacze, którzy przychodzili by napić się w nim wody, rzucali do wody pieniądze, żeby dzieci albo potrzebujący mogli wziąć sobie po kilka monet, a razem z tym i wyczyścili źródło. To miejsce jest znane i popularne wśród podróżnych, nawet teraz woda w nim jest przydatna do picia. W tym źródle jest coś symbolicznego, Bóg nie zapomniał o tym miejscu i my nie możemy o o nim zapominać – szczerze dodaje młoda kobieta.

Miejsce pochówku jest dużo większe od ogrodzonego odcinka  – zauważył Artur Ciuciurski – Było by dobrze posadzić wiosną krzaki kaliny, poszerzyć ogrodzenie, oddając hołd ludziom, tu pochowanym.

Na szczęście są tacy, którzy znajdują czas, siły i pragnienie by zaopiekować się mogiłami rodaków. Najstarszy członek organizacji polonijnej w Barze Franciszek Nowakowski, od prawie dwudziestu lat sprzątający polski cmentarz w tym mieście, znajduje czas na porządkowanie i tego grobu. Niedaleko od tej mogiły widnieje jeszcze jeden krzyż z napisem „Ofiara pana Głuszko”, sponsorowany przez wspomnianego już wcześniej ofiarodawcę.

Pan Franciszek też opiekuje się tym pochówkiem. Cieszy to, że od jakiegoś czasu pomaga mu młode pokolenie – Michał Ordyński, nieobojętny członek organizacji polskiej. Do pomocy dołączyli się również pracownicy Barskich Sieci Elektrycznych, którzy, na polecenie dyrektora Wiaczesława Młynarza poobcinali krzaki obok pomnika. Pomoc w odnowieniu ogrodzenia obiecali przedsiębiorcy Aleksander Stepankiewicz, Wiktor Zatorski i Aleksandr Gucał. Nie można nie wyrazić podziękowania ludziom, które podjęli się tego wyzwania, mamy nadzieję, że wkrótce to miejsce będzie wyglądło odpowiednio do powagi wydarzeń z którymi się kojarzy.

Im bliżej do Strzelnicy tym szczególniej odczuwalna jest siła energetyki tego miejsca. Pan Eugeniusz przypominał sobie, że słyszał o dawnych osadach z czasów kultury Czerniahowskiej, które znajdują się tutaj bardzo blisko. Kiedy dotarliśmy do doliny pod nazwą Strzelnica, pani Teofila opowiedziała, że właśnie tu w drugiej połowie XVII wieku odbyła się straszna rozprawa.
Takie przypuszczenie pojawiło się, w związku ze znanymi już faktami historycznymi – Hajdamacy za przewodem Wesłana z Szarogrodu kręcili się pod Kopajgrodem , widocznie, na nieszczęście, tutaj też dotarli.

Jeżeli przyjrzymy się cieniom drzew w dolinie, złapiemy się na myśli, że one przypominają ludzkie postacie… Duże i małe, mocne i kruche, patrzą na tych, kto zakłócił ich spokój. Ale dziś nie budziło to strachu, przyroda poczęstowała nas smacznym czerwonym głogiem, dziękując za to, że  mała ekspedycja zdecydowała się zapoczątkować przyszłe badania dużo większej skali. Po prostu ludzie mówią niedużo, trzeba umieć przysłuchiwać się i nie bać się poczynić pierwszy krok… Przecież początek – to już połowa sprawy.

Anastasja Zanużdanova –  studentka 3-go roku
Barskigo Humanitarno-Pedagogicznego koledżu im. Gruszewskiego
Zdjęcia – Eugeniusz Miesniankin

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *