Czumacy – stepowi marynarze. Szkiców Tadeusza Padalicy z Ukrainy ciąg dalszy

Pierwsze co przychodzi na myśl o Czumakach to jego maża, czyli wóz, którym odbywa on podróże swe do Bessarabii, Odessy i Krymu.

Przed laty, gdy te wędrówki odbywały się przez niezasiedlone ukraińskie stepy, na których koczowały tatarskie hordy, albo wypasały się tabuny zaporożskiego kosza— podróże te miały koloryt poetyczny, wymagały pewnej odwagi i połączone były z niebezpieczeństwem.

Pierwszym warunkiem takich podróży było zorganizowanie się Czumaków w wałki, to jest stowarzyszenia, liczące wozów kilkadziesiąt i tyleż osób, ażeby w razie wypadku, napadu lub nieszczęścia, latwiej było sobie dać radę na pustyni.

Lecz nie miały one nigdy charakteru najezdniczego i nie zajmowały się kradzieżą ani łupieżstwem. Owszem, handel ich i zajęcie były zawsze legalne i nazwaćby je można pierwszym zawiązkiem stosunków handlowych z państwem tureckim, w te mniej więcej krótkie przerwy czasu, gdy traktaty zawieszały wojny Rzeczypospolitej Polskiej z Portą i najezdnicze hordy zaprzestawały rozpuszczać swe zagony na Ukrainę.

Koniecznością co je przy ciągłym utrzymywała życiu, była potrzeba soli, a tę otrzymywała Ruś cała z limanów i jezior krymskich, lub besarabskich. Nadto ujścia Dunaju, Dniestru, Bohu i Dniepru obfitowały w ryby, które solono i sprzedawano Rusinom. Zajmowali się tym Tatarzy i Kozacy.

Nazwisko „Czumak” tłumaczono uprzednio od czumy, to jest dżumy, zarazy, która istotnie grasowała niegdyś na Rusi i najprawdopodobniej przywożono ją z Turcji. Lecz w tym zdarzeniu omylono się podobieństwem brzmienia wyrazu. Czumak, jest tatarskie „Czukmak“ i oznacza przewoźnika, nomadę.

Za czasów panowania Polski i egzystencji Zaporoża, Czumacy chodzili już po sól i rybę tymi samymi szlakami, któremi chodzili i Tatarzy. Oczakowski, inaczej zwany Czarnym Szlakiem, a u ludu szpakowym, szedł z Wołynia na Humań, Baltę, Olwiopol i Mikitynę przeprawą na Dnieprze.
Drugi zwał się Murawskim i ciągnął nad brzegami Worskli, Berestowatej do ujścia jej w Samarę, potem przecinał zaporożskie palanki i u Końskich wód wchodził w granicę koczowisk tatarskich.

Na stepach zaporoskich Czumacy znajdowali opiekę i przytułek w zimownikach czyli futorach kozackich; lecz za Dnieprem podróż ich inny przybierała charakter. Czumak zwykle tam przywdziewał koszulę wysmarowaną dziegciem, dla zabezpieczenia się od owadów i gadzin, nabijał rusznicę, dostawał spisę, a na piersi w skórzanym hamanie zawieszał bilet, opatrzony pieczęcią pogranicznego gubernatora i przetłumaczony na tatarski język.

Tam już aż do Perekopu i za Perekop, nic było siol ani futorów i on spotykał tylko tabuny tatarskie, często stada dzikich koni. Jeśli na drodze był jaki auł, a w nim żył aga lub murza, tam świadectwo pogranicznego urzędnika dawało mu prawo na swobodne przejście. Lecz w stepie niewiele znaczyło ono i często Czumacy narażeni byli na napady Nogajców. Stepy te nie miały szlaków i doświadczeni Czumacy kierowali się na nich dniem według słońca, mogił i kierunku jarów, a nocą według gwiazd, jak żeglarze na morzu.

To koczujące życie nacechował zwyczaj pewnymi regułami i dał im moc obowiązującą. Czumacy zwykle wychodzą w drogę zaraz z początkiem wiosny, walkami, czyli stowarzyszeniem nie przewyższającym wozów 30 lub 40. Wybierają z grona swego atamana, a w kolej pełnią służbę strażniczą przy wozach i wołach i nadto jeden lub dwaj przeznaczani są do kotła na kaszowarów.

Wychodzą z wiosek w drogę zwykle wieczorem; odtąd ciągle nocują obozem w stepach. Uchodzą dziennie najwięcej wiorst trzydzieści. Ruszają z miejsca noclegu o świcie, stają na popas o siódmej. Tę poranną podróż zwą podróżą o zorzy, a godzinę popasu zaczynają, gdy słońce podejmie się nad horyzont na długość dwu dębów.

Gdy woły się pasą, Czumacy jedzą śniadanie. O południu następuje drugi popas i obiad. Ku wieczorowi stoją na nocleg i wieczerzę. Jedzą kulesz ze słoniną, chleb, hałuszki, a w powrocie soloną i więdłą rybę, z której najulubieńszą jest tak zwana tarań. Dla wołów wybierają bujne stepowe pastwiska i czyste wodopoje. Wymijają zanieczyszczone krynice i stepy obfitujące w tak zwane sołonczaki, to jest miejsca pokryte iłem solnym, a których mnóstwo jest z lewej strony Dniepru i nad Siwaszem. W ogóle stepy nadlimanowe nie są zdrowe dla wołów i ludzi. Czumacy podlegają tam febrze od wyziewów błotnych, a bydło zaraża się księgosuszem. Wody mało i są miejsca gdzie na przestrzeni wiorst pięćdziesięciu, nie ma ruczaju ani krynicy. Niegdyś stepy były zupełnie wolne dla popasów i tylko wodopoje opłacały się. Dziś (1860 r.) biorą za popasy od 1 do 2 kop. sr. za parę wołów i od 3 do 5 kop. sr. za wodopój. Studnie te dochodzą głębokością do 30 sążni.

Słowo Polskie za: Tygodnik Ilustrowany Nr66, Warszawa 17/20 grudnia 1860 r., 6 kwietnia 2020 r.

lp

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *