Z Trembowli przez Podgórzany (obronny klasztor bazyliański) i Semenów docieramy do Podhajczyków. Miejscowa placówka geriatryczna „Nadweczirja” w dużym starym parku mieści się w dawnym pałacu hrabiego Kozibrodskiego.
Ten eklektyczny budynek jest wspaniały i zadbany. Wszystkie okna zdobią miniaturowe pilastry, a obwód budynku otacza dekoracyjny stiukowy fryz. Od tylnej strony fasady znajduje się wytworna wnęka, gdzie dawniej stała figura Madonny, a pod nią zachowały się litery i liczby: „RP 1877” – data budowy. Od tej strony do samej rezydencji przylega stara olbrzymia lipa o sześciu pniach, która swego czasu symbolizowała moc rodziny Kozibrodskich. Wejście główne zachowało bardzo sympatyczny ganek z czterokątnymi kolumnami i schodami łamanymi. Wewnątrz zostały chyba tylko schody, podparte odlewaną żeliwną kolumną i działająca mini winda, przy pomocy której potrawy są przekazywane na pierwsze piętro z kuchni. Po ostatniej wojnie mieściło się tutaj państwowe gospodarstwo rolne, następnie sanatorium dziecięce, szpital przeciwgruźliczy i zwykły, obecnie zaś wspomniana placówka geriatryczna.
Ocalała w Podhajczykach również brama oraz kaplica Kozibrodskich, co prawda w stanie ruiny.
Podążając na południe wzdłuż rzeki Seret, przez Dolinę i Budanów docieramy do Kosowa. Dawne biuro kołchozu – oficyna spolszczonej rodziny Ormian Bogdanowiczów.
Wybudowano ją na początku XX w. na miejscu dawnej drewnianej oficyny. Wnętrza wówczas zdobiły kopie płócien Rafaela i innych artystów renesansowych, przywiezione z Włoch. W głównym zaś dworze posiadłości, spalonym za czasów wojny ukraińsko-polskiej 1918-1919, Bogdanowiczowie posiadali bibliotekę, liczącą 2500 tomów, zawierającą zbiory utworów klasyków polskich, małą kolekcję broni, porcelany i srebra. Stał tu również francuski rokokowy zegar.
Obok majątku rósł od XVIII w. park z alejami świerkowymi, z których każda miała imię nowo narodzonego członka rodziny Bogdanowiczów. Niestety, nie zachował się do dni dzisiejszych. Tak samo, jak płócien w oficynie, która niedawno została wykupiona i jest używana w celach prywatnych.
Stąd robimy wypad na południowy zachód Tarnopolszczyzny. Dojechawszy do Białobożnicy, skręcamy w prawo i przez Buczacz (zob. Tom I) docieramy do Monasterzysk. W tym mieście w bardzo przebudowanym stanie ocalał klasycystyczny pałac 1780 roku, wzniesiony przez Ludwikę Potocką. Znajduje się on na terenie faktycznie nie działającego zakładu tytoniowego, ale jest dobrze chroniony przez ogromne psy, dlatego dowiedzieć, się, czy zachowało się coś wewnątrz budynku, który widzimy tylko przez ogrodzenie z drutem kolczastym, nie udało się.
Nie martwcie się, gdyż następnym punktem podróży będzie Koropiec, z jego niech nawet nie polskim pałacem, którego po prostu nie możemy ominąć ani na naszej dalszej drodze, ani w tej książce. Z Monasterzysk najpierw jedziemy tam drogą na Iwano-Frankiwsk, następnie w Komarówce skręcamy w lewo, za Werbką na rozwidleniu trzymając się lewej strony znajdujemy się w Koropcu.
Pałac znajduje się na terenie liceum. Pierwszą klasycystyczną rezydencje na początku XIX w. wznieśli Mysłowscy, lecz perłę architektury, którą widzimy dzisiaj, na początku następnego stulecia wybudowano na jego miejscu dla marszałka sejmu galicyjskiego, Węgra Stanisława Badeniego. Jest to arcydzieło eklektyzmu, mające w swoim zewnętrznym wystroju wszystkie znane na koniec XIX w. ozdoby, włączając łamany dach i trzy portyki – joński, dorycki i koryncki. Koniecznie poproście, aby pokazano wam pałac od środka (klucze znajdują się w liceum). W pałacu cudem zachował się sufit-akwarium (oczywiście, bez wody i egzotycznych ryb), a także nadal wspaniała sala balowa, ozdobiona drewnem różnych gatunków. Można w niej obejrzeć oryginalny secesyjny komin.
Pałac, niewątpliwie, musi być jedną z największych atrakcji turystycznych Zachodniej Ukrainy, ale na razie stoi zamknięty i w ruinie. Niektóre pomieszczenia grożą zawaleniem stropów między kondygnacjami. Liceum nie ma nic przeciwko, aby przekazać zabytek dla celów turystycznych, ale propozycji na razie brak.
Drogą na Buczacz docieramy do Porchowej. Prywatny piętrowy dom przy ulicy Krasaków 45 jest przebudowanym dworem zagrodowym rodziny Cieleckich z połowy XIX w.
Niedawno został on wykupiony, wówczas rozebrano ganek i strącono pozostałości wewnętrznej sztukaterii. Zostało tylko stiukowe obramowanie okrągłego okna na strychu. W pobliżu staw ze sztuczną wysepką, dokąd prowadzi mostek. We wsi jest również piękny działający kościół i cerkiew p.w. Opieki Najświętszej Bogurodzicy z oryginalną dzwonnicą.
Stąd przez Ściankę i Młynki kiepską drogą w końcu docieramy do Potoku Złotego (o jego zamku – w Tomie I).
Alfred Potocki w XIX w. sprzedał Potok Złoty Olszewskim, którzy w pobliżu starych murów obronnych zaczęli wznosić nowy pałac. Praktycznie rzecz biorąc, po prostu porabowali zamek, przeniósłszy do nowej rezydencji prawie wszystkie portale renesansowe i ozdoby kominkowe. Kiedy pałac był gotowy, okazało się, że wydano na niego wszystkie środki Olszewskich, i żeby nie zbankrutować musieli sprzedać cały majątek. Przez jakiś czas mieszkał w nim cadyk z Sadagóry, ostatnimi właścicielami zaś byli przedstawiciele dawnego rodu Gniewoszów. Oni mieli w złotopotockim pałacu sporą bibliotekę, dzieła sztuki, dwa płótna Juliusza Kossaka i obraz Juliana Fałata oraz kopię XVIII-wiecznego gobelinu, którego oryginał znajduje się w zamku miasta Braga w Szwecji. Większość cennych rzeczy zabrali ze sobą bolszewicy w 1918 roku, rezydencję zaś spalili. Budynek odbudowano, lecz z utratą kilku elementów zewnętrznego zdobienia, m.in. portyków. Obecnie część zabytku zajmuje szkoła podstawowa. W jednym z pokoi jest mocno pokryty tynkiem niedziałający neogotycki kominek.
Dmytro Antoniuk, tłumaczenie tekstu Irena Rudnicka, 7 lutego 2019 r.
lp
Leave a Reply