Bukowina – krańce polskości

Polacy z  Bukowiny – przetrwali komunizm, więc niestraszny im śniegTa ziemia formalnie przynależała do Polski zaledwie przez kilkanaście lat. W mimo to – niezłomnie trwa tam polskość, mieszkają Polacy. Co więcej – wydaje się, że Polacy z okolic Czerniowiec na Bukowinie bardziej pamiętają o swojej Ojczyźnie, niż Ojczyzna pamięta o nich.

Bukowina to piękna okolica – niczym z bajki. Położona jest pomiędzy Karpatami Wschodnimi a środkowym Dniestrem. Nie licząc czasów okupacji przez Turków, politycznie przynależna była zawsze Mołdawii i Rumunii. W granicach Rzeczpospolitej znajdowała się zaledwie przez 13 lat – w roku 1687 król Jan III Sobieski wygnał stamtąd Turków i przyłączył te ziemie do naszego państwa, by wkrótce zwrócić je Mołdawii. Do II wojny światowej cała znajdowała się w granicach Rumunii, w 1945 roku jej północna  część została zawłaszczona przez Związek Sowiecki. Obecnie część północna z miastem Czerniowce znajduje się na terytorium Ukrainy, natomiast południowa część z Suczawą przynależy do swojej macierzy, czyli Rumunii.

W całej swej historii Bukowina była jednym, wielkim kipiącym tyglem kulturowym. Mieszkali tu prawosławni Rumuni, ale także Żydzi i przedstawiciele dwóch wyznań katolickich – Ormianie i rzymskokatoliccy Polacy. Nasi rodacy osiedlali się na tych terenach już w czasach Kazimierza Wielkiego, a ich kolejna duża fala napływać zaczęła w czasach rozbiorów. Przyjechali między innymi górnicy kopalń soli w Bochni i Wieliczce, aby pracować w kopalni soli w Kaczycach, przyjeżdżali też górnicy z kopalni rud w Olkuszu, gdzie wyczerpywały się złoża, a nawet górnicy ze Śląska. To wszystko działo się w XIX wieku. Polscy górnicy, którzy na Bukowinę przybywali z okolic Olkusza i Bochni – przemieszczali się w granicach tego samego państwa, czyli cesarstwa Habsburgów. Nawet nie przypuszczali, jak dramatyczne konsekwencje będzie miała dla ich potomków ta podjęta z przyczyn ekonomicznych decyzja o „przeprowadzce”.

W czasach sowieckich mniejszość polska na sowieckiej Bukowinie przeżywała szczególnie ciężkie czasy. Jej przedstawiciele byli „podejrzani” podwójnie – jako Polacy i jako rzymscy katolicy. Wiele parafii zostało bez duszpasterzy. Kapłani z parafii w Czerniowcach tak naprawdę sprawowali posługę dla wiernych nie tylko w samym mieście, ale także dla ludzi rozsianych po wsiach w promieniu kilkudziesięciu kilometrów. Nie inaczej było w Piotrowcach Dolnych – wsi leżącej 8 kilometrów od dzisiejszej granicy z Rumunią. Znajdujący się tam kościół został splądrowany i przez dziesięciolecia niszczał, stojąc pusty. Polacy zbierali się na modlitwie w prywatnych chatach lub w zdewastowanym kościele, do którego – na szczęście – zachowali klucze. Ksiądz przyjeżdżał z Czerniowiec  raz na pół roku, czasami rzadziej.

W ostatnich latach dwukrotnie – jak się zdaje – zadziała Opatrzność. Po raz pierwszy, kiedy do Piotrowic Dolnych posłano młodego kapłana wywodzącego się z diecezji bielsko-żywieckiej, księdza Adama Bożka. Urodził się w 1976 roku w Żywcu, święcenia przyjął w 2004 roku. Przez biskupa Tadeusza Rakoczego został oddelegowany do pracy w archidiecezji lwowskiej. Najpierw był wikarym w leżących kilkanaście kilometrów od polskiej granicy Mościskach. Potem jako górala – skierowano go w góry, na Bukowinę. I tak trafił do Piotrowic Dolnych, gdzie został proboszczem. Opatrzność zadziała po raz drugi – w Mościskach spotkał Antoniego Mryca, inżyniera górnika z Bytomia, który angażował się w pomoc charytatywną dla Polaków mieszkających w województwie lwowskim. Bożek opowiedział mu o Piotrowcach, o tym, że Polacy mieszkają także 300 kilometrów dalej od Lwowa, pod samą granicą rumuńską. Mryc przyjechał do Bytomia i zaczął opowiadać o tym swoim kolegom z górniczych związków zawodowych. Zaowocowało to wspaniałą przyjaźnią – śląscy górnicy objęli patronat nad budową nowego kościoła w Piotrowcach Dolnych. Pomagali zarówno materialnie, jak i wkładem własnej pracy. Było w tym coś fenomenalnego – przed ponad 150 laty górnicy ze Śląska oraz z graniczących ze Śląskiem części Małopolski wybrali się na daleką Bukowinę. Dzisiaj śląscy górnicy pomogli ich potomkom wznieść nowy kościół pod wezwaniem Przemienienia Pańskiego. Poświęcił go arcybiskup metropolita lwowski Mieczysław Mokrzycki w październiku 2011 roku.

Byłem na tej uroczystości. Spotkałem tam niezwykłych Polaków, jako społeczność różną od tych, którzy mieszkają w innych częściach Ukrainy. Trzeba to sobie uświadomić: po 1989 roku z ziemi lwowskiej dokonała się tak naprawdę ostatnia fala „repatriacji”. Młodzi Polacy wyjeżdżali do Polski na studia i niemal wszyscy mieli podobny plan na życie: uzyskać w Polsce kartę stałego pobytu, wyjść w Polsce za mąż lub ożenić się i pozostać w RP, na Ukrainę nie wracać. Ponad rok temu odwiedziłem Żytomierz. Tam również wielu naszych rodaków myśli o podobnie: uzyskać Kartę Polaka, wysłać dzieci na studia do Polski i najlepiej, żeby zostały w kraju. Oczywiście w takim pragnieniu repatriacji nie ma nic nagannego, jest ono oczywiste i zrozumiałe. Jednak na tym tle uderzyła mnie postawa Polaków  Bukowiny, którzy mówili jasno: Tu jest nasza ziemia, groby naszych rodziców i dziadków. My nie chcemy wracać do Polski. My chcemy od Polski tylko jednego – żeby pamiętała o nas.
Czerniowce jakże różnią się od Lwowa – i to bynajmniej nie architektonicznie, gdyż pod tym względem można zauważyć pewne podobieństwa. Ale są i różnice. Nazwy ulic są dwujęzyczne – pod tabliczką z ukraińską nazwą widnieje druga, mniejsza, z „latinoczką”, czyli pisana alfabetem łacińskim. We Lwowie nie do pomyślenia. Lwowscy neobanderowcy prędzej zadławiliby się własną śliną niż na coś takiego pozwolili. Na poświęcenie rzymskokatolickiego kościoła w Piotrowcach Dolnych przyszli prawosławni Rumunii – z życzeniami i życzliwością. Byli przedstawiciele miejscowych władz samorządowych. We Lwowie, gdzie rządzą grekokatoliccy Ukraińcy od chwili upadku Związku Sowieckiego nie zwrócono Polakom (rzymskim katolikom) ani jednego kościoła. O zwrot kościoła św. Marii Magdaleny tamtejsza wspólnota parafialna zabiega od ponad 20 lat.

Dzisiejsza Ukraina jest państwem postsowieckim – tak mentalnie, jak terytorialnie. Swój obecny kształt zawdzięcza imperialnym podbojom Stalina oraz  łaskawości Chruszczowa, który podarował Ukraińskiej Republice Sowieckiej tatarski, doszczętnie zrusyfikowany Krym. Obecne państwo ukraińskie posiada terytoria zagrabione Polsce, Rumunii i Węgrom. Połowa obywateli kraju mówi w domach po rosyjsku lub „surżykom” – językiem rosyjskim z naleciałościami ukraińskimi. W kontekście obecnych wydarzeń na Ukrainie, mówi się o niebezpieczeństwie rozpadu tego państwa. Ja rzekłbym raczej: o możliwości rozpadu, którą traktować należy jako normalną kolej rzeczy: to co scalone zostało w sposób sowiecki, rozpaść się musi. Pozostaje mieć nadzieję, że w tym młynie historii los polskiej mniejszości na Ukrainie nie ulegnie pogorszeniu.

Tekst i zdjęcia: Marcin Hałaś, bwp

Spowiedź na Bukowinie

Arcybiskup Lwowa Mieczysław Mokrzycki w Piotrowcach Dolnych

Ksiądz Adam Bożek, proboszcz parafii pw. Przemienienia Pańskiego w Piotrowcach wita metropolitę lwowskiego arcybiskupa Mieczysława Mokrzyckiego

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *