Bitwa Warszawska nie zakończyła inwazji bolszewickiej na Polskę. Potem była obrona Lwowa, Zamościa i Bitwa pod Komarowem

Mimo rozgromu bolszewików pod Warszawą w dniach 15-16 sierpnia 1920 roku, walki na południu (okolice Dniestru, Lwowa, Delatyna) wciąż trwały. Prawdziwy finał nastąpił w ostatnich dniach sierpnia, kiedy pod Komarowem osiem tysięcy kawalerii starło się w dwoboju między Zamościem a Hrubieszowem. Pogoniony spod Zadwórza Budionny dostał rozkazy z Moskwy o ratowaniu wojsk Tuchaczewskiego przed ostateczną porażką.

29 sierpnia budioniowcy dotarli do Zamościa i spróbowali z marszu zając to miasto. Zamość wówczas bronili Ukraińcy z 6 Siczowej Dywizji Strzeleckiej i polski 31 Pułk Piechoty. Ta dosłownie garstka żołnierzy powstrzymała 11. i 14. Dywizje czerwonej Kawalerii. Sytuacja stała by się tragiczną jeżeli by nie pomoc ze strony 13 Dywizji Piechoty generała Hallera.

Haller skierował do walki z bolszewikami (6 tys. szabel) 1 Dywizję Jazdy generała Juliusza Rómmla (1,5 tys.). Mimo wszystko bolszewicy dysponowali przy tym znaczną przewagą: ich sześciu tysiącom szabel przeciwstawiło się jedynie półtora tysiąca polskich. Nie bez znaczenia w kulminacyjnej fazie bitwy było także wsparcie oddziału legendarnego kapitana Stanisława Maczka.

„W zachodzącym słońcu błyszczał las krzywych szabel. Łopotały czerwone sztandary. Wiatr nadymał czerwone koszule; tłoczyły się papachy; parły co tchu kudłate koniki, szalał dzikiem wyciem mongolski motłoch… Kryzys osiągnął swój szczyt. Dowódca brygady wraz z rotmistrzem Morawskim kierują sami ogniem baterii. Artylerzyści z oparzonym rękami obsługują działa, obok istna reduta karabinów maszynowych zieje żywym ogniem wprost przed siebie na wschodnią część Wolicy Śniatyckiej. Tam właśnie ześrodkowało się natarcie nieprzyjacielskie, szukające naszego skrzydła. Na szczęście bagnista łączka uniemożliwiała szybkie posuwanie się w konnym szyku. Ześrodkowany ogień zmusił nieprzyjaciela do szukania zasłony poza domami wsi. Na przedpolu kotłuje się nadal. Nie rozumiesz, kto kogo bije, kto zwycięża, ale każdy doświadczony żołnierz czuje, że długo nie trzeba będzie czekać na załamanie – musi ono nastąpić lada chwila… ” – tak napisał pułkownik Henryk Brzezowski, dowódca 7 Brygady Jazdy z oddziału Rómmla w 1934 roku na łamach „Przeglądu Kawaleryjskiego”.

W końcu po kolejnej polskiej szarży budionowcy powoli zaczęli się cofać na północ. Mimo to walka wręcz, prowadzona przez kawalerzystów 7 Brygady Jazdy, trwała ponad dwie godziny. Na szczęście w najbardziej krytycznym momencie bitwy z odsieczą przybyła im 6 Brygada Jazdy. W pełnym biegu ułani 1 i 14 pułku uderzyli na skrzydło nieprzyjaciela. Radzieckie jednostki zostały odrzucone i zmuszone do przegrupowania. To decydujące starcie nie trwało nawet kwadransa. Po nim nastała trzygodzinna przerwa w walce.
Polskie zwycięstwo było całkowite. Polaków po około trzech kilometrach pogoni powstrzymały karabiny maszynowe ustawione na skraju lasu. Dalszego pościgu zaniechano z powodu zapadających ciemności i wycieńczenia walczących od wielu godzin żołnierzy.

Bitwa pod Komarowem stała się swoistą zemstą Budionnemu i jego żołnierzom za Samgródek-Jeziorną, Zadwórze, Czarny Ostrów, mordy, grabieże i inne zbrodnie. Po bitwie pod Komarowem z ponad 20 tysięcy szabel w czerwcu 1920 roku, po sierpniowym starciu udało się uciec zaledwie trzem tysiącom żołnierzy. Ostateczna porażka doprowadziła do wstydliwego wycofania 25 września kawalerii Siemiona Budionnego z frontu działań wojennych.

Słowo Polskie za polskie media, 1 września 2025 r.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przejdź do treści