„Od miasta na niebie do miasta na ziemi” – takimi słowami można by było opisać kolejną wycieczkę członków Winnickiego Kulturalno-Oświatowego Związku Polaków po kresowym Podolu. Jeżeli poprzednia pielgrzymka po kościołach obwodu winnickiego przypominała o duchownym spadku naszych przodków, to podróż po zamkach i fortecach pozwoliła „dotknąć na żywo” historii Podola w czasach jego przynależności do I Rzeczypospolitej.
Poprosiwszy błogosławieństwa u Matki Boskiej Latyczowskiej i pochodziwszy po resztkach zamku w tym mieście (jak wyglądał pierwotnie – można zobaczyć na szkicach Napoleony Ordy z XIX wieku), turyści skierowali się do fortecy w Międzyborzu, nazywanej „Białym Łabędziem”. Gotycki styl tutaj spotyka się z renesansowym i przechodzi w barokowy – tak dużo przebudowań przeżyła cytadel pomiędzy Bugiem a Bożkiem, pozostając wciąż niepowtarzalnie piękną. A życiorysy jej właścicieli już dawno są częścią historii tego kraju, wsłuchajcie się tylko – jak brzmią ich nazwiska: Siniawscy, Radziwiłłowie, Lubomirscy, Czartoryjscy. Nic dziwnego, że dwaj z międzybózkich władców – Adam Mikołaj Siniawski i Adam Kazimierz Czartoryjski byli pretendentami na polską koronę i kto wie, jak by się potoczyły się losy historii, jeżeli by ktoś z nich został królem? Między innymi właśnie od renesansowego pałacu Czartoryjskich wieje romantyzmem (tutaj Lermontowie zakochiwali się w Potockich) z potężnych ścian cytadeli. Niestety, jak i wszystko, co jest związane z historycznymi zabytkami na Ukrainie, restauratorzy nie są za bardzo zainteresowani jej odnowieniem przez brak zainteresowania ze strony ukraińskiego państwa. Jeżeli nic się nie zmieni, to za kilka-kilkadziesiąt lat, ta kresowa pamiątka przemieni się w ruiny.
Dalej na trasie wycieczki leży Starokonstantynów, a za nim – Samczyk. W starokonstantynowskim zamku zadziwia obronna wieża, swoim wyglądem i potęgą zaćmiewająca donżon Lubartowskiego zamku w Łucku. Ale łucki zamek jest wizytówką Ukrainy, a starokonstantynowska wieża tuli się, zaciśnięta pomiędzy magazynami a placem budowy prawosławnej cerkwi. Tak wieża i stoi – porzucona przez wszystkich, podstawiając swoją niepokrytą głowę deszczom i wiatrom.
Samczyk trochę odbiega od celów podróży, a jej uczestnicy nie mogli utrzymać się przed pokusą przyjrzenia się wspaniałemu dziełu Dionyzego Miklera – „ukraińskiemu Wersalowi”. Niewielka posiadłość dziwi ciekawym pojednaniem francuskiego i krajobrazowego parkowego stylu. Dziś 14 pracowników tego parku bezskutecznie prowadzą wojnę za utrzymanie pamiątki w należytym stanie przy mizernym wsparciu finansowym państwa.
Pierwszy dzień podróży dobiegł do końca w Kamieńcu-Podolskim. Oddzielne podziękowania braciom Paulinom, którzy z radością przygarnęli zmęczonych podróżników pod swoim dachem…
Kamieniecki zamek otrzymał jeszcze za czasów I RP nazwę „Antimurale Christianitas” – forpost chrześciaństwa, ponieważ jego ściany nie raz stawały na drodze Turków i Tatarów, pod czas ich najazdów na Europę. Jednak w 1672 roku „złoty klucz do obrony Rzeczypospolitej” był zdobyty, obrona twierdzy weszła do historii tak samo, jak i obrona Konstanynopola w 1453 roku – tyle w niej było męstwa i beznadziejnej odwagi. Odwiedzając kościół św. Piotra i Pawła nie można bez emocji przejść obok nagrobnego kamienia Jerzego Wołodyjowskiego – „kamienieckiego Hektora” tej obrony. Jak pamiętamy Wołodyjowski posłużył Sienkiewiczowi prototypem Michała Wołodyjowskiego – „pierwszego rycerza Rzeczypospolitej”.
Dalej droga prowadzi do Chocimia, gdzie średniowieczny zamek z XV wieku schował się za potężnym systemem bastionów, wybudowanych w XVIII wieku. Kamieniecki zamek przeważnie znajdował się w rękach Korony, a w chocimskim urzędowali Turcy. Dwie twierdze stali jedna naprzeciw drugiej na brzegach Smotrycza i Dniestru, przypatrując się wrogo sobie nawzajem przez otwory strzelnicze. Tym nie mniej właśnie zamek chocimski przyjemnie zdziwił podróżników dobrze zachowanym stanem umocnień – właśnie tu widoczne są ślady świeżych prac i większych inwestycji. Jeszcze pod koniec 80-ch lat ubiegłego wieku pałac komendancki i wieża zegarowa leżeli w ruinach i ciężko było sobie wyobrazić, że te góry bitej cegły zmienią się w wspaniałe budowle, wykorzystane później przy kręceniu filmu „Taras Bulba”. Trzeba przejmować u mieszkańców Bukowiny zdolność do opieki nad swoimi zabytkami historycznymi, przemieniając je w „”Mekki turystyczne”. Dzięki temu nasz kresowy kraj zalśni jak w dawne czasy.
Życzymy wszystkim członkom polskich organizacji na Ukrainie więcej tak wspaniałych podróży, jak ta, którą odbyli członkowie winnickiego Winnickiego Kulturalno-Oświatowego Związku Polaków pod kierownictwem pani Alicji Ratyńskiej i odkrywać dla siebie wspaniałe zabytki naszego kraju, których, niestety, z czasem pozostaje coraz mniej…
Zdjęcia z wycieczki
{morfeo 129}
Zdjęcia oraz informację udostępnili Wadim Arago, Alicja Ratyńska,
tłumaczył Jerzy Wójcicki
Leave a Reply