500 placówek Polskiej Macierzy Szkolnej na Podolu w roku 1917

Pałac Grocholskich w Strzyżawce. Zniszczony przez zrewoltowane bandy chłopskie. http://grocholski.pl

Po opracowaniu napływających ankiet na temat ludności polskiej na Podolu zebrano wstępne dane o stanie i jej rozmieszczeniu.

Według tych danych zaczęto rozsyłać blankiety „Aktu przystąpienia Koła (wiejskiego) do Macierzy“ oraz statut. Akty te trafiały znów do proboszczów z prośbą o wytłumaczenie znaczenia i zamierzeń Macierzy.

Posypały się nam te akty przystąpienia, każda poczta przynosiła pliki! Podpisani byli na nich zarząd koła wiejskiego i zwykle kilkanaście nazwisk członków. I jakie nazwiska! Był tam i Stepan Żółkiewski, i Tarnowscy, i Potoccy, Poniatowscy i już „towariszcz” Czarniecki.

Czasem otrzymywałyśmy listy, nad którymi płakałyśmy z rozrzewnienia i radości, że nasza działalność wywołała taki odzew i zrozumienie wśród ludu. Pisał nam stary chłop Pasławski z pod Mohylowa: „czyż to prawda że szkoła polska jest naprawdę?”. Inny, z Wasylówki pod Tywrowem, tak mówił: „Ja wże ne umiju howoryty po polśki, ałe nechaj chot‘ moi dity ne propadajut!”. Wszędzie na miejscu, we wsi ludzie dbali o swoją szkołę, opiekowali się nauczycielkami, dostarczali podręczników i stały kontakt z nami utrzymywali. Mieli zaufanie do instytucji, która nic od nich nie żądała, a dawała pomoc, radę, nauczycielki, książki. W ciągu paru miesięcy powstało na Podolu prawie pięćset szkół!

Zastanawiałyśmy się nieraz nad tym, co właściwie pobudziło ten ruch, którym cieszyliśmy się wszyscy. Dotąd księża podtrzymywali ile mogli poczucie narodowe, dwory pracowały również, przyjmowano to jednak dość biernie. Macierz agitacji wielkiej rozwijać nie mogła, zresztą zawsze zresztą zawsze trzeba było się liczyć ze środkami pieniężnymi. Zawsze nam ich brakowało. Wprawdzie Opatrzność dała nam jako skarbnika hr. Grocholskiego, który zawsze miał kieszeń otwartą.

Hrabia Grocholski zakupił w Winnicy drukarnię i oddał ją nam do rozporządzenia. On także sprowadzał książki tysiącami a później już, sam na emigracji, znajdował możność na przekazanie większych sum na utrzymanie naszych szkół. Kiedy raz w początkach p. Jaroszyńska, którai sama dużo łożyła, zastanawiała się nad jakimś projektem – czy kasy wystarczy, hr. Grocholski powiedział jej: „Niech Pani o rachunek nie pyta, bo pani straci rozmach. Proszę robić co natchnienie dyktuje, a rachunki należą do mnie”. Ofiarność ogólna była ogromnam ale według statutu dawano głównie na swoją szkołę, zaś do Centrali nic nie dochodziło, chociaż w teorii Koła wiejskie zobowiązane były wpłacać 10 proc. swoich wpływów na koszty głównego zarządu. Centrala nigdy się o to nie upominała.

Na podstawie tekstu Wandy Świderskiej, Pamiętnik Kijowski, Londyn, 1966 r. Udostępnione przez Henryka Grocholskiego, 25 marca 2020 r.

lp

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *