Polska potęga wojskowa w XVI-XVII w. w dużej mierze opierała się na talencie hetmanów koronnych Stanisława Żółkiewskiego i Jana Karola Chodkiewicza. Obydwaj pochodzą z ziem, zaliczanych dzisiaj do Kresów I i II RP, obydwaj zginęli na polu walki – Żółkiewski pod Mohylowem niedaleko Dniestru, Chodkiewicz – pod Chocimiem, 160 kilometrów dalej na zachód.
W sierpniu 1605 r. Szwedzi zamierzali ostatecznie zdobyć najważniejszą twierdzę w regionie – Rygę. Zmobilizowali do tej operacji ok. 14 tys. żołnierzy. Na ich czele stanął sam król Szwecji Karol IX. Polacy, pod dowództwem hetmana wielkiego litewskiego Jana Karola Chodkiewicza, mogli im przeciwstawić jedynie ok. 5 tys. ludzi, z czego część stanowiła załogi zamków. Chodkiewicz nie mógł dopuścić do zajęcia Rygi i dlatego postanowił przerwać oblężenie miasta, które Szwedzi rozpoczęli we wrześniu 1605 r. Król szwedzki na wieść o zbliżających się siłach polskich zwinął oblężenie i ruszył na spotkanie przeciwnika.
Bitwa została stoczona w trakcie wojny polsko-szwedzkiej o Inflanty, toczącej się w latach 1600-1611. W sierpniu 1605 r. Szwedzi zamierzali ostatecznie zdobyć najważniejszą twierdzę w regionie – Rygę. Od tego, kto panował nad tym miastem zależał los całych Inflant.
27 września obie armie stanęły naprzeciw siebie w pobliżu wioski Kircholm. Teren, na którym rozegrała się bitwa położony był na prawym brzegu rzeki Dźwiny, w odległości 15 kilometrów od Rygi, przy drodze wiodącej do Dyneburga. Obie armie zajęły pozycje na wzgórzach rozdzielonych dawnym korytem Dźwiny. Siły szwedzkie liczyły 12-14 tys. żołnierzy, w tym ok. 5000 jazdy. Siły polskie były znacznie mniejsze. Wynosiły ogółem 3800 ludzi, w tym 2800 jazdy (przeważnie husaria, kilka rot rajtarskich, tatarskich i petyhorców). Ogromną przewagę liczebną Szwedów niwelował w pewnym stopniu fakt, że wojsko polskie było wojskiem zwycięskim. Żołnierze mieli świadomość swej wyższości nad nieprzyjacielem. Konieczność staczania bitew z wielokrotnie liczniejszym przeciwnikiem była dla husarii rzeczą zwykłą.
Wojsko szwedzkie stanęło w czterech rzutach. Bataliony piechoty i szwadrony jazdy uszykowane zostały w szachownice. W pierwszym rzucie stanęło 7 batalionów piechoty gen. Lennartssona i artyleria. W drugim 6 szwadronów jazdy Mansfelda i Brandta. W trzecim 6 batalionów piechoty księcia Luneburskiego. W czwartym rzucie stanęło 5 szwadronów jazdy pod dowództwem samego Karola IX. Karol IX zamierzał zepchnąć słabe siły Chodkiewicza w górę Dźwiny lub nawet do rzeki.
Chodkiewicz podzielił swe siły na 3 rzuty i odwód. Gros sił – 1250 koni (husaria i jazda lekka) pod dowództwem Tomasza Dąbrowy – skupił na lewym skrzydle. Plan hetmana przewidywał, że właśnie stąd wyjdzie decydujące polskie uderzenie. Jazda została uszykowana w ten sposób, aby chorągwie lekkie zasłaniały obecność husarii. Ponadto, szyk maksymalnie ścieśniono, aby niewielkie rozmiary polskiej formacji utwierdziły Szwedów w przekonaniu o słabości Polaków. W centrum stanęły 4 roty piechoty z kilku działami, 350 husarzy pod porucznikiem Wincentym Wojną oraz 300 rajtarów kurlandzkich, którzy przybyli tuż przed bitwą jako posiłki. Prawe skrzydło miał Jan Sapieha (700 husarzy). Huf walny (odwód) stanowiła chorągiew husarska rotmistrza Teodora Lackiego (200 koni). Za pozycjami polskimi ulokowano czeladź obozową mającą w trakcie bitwy udawać nadchodzące posiłki. Na lewym skrzydle polskim znajdował się obóz polski.
Plan taktyczny Chodkiewicza przewidywał rozstrzygnięcie bitwy na lewym skrzydle, aby odrzucić Szwedów od Dźwiny i z drogi prowadzącej do Rygi i zamknąć im w ten sposób drogę odwrotu. Decyzję taką narzucały również warunki terenowe – bagnisty teren przed lewym skrzydłem szwedzkim utrudniał manewrowanie i hamował impet jazdy.
Bitwa rozpoczęła się rankiem. Przez kilka godzin nie dochodziło jednak do decydującego starcia. Na przedpolu, rozdzielającym obie armie, harcownicy usiłowali swymi wypadami sprowokować Szwedów do opuszczenia swych stanowisk i do ataku. Szwedzi nie kwapili się jednak do opuszczenia dogodnych pozycji na wzniesieniu, gdzie mogli skuteczniej odeprzeć ewentualną szarżę husarii. Po trzech godzinach bezładnej wymiany ognia Chodkiewicz postanowił użyć prostego podstępu i sprowokować Szwedów do walki. Wydał on jednostkom obecnym na przedpolu rozkaz upozorowania bezładnej ucieczki.
Żeby więc z pagórków owych na przyległe i rozłożyste pola zdradą nieprzyjaciela wyciągnął, kazał [Chodkiewicz] znieść nagle owe swoje harcowniki i uciekać im pod wojsko główne, ostrzegłszy je pierwej, aby zmyśloną trwogą na sercu nie upadało – pisał Adam Naruszewicz.
Podstęp się udał. Karol IX rzucił do ataku pierwszą linię swojej piechoty.
Wówczas nastąpił najtrudniejszy moment w bitwie. Chodkiewicz wydał rozkaz, aby centrum szwedzkiego szyku (ok. 5000 muszkieterów i pikinierów) zostało zatrzymane przez 350 husarzy i 300 rajtarów z centrum polskiego szyku, pod dowództwem Wincentego Wojny. Celem tego posunięcia było zatrzymanie Szwedów tak, aby umożliwić przeprowadzenie uderzenia chorągwiom husarskim z lewego i prawego skrzydła. Pochylił się las kopii i husaria ruszyła w luźnym szyku galopem na nieprzyjaciela. Po pierwszej salwie szwedzkich muszkieterów husarze ścieśnili szyk i na kilkaset kroków przed linią szwedzkich pikinierów przeszli w cwał …
Wydano zatem znak do walnej bitwy z obu stron we wszystkie trąby, kotły i bębny: a po wykrzyknieniu przez nasze wojska Jezus Marya (…), przy strzelaniu z siedmiu działek, wpadli nasi na Szwedów z niewypowiedzianą żwawością. Pierwszy Wincenty Wojna, za rozkazem hetmańskim skoczył z trzemastami husaryi na piechotę czołową. Stał nieprzyjaciel jak mur nieprzełamany, nasrożywszy całe czoło długiemi kopiami, koląc z dala natarczywe konie, kiedy tymczasem muszkietnicy owi, mając przy sobie śpisników, gestym jakby z zarogatek razili ogniem. Szwedzi muszkietami lepsi odganiali naszych: nasi po wystrzeleniu na nich z ręcznej strzelby, jedni zapędem, inni z dobytemi pałaszami drzewca nasrożone siekąc, rum sobie na złamanie szyku torowali – pisał Adam Naruszewicz.
Starcie było ciężkie, wielokrotnie liczniejsze czworoboki szwedzkiej piechoty stanowiły mur nie do przebycia. Tutaj jazda polska poniosła najcięższe straty. Karol IX z niedowierzaniem obserwował spustoszenie, które kilkuset polskich jeźdźców wywołało w czworobokach jego kilku tysięcy muszkieterów i pikinierów. Zadanie postawione husarii przez hetmana zostało wykonane – centrum szwedzkiego ugrupowania zatrzymało się. Dalsze kilkanaście minut było już tylko konsekwentną realizacją planu Chodkiewicza. Równocześnie z czołowym uderzeniem Wojny, hetman wykonał decydujące uderzenie z lewego skrzydła. Do ataku ruszyło zgrupowanie Tomasza Dąbrowy, które zatoczyło łuk i uderzyło na Szwedów z wiatrem tak, aby wywołana kurzawa zamaskowała działania Polaków. Prawoskrzydłowa rajtaria szwedzka została rozniesiona od razu, po czym husaria wpadła na piechotę szwedzką, siejąc spustoszenie.
Dąbrowa wpędził część rajtarii szwedzkiej na piechotę Lennartssona i uderzył na czworoboki piechoty szwedzkiej, która nie wytrzymała tego niespodziewanego ataku i rozpierzchła się. W walce padł gen. Lennartsson. Tymczasem na prawym skrzydle polskim husaria pod dowództwem Sapiehy rozbiła dwukrotnie silniejszą rajtarię gen. Brandta i puściła się za nią w pogoń.
W czasie tej pogoni na jazdę polską uderzyła nagle z boku rajtaria szwedzka z odwodu wprowadzonego teraz do walki przez Karola IX. Uderzenie świeżych sił szwedzkich zagroziło rozerwaniem szyku husarzy …
Sytuację w porę uratował hetman Chodkiewicz, rzucając na skrzydło szwedzkie jazdę ze swego odwodu, złożoną z 200 husarzy dowodzonych przez rotmistrza Lackiego. Jeźdźcy Lackiego uderzyli z boku na odwód Karola IX rozbijając go od razu i ratując z opresji jazdę Sapiehy
W tym momencie bezpośrednie niebezpieczeństwo zawisło też nad Chodkiewiczem. Nagle pojawił się przed nim jeden z rajtarów i wypalił z pistoletu. Na szczęście chybił. Hetman nie czekając na pomoc sam rzucił się do ataku i ciosem szabli zwalił na ziemię odważnego rajtara.
Po rozbiciu całej jazdy i większej części piechoty szwedzkiej Chodkiewicz rzucił wszystkie siły na resztki szwedzkich piechurów, broniących się z rozpaczliwą odwagą. Ich los był jednak przesądzony. Po kilkunastu minutach bitwa o Rygę była skończona. Rozpoczął się pościg za uchodzącym w panice nieprzyjacielem. Nastąpiła rzeź Szwedów, których ciała zaścieliły drogę do morza, gdzie na kotwicowisku stały szwedzkie okręty.
Wojsko szwedzkie zostało zniszczone doszczętnie. W bitwie i w trakcie pościgu padło ok. 9000 Szwedów. W czasie ucieczki wielu potopiło się w Dźwinie, sporo wybili po lasach chłopi. Polegli książę Luneburski i gen. Lennartsson. Do niewoli wzięty został gen. Brandt. Sam Karol IX, ranny i załamany, ledwo uszedłszy z jedną chorągwią rajtarów z trudem dotarł do swoich okrętów i niezwłocznie odpłynął do Szwecji. „Nazajutrz nie było Szwedów w Inflantach” – napisał później Marian Kukiel, generał i historyk wojskowości.
Straty Rzeczpospolitej wyniosły ok. 100 zabitych i kilkuset rannych. Hetman Chodkiewicz w dzień po bitwie wjechał do Rygi, gdzie kazał wyprawić uroczysty pogrzeb gen. Lennartssonowi, w którym – ku powszechnemu zachwytowi – sam wziął udział.
Kircholm jest przykładem bitwy walnej zakończonej pełnym zwycięstwem – czyli zniszczeniem przeciwnika. Historia zna niewiele takich zwycięstw, a prawie żadnego odniesionego przeciw takiej przewadze. Jakub Sobieski napisał, że zwycięstwu temu „przyszłe pokolenia bardziej się dziwować, niźli wierzyć będą”.
Kircholmska wiktoria wywołała głośne echo w ówczesnym świecie. Zewsząd posypały się gratulacje. Wyrazy uznania przysłali m.in. papież Paweł V, cesarz Rudolf II, król Anglii Jakub II, a także władcy muzułmańscy: szach perski Abbas I Wielki oraz sułtan turecki Achmed I, który powiesił portret Chodkiewicza w swoim pałacu na honorowym miejscu.
Bartosz Musiałowicz, 27.09.15 r.
Bitwa pod Kircholmem na obrazie Pietera Snayersa