Sukieneczka w szafie…

Źródło: WikimediaRzadko bywam w moich rodzinnych Starachowicach. Od lat pomagam podolskim Polakom w odnajdywaniu swej narodowej tożsamości. Dlatego, dopiero gdy przyjechałem do domu na Wielkanoc, wpadł mi w ręce ostatni numer „Głosu z serca”. To dobrze, bo dzięki temu mogę nisko pokłonić się parafianom z Majówki (dzielnica Starachowic), podziękować za gościnność i ofiarność z jaką spotykają się moi winniccy uczniowie. I za piękne pierwszokomunijne sukieneczki, które każdego roku przekazywał nam ks. proboszcz Aleksander Sikora.

Tak było również dawno temu w początkach listopada ’95. Pięć dziewczynek uczestniczących w warsztatach recytatorskich zorganizowanych przez Młodzieżowy Dom Kultury, wracając z zajęć wstąpiło na plebanię. Zaśpiewały kilka piosenek , a potem obdarowane wypchanymi torbami z pięknymi, białymi sukienkami, powędrowały do domów gościnnych starachowiczan. Po drodze przekomarzały się: komu  przypadnie najpiękniejsza suknia. Kilka z nich przygotowywało się wszak do pierwszego pełnego spotkania z Bogiem.

Niespełna 10-letnia Julia Markiewicz wyobrażała sobie, jak uroczyście będzie wyglądać podczas zbliżającego się opłatkowego wieczoru. Julia pięknie śpiewała, toteż z zapałem ćwiczyła kolędy. Już w Winnicy nagrano je śpiew na kasetę wideo. Ale nie w tej śnieżnobiałej, pochodzącej ze Starachowic, sukience. Ta czekała w szafie na uroczystość najważniejszą!…

Niestety, w lutym przeklęty Czarnobyl upomniał się o Julię. Tak, jak o dziesiątki, setki jej rówieśników urodzonych w nieszczęsnym osiemdziesiątym szóstym roku. Julia zachorowała na białaczkę. Najpierw szpital w Winnicy, później klinika w Kijowie, w końcu specjalistyczna lecznica we Włoszech… Na Mszy św. w intencji Julii, odprawionej w winnickim kościele, razem modliły się jej koleżanki: katoliczki, prawosławne, baptystki, Żydzi, dzieci, które nigdy dotąd na swej drodze Boga nie spotkały… A ojciec Justyn, proboszcz, kapucyn z Krakowa, wygłosił wzruszającą homilię. Cały dochód z tacy przekazał na pomoc w leczeniu Julii.

W miejscowej telewizji raz po raz pokazywano fragment kolędy śpiewanej przez Julię wraz z numerem specjalnie założonego konta. Potrzebne były pieniądze. Duże pieniądze!… Kilka miliardów karbowańców obiecał mer Winnicy. Obiecał!… Niestety, ważniejsze były wypłaty dla strajkujących donieckich górników. Dla Julii już nie wystarczyło!…
Pomogli zakonnicy z włoskiego miasteczka Atripaldi, którzy udzielili dziewczynce i jej matce kilkumiesięcznej gościny…Pisaliśmy i dzwoniliśmy do niej, gdy byliśmy w Starachowicach. Z Ukrainy listy do Włoch nie zawsze dochodziły. A Julia cieszyła się, że leczenie daje rezultaty. Umówiliśmy się na kolejne wieczory kolęd, wszak w końcu listopada, Julia miała już wrócić do nas, do Winnicy… Nie wróciła, odeszła 17 grudnia… I pewnie śpiewać będzie swoim dźwięcznym głosikiem  maleńkiemu Jezuskowi hen, w niebie?… A wspaniała, biała, pierwszokomunijna sukienka pozostanie w szafie… Bo przepisy sanitarne uniemożliwiły otwarcie metalowej trumny po przywiezieniu Julii do Winnicy.

Coraz więcej moich winnickich uczniów, zwłaszcza tych urodzonych w osiemdziesiątym szóstym, zapada poważnie na zdrowiu. Przeklęty, okrutny Czarnobylu! Ilu ich jeszcze zabierzesz?

Zbigniew Lewiński, 29.09.16 r. (Tekst powstał w 1997 roku)

Skip to content